„Cywilizowane” tortury, Panie Ministrze?
Jeśli coś jednak zwróciło uwagę światowej (chodzi o ten „cywilizowany świat”, według słów Bartoszewskiego) opinii publicznej, to nie zeznania ofiar, a reportaż stacji CNN z 10 maja, w którym o torturach stosowanych wobec Palestyńczyków opowiedzieli izraelscy „sygnaliści”. Dopiero ich relacje o przetrzymywaniu w klatkach, biciu, poniżaniu i przemocy stosowanej nie tylko w celu wydobycia zeznań, ale również za karę i z zemsty za atak z 7 października i zbrodnie (prawdziwe i wymyślone) popełnione tego dnia przez bojowników Hamasu na terytorium Izraela, były godne zainteresowania.
„Izrael prowadzi wojnę w sposób bardzo cywilizowany” – powiedział 21 maja na antenie Radia Zet wiceminister spraw zagranicznych Władysław Teofil Bartoszewski. Powiedział to, przypomnę, w 228. dniu izraelskiej inwazji na Strefę Gazy, gdy siły izraelskie zabiły już ponad 36 tys. Palestyńczyków (nie tylko w Gazie, ale również na Zachodnim Brzegu, gdzie nie rządzi Hamas, a gdzie od 7 października zginęło w wyniku wtargnięć armii izraelskiej i napaści żydowskich osadników ponad 500 osób). Ponad 15 tys. z tych ofiar to dzieci, 10 tys. osób uznaje się za zaginione, co w praktyce oznacza, że tę liczbę można doliczyć do ofiar śmiertelnych. Ponad 85 tys. Palestyńczyków zostało rannych.
W Strefie Gazy Izrael dokonuje nie tylko ludobójstwa, ale też kulturobójstwa, niszcząc dziedzictwo kulturowe Gazy: zabytki, biblioteki, muzea, meczety i kościoły; ekobójstwa, zatruwając powietrze i wodę, drzewa i tereny uprawne na skalę katastrofy ekologicznej; szkołobójstwa, rujnując już prawie trzy czwarte placówek edukacyjnych (nie wspominając o unicestwianiu kadry szkolnej i akademickiej), tym samym pozbawiając palestyńskie dzieci i młodzież możliwości normalnej edukacji na bardzo długie lata; i domobójstwa, doprowadzając do częściowego lub całkowitego zniszczenia już 60% domów w Strefie Gazy. Te nazwy można by mnożyć, bo Izrael wypowiedział Gazie wojnę totalną: jej ludziom, zwierzętom, które cierpią na równi z nimi, jej drzewom i budynkom, nawet glebie. W kontekście tego ogromu zniszczeń marzenia, czy też plany izraelskich fanatyków (również tych z rządu), by na nowo stworzyć żydowskie osiedla na trenie Strefy Gazy, wydają się absurdalne: czy tak się postępuje ze swoim przyszłym domem? Logika jednak rzadko bywa mocną stroną fanatyków.
Zakładam, że wszystkie te powszechnie dostępne fakty są znane wiceministrowi spraw zagranicznych, którego szczególnym obszarem działania (zanim wziął urlop, by zająć się swoją kampanią w wyborach europejskich) są m.in. kontakty z diasporą żydowską. A skoro tak, należy sądzić, że taki sposób prowadzenia wojny dr Władysławowi Teofilowi Bartoszewskiemu (nie wiedzieć czemu w polskich mediach tytułowanemu profesorem) wydaje się „bardzo cywilizowany”. W tej rozmowie z Bogdanem Rymanowskim z ust Bartoszewskiego na temat kwestii izraelsko-palestyńskich padło tyle historycznych, politycznych i prawnych bzdur, że trudno uwierzyć, by osoba na takim stanowisku mogła przejawiać tak wielką ignorancję. Wymienienie tych wszystkich absurdalnych tez zajęłoby lwią część tego artykułu, ograniczę się więc do kilku przykładów.
Po pierwsze pan minister z lubością używał wyrażenia „cywilizowany świat”, za który uważa Unię Europejską, Stany Zjednoczone i… Izrael (i chyba nic więcej), który jest według niego (oczywiście) „jedyną demokracją na Bliskim Wschodzie” i dlatego jego „demokratycznie wybrany premier” nie może być postawiony przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym i porównywany ze „zbrodniarzami” z Hamasu, uznawanego – znów przez „cały cywilizowany świat” – za organizację terrorystyczną (w rzeczywistości zaledwie kilka państw poza UE i USA uznaje Hamas za taką organizację). Dużo uwagi poświęcił interpretacji hasła „from the river to the sea Palestine will be free”, które według niego ma oznaczać Palestynę między Jordanem a Morzem Śródziemnym wolną… od Żydów. Minister ignoruje fakt, że ten slogan stał się nieodłączną częścią protestów propalestyńskich na całym świecie, ponieważ protestujący wyrażają nim przekonanie, że cała Palestyna może być miejscem, w którym wszyscy jej mieszkańcy, a nie tylko „naród wybrany”, z którym sympatyzuje Władysław Teofil, będą wolni. Twierdzi on, że idea „jednego państwa” na terenie Palestyny to dążenie do stworzenia państwa, w którym nie będzie ani Żydów, ani chrześcijan, gdy tymczasem zagrożeniem dla społeczności chrześcijańskich w Ziemi Świętej jest polityka „państwa żydowskiego” i jego dążenie do judeizacji całego obszaru między rzeką a morzem, realizowane na różne sposoby, obecnie m.in. za pomocą ludobójczej kampanii w Gazie.
Według niego Palestyńczycy mogli mieć własne państwo, ale nie skorzystali z tej możliwości, a wojna „o niepodległość Izraela” zaczęła się od ataku państw arabskich. „Żadne państwo arabskie nie chce przyjąć Palestyńczyków” (to ciekawe, minister uważa chyba stworzenie nowej fali uchodźców, takiej, jaką stworzyły czystki etniczne Nakby w latach 1947-49, za rzecz całkowicie normalną, problemem są tylko owe „państwa arabskie”, które nie chcą przyjąć wypędzanej ludności). I tak dalej. Rozbawił mnie zarzut rzucony wobec „zindoktrynowanych” mieszkańców Gazy, że „uważają, że Izrael nie ma prawa do istnienia”. Panu Bartoszewskiemu przydałaby się lektura opublikowanego na naszym portalu artykułu Jarosława Pietrzaka, w którym wyjaśnia on nieporozumienia wokół tej kwestii.
Według wiceministra i kandydata do Partamentu Europejskiego ofiar cywilnych tej „bardzo cywilizowanej wojny” Izraela jest – owszem, przyznaje to – bardzo wiele, ale „jak inaczej wyeliminować Hamas”? Nie pierwszy raz wyraził podobną myśl. Już 31 października 2023 (liczba ofiar palestyńskich: 8 tys.) na antenie Polsat News z rozbrajającą bezradnością powiedział: „poparcie Hamasu w Strefie Gazy jest tak wysokie, że nie wiem, jak odróżniać wojownika czy terrorystę Hamasu i cywilów, którzy Hamas popierają”. Powiało grozą, bo historia mówi nam, jak się rozwiązuje podobne problemy. („Zabijcie wszystkich! Bóg rozpozna swoich”, miał powiedzieć legat papieski podczas rzezi Béziers, zapytany, jak odróżnić katolików od katarskich heretyków).
Wspominam o tym wszystkim jedynie tytułem wstępu, po to, by przejść do pewnego aspektu tej „wojny prowadzonej przez Izrael w sposób bardzo cywilizowany”, o którym jeszcze nie wspomniałam: tortur, którym poddawani są jej palestyńscy więźniowie. W przypadku „zwykłej” wojny mówilibyśmy o jeńcach wojennych – to członkowie nieprzyjacielskiej armii, uczestniczący w walce i pojmani podczas działań wojennych. W tej wojnie „cywilizowanej” Izrael generuje ogromną liczbę więźniów cywilnych. Mając podobne problemy co wiceminister Bartoszewski z odróżnieniem członków Hamasu od reszty społeczeństwa Gazy (odróżnianie członków partii politycznej, jaką jest Hamas, od członków jej militarnego skrzydła chyba nikomu w Izraelu w ogóle nie przychodzi do głowy), Izrael aresztuje (uprowadza, powoduje „zniknięcie”) wszystkich, jak leci: zgarnia „podejrzanych” w szkołach, w których chronili się z rodzinami jako uchodźcy (gdy te szkoły jeszcze stały), porywa ich ze szpitali (lekarze i pracownicy medyczni są wyjątkowo łakomym kąskiem), odsiewa na punktach filtracyjnych, organizowanych przy „bezpiecznych korytarzach”, którymi od ponad siedmiu miesięcy są przeganiani mieszkańcy Gazy, zmuszani do „ewakuacji”, szukający miejsca, w którym mogliby być bezpieczni od bomb. Swego czasu słynne stało się uprowadzenie Mosaba Abu Tohy, cenionego i nagradzanego poety z Gazy, współpracownika „New York Timesa”. Wydarzyło się to, kiedy ewakuował się z rodziną na południe takim „bezpiecznym korytarzem”. Mosab Abu Toha został zwolniony po dwóch dniach, zapewne dzięki międzynarodowemu poruszeniu, jakie wywołała jego sprawa. Ale zazwyczaj aresztowani nie mają takiego „szczęścia”.
Zatrzymani – wydaje się, że całkowicie arbitralnie – to w ogromnej większości cywile, przyznają to nawet władze Izraela. Jeżeli Izrael nie znajdzie wobec nich „dowodów winy”, ostatecznie zostają zwolnieni, mogą jednak upłynąć całe miesiące, zanim odzyskają wolność. W tym czasie ich rodziny nie mają pojęcia, jaki los spotkał ich bliskich. Wielu z tych byłych więźniów już na zawsze będzie nosić ślady (psychiczne i fizyczne) pobytu w izraelskich ośrodkach detencyjnych. Pierwszy etap uwięzienia możemy oglądać od miesięcy: zdjęcia i nagrania rozebranych mężczyzn, ze związanymi rękami i zasłoniętymi oczami, zmuszonych do siedzenia lub klęczenia i tak wystawionych na widok publiczny (byli filmowani przez żołnierzy izraelskich) obiegły świat już dawno temu. To, co się z nimi działo potem, pozostawało bardziej ukryte. Jednak ten, kto chciał się dowiedzieć, wiedział już od dawna. Palestyńskie organizacje broniące praw człowieka już od wielu miesięcy zbierają zeznania Palestyńczyków uwięzionych podczas izraelskiej inwazji na Gazę.
Jeden z nich, 35-letni ratownik medyczny Walid Anwar Jusif Al-Chalili opowiedział o więzieniu i torturach, których doświadczył, przedstawicielom Palestyńskiego Centrum Praw Człowieka 2 stycznia br. Jego świadectwo zostało opublikowane na stronie organizacji 13 stycznia w języku angielskim. Tłumaczenie na polski tej relacji zamieściłam na swoim blogu. Tutaj przytoczę kilka fragmentów. Jusif dostał się w strefę ognia w trakcie odwiedzania pacjentów, został pojmany przez żołnierzy izraelskich i był przez nich bity i przesłuchiwany w Gazie, a potem wywieziony do Izraela.
„Przyprowadzono mnie przed śledczego wojskowego z brygady Golani, który zmusił mnie do wzięcia tabletki, prawdopodobnie działającej halucynogennie, z bardzo małą ilością wody, a kiedy poprosiłem o więcej wody, śledczy odmówił. Żołnierze potem założyli mi pieluchę i kombinezon khaki i po tym, jak umieścili mi wokół głowy żelazną obręcz i stalowe kajdanki wokół stóp, które służyły do tego, żeby żeby co jakiś czas razić mnie prądem, leżałem na łóżku. Śledczy zaczął wymawiać określone słowa, czekając na moją odpowiedź (broń – Hamas – zakładnicy – tunele – 7 października), a kiedy nie odpowiadałem albo śledczemu nie podobała się moja odpowiedź, raził mnie prądem. Prawdę mówiąc, czułem się bardzo dziwnie, jakbym leciał po niebie i nie całkiem świadomy, żeby móc odpowiadać na pytania. To trwało przez całe dnie, w czasie których byłem zmuszany do zażywania halucynogennych tabletek i rażony prądem; wyobrażałem sobie, że jestem w domu i wołałem rodzinę. Nie dali mi jedzenia ani wody i cały czas miałem na sobie pieluchę, żebym nie musiał iść do łazienki”.
Kilka dni później mężczyzna został przewieziony do innego ośrodka.
„[Z]aczęli mnie przesłuchiwać i znów oskarżali mnie o to samo, że jestem z Hamasu i że jako członek sił specjalnych al-Qassama wziąłem udział w wydarzeniach 7 października. Wszystkiemu zaprzeczyłem, więc zrobili [mi] shabeh, przykuwając ręce i nogi do krzesła, aż chciałem umrzeć, bo to przyniosłoby mi ulgę w bólu. Trwało to z przerwami przez kilka godzin, a potem wyprowadzili mnie na jakiś czas na podwórze ze związanymi rękami. Kiedy ruszałem rękami, więzy wrzynały mi się w nadgarstki, powodując rany. Potem przyprowadzili mnie z powrotem do pokoju przesłuchań i znów zmusili mnie do pozycji shabeh, tym razem przywiązując mnie do drzwi na całe godziny”.
Shabeh to tortura pozycji. Polega na zmuszaniu więźnia do przyjęcia niewygodnej, bolesnej pozycji (poprzez związanie czy przykucie) i utrzymywaniu go w niej przez długi czas. „Palestyńczycy używają terminu shabeh do opisania stylu przesłuchań izraelskiej Służby Bezpieczeństwa Ogólnego (Szin Bet) w ostatniej dekadzie. Shabeh opiera się na znanej zasadzie: spiętrzenia drobnych działań dla wywołania wielkich, bolesnych efektów” – pisał Darius Rejali w książce Torture and Democracy (Princeton University Press, 2007)
Jusif Al-Chalili opowiedział dalej o przetrzymywaniu więźniów w klatkach otoczonych drutem kolczastym, wciąż z zawiązanymi rękami i zasłoniętymi oczami. Więźniowie byli zmuszani do siedzenia bez ruchu i nie wolno im było ze sobą rozmawiać. Co parę dni zabierano ich na przesłuchania.
„Żołnierze związali moje stopy łańcuchem i pociągnęli mnie pod sufit. Moja głowa zwisała w dół, do wiadra z wodą. Byłem bardzo spragniony, więc wypiłem dużo wody. Wcisnęli moją głowę do wody na jakiś czas. Skuli moje ręce i stopy tak, że prawie nie dotykałem ziemi przed pokojem przesłuchań [i zostawili] na kilka godzin. Po zdjęciu przyprowadzili mnie nie do pokoju, a śledczy narysował karetkę na ścianie, każąc mi ją prowadzić i przywieźć Sinwara, lidera Hamasu. Powiedziałem mu, że w karetce nie ma paliwa, więc poraził mnie prądem. […] Podczas jednej z rund przesłuchania zabrali mnie nagiego, z wyjątkiem bokserek, na podwórze, oblewali zimną wodą i włączyli wiatraki, żebym marzł. […] Chcę dodać, że dwa razy zostałem poddany shabeh na drucie tylko za odezwanie się do więźnia obok”.
Mężczyzna był więziony przez 41 dni, potem wraz z innymi został przewieziony w rejon przejścia granicznego z Gazą, Kerem Szalom, i tam wypuszczony.
21 maja organizacja Euro-Med Human Rights Monitor opublikowała 50-stronicowy raport, zatytułowany: Zakładnicy izraelskiej zemsty w strefie gazy: świadectwa 100 zwolnionych palestyńskich więźniów ujawniają zbrodnie tortur i okrutnego traktowania. Większość z tych stu uwięzionych to mężczyźni poniżej 50. roku życia, ale byli wśród nich także mężczyźni w podeszłym wieku, kobiety, a nawet czworo dzieci. Raport ujawnia, że Izrael rutynowo stosuje arbitralne aresztowania, „wymuszone zniknięcia”, tortury i nieludzkie traktowanie wobec cywilnych więźniów. Wobec Palestyńczyków i Palestynek stosowano wiele form tortury fizycznej i psychicznej oraz poniżania, począwszy od bicia, długotrwałego przetrzymywania w kajdanach (a częściej z kończynami związanymi za pomocą plastikowych opasek zaciskowych) i z zawiązanymi oczami, poprzez rażenie prądem, przemoc seksualną lub groźby jej użycia, aż do pozbawiania więźniów pożywienia i pomocy medycznej. Zdarzały się przypadki amputacji po zakażeniu spowodowanym ranami od spętania kończyn. Żołnierze również pluli i oddawali mocz na więzionych. To tylko niektóre formy przemocy. Ten raport został ujawniony w dniu, w którym wiceminister Bartoszewski opowiadał o „bardzo cywilizowanym sposobie prowadzenia wojny” przez Izrael, ale zawiera zeznania zbierane pomiędzy październikiem 2023 a majem 2024.
Jeśli coś jednak zwróciło uwagę światowej (chodzi o ten „cywilizowany świat”, według słów Bartoszewskiego) opinii publicznej, to nie zeznania ofiar, a reportaż stacji CNN z 10 maja, w którym o torturach stosowanych wobec Palestyńczyków opowiedzieli izraelscy „sygnaliści”. Dopiero ich relacje o przetrzymywaniu w klatkach, biciu, poniżaniu i przemocy stosowanej nie tylko w celu wydobycia zeznań, ale również za karę i z zemsty za atak z 7 października i zbrodnie (prawdziwe i wymyślone) popełnione tego dnia przez bojowników Hamasu na terytorium Izraela, były godne zainteresowania. Pracujący w ośrodkach detencyjnych Izraelczycy potwierdzili wszystko, co od miesięcy mówili zwalniani palestyńscy więźniowie. Po raz kolejny „świat” nie potrafił zaufać ofiarom opowiadającym o swojej krzywdzie, uwierzył dopiero, kiedy o zbrodniach zaczęli opowiadać ich skruszeni wykonawcy. To stały motyw w historiach palestyńsko-izraelskich. Można tutaj wymienić chociażby sprawę Tantury, masakry, w którą „świat” uwierzył (lub którą się zainteresował), kiedy w filmie izraelskiego reżysera (jego bohaterem był niedoszły izraelski historyk, któremu złamano przy tej sprawie karierę) o zbrodni opowiedzieli dawni zbrodniarze z armii Izraela.
„Świat” uwierzył lub nie. Wielu pozostaje na tę wiedzę opornych. Zapewne jeszcze nie raz Władysław Teofil Bartoszewski zostanie zaproszony do polskich stacji radiowych i telewizyjnych, żeby opowiadać o „bardzo cywilizowanej wojnie” prowadzonej przez Izrael. Wiem jedno: nie chce mieć z taką „cywilizacją” nic wspólnego. I żaden apologeta ludobójstwa, zwolennik czystek etnicznych i entuzjasta apartheidu nigdy nie otrzyma mojego głosu wyborach.