Terror i terroryści

Józef Piłsudski napadał na pociągi, Ignacy Mościcki konstruował bomby. Również wszystkie nasze powstania narodowe były przemocą skierowaną przeciwko władzy, która uważała się za legalną i wieczną, i która za taką była uważana przez świat. Świat miał wówczas dla Polaków jedną radę: żeby przestali się buntować i pogodzili z rzeczywistością.


Rankiem 23 kwietnia, punktualnie o godz. 5:40 na peron Dworca Głównego we Wrocławiu wtoczył się pociąg. W chwili, gdy zaczęli z niego wysiadać pierwsi pasażerowie, dał się słyszeć potężny huk, a przechodniom znajdującym się w pobliżu dworca ziemia zatrzęsła się pod nogami. Eksplodowała bomba znajdująca się w walizce pozostawionej na peronie, zabijając cztery osoby i raniąc kilkanaście innych: był rok 1943, Wrocław był niemieckim miastem Breslau, Dworzec Główny – Hauptbahnhofem ze swastyką na fasadzie, a pasażerami pociągu żołnierze niemieccy na urlopie.

Zamachu dokonali Bernard Drzyzga oraz Józef i Stefania Lewandowscy, żołnierze wchodzącego w skład Armii Krajowej oddziału „Zagra-Lin” – specjalnej komórki powołanej do przeprowadzania akcji dywersyjnych i terrorystycznych na terenie III Rzeszy. Tak, nie bójmy się tego słowa: zamach we Wrocławiu wypełniał definicję terroryzmu. Takich akcji było zresztą więcej, miały one pokazać niemieckiemu społeczeństwu, że nie może się czuć bezpiecznie. Wcześniej w tym samym roku AK przeprowadziła też dwa zamachy na dworcach kolejowych w Berlinie. Co prawda zamachowcy jako cele wybierali pociągi, którymi podróżowali żołnierze, nie były to więc akcje wymierzone bezpośrednio (w sensie fizycznym) w niemiecką ludność cywilną, jednak podkładając bomby na cywilnych dworcach kolejowych w dużych miastach musieli brać pod uwagę to – i akceptować takie ryzyko – że wśród ofiar mogą się znaleźć również cywile.

Na wrocławskim dworcu kolejowym znajduje się tablica upamiętniająca (rzecz jasna pozytywnie) akcję „Zagra-Linu”, a rocznice tego wydarzenia są obchodzone przez państwowe instytucje i przypominane w polskich mediach. Nie pada podczas tych obchodów słowo „terroryzm”. „[Akcja] miała na celu zaakcentowanie faktu, że naród polski w czasie II wojny światowej żyje i upomina się o swoje prawa pod czarną okupacją niemiecką” – mówił przy okazji 80. rocznicy Wojciech Trębacz z wrocławskiego oddziału IPN. „Kto dokonał tego udanego zamachu na okupanta? Członkowie Armii Krajowej świetnie znający język niemiecki, bardzo dobrze poruszający się w kulturze niemieckiej. Ludzie nieprzypadkowi, elita” – wyjaśniał podczas uroczystości dr Kamil Dworaczek, dyrektor tego oddziału.

Nie jest moim celem wydanie w tym tekście werdyktu moralnego, czy te akcje były uprawnione i słuszne, czy też nie. Odrębną kwestią – której też nie chcę tu roztrząsać – jest, czy były skuteczne, czy miały jakikolwiek realny wpływ na przebieg wojny. Chcę jedynie zwrócić uwagę na podobieństwa pewnych sytuacji z naszej historii z wydarzeniami, które obserwujemy współcześnie w innym miejscu i kontekście. Podobieństwa, które zazwyczaj nam umykają, a często w ich miejsce wstawiamy błędne analogie. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, jak wyglądało życie Polaków pod okupacją niemiecką. Było to życie w ciągłym strachu, pod groźbą aresztowania w ulicznej łapance, doraźnego rozstrzelania, uwięzienia, tortur, wywiezienia do pracy przymusowej. Polacy zostali pozbawieni dostępu do kultury i edukacji, objęci wieloma zakazami w systemie, który dziś moglibyśmy nazwać apartheidem. Akcja na dworcu w Breslau była reakcją na ten terror.

Na okupowanym Zachodnim Brzegu Palestyńczyk może zostać zastrzelony np. za trzymanie ręki za plecami i za znalezienie się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. Przykłady podobnych zdarzeń znajdują się w naszej sekcji Wiadomości. Może umrzeć, bo wojsko okupacyjne zablokuje drogę karetkom. Może zostać arbitralnie, bezterminowo uwięziony, często dlatego, że okupacyjny aparat ucisku chce w ten sposób wywrzeć presję na kogoś z jego bliskich. Podczas uwięzienia może być poddany torturom. Czy drogi tylko dla Izraelczyków i „sterylne” ulice w Hebronie, po których Palestyńczykom nie wolno chodzić, nie przypominają tramwajów i lokali nur für Deutsche w okupowanych polskich miastach? Dlaczego zatem bombę na dworcu w Breslau uważamy za zasługującą na szacunek „zbrojną akcję”, w dodatku przeprowadzoną przez „elitę”, a każdy akt zbrojnego oporu Palestyńczyków (niezależnie od jego bezpośrednich przyczyn, przebiegu i skutków) zostaje automatycznie potępiony jako terroryzm, a jego wykonawcy nazwani „barbarzyńcami”?

Związki Polaków z terroryzmem są jeszcze starsze, bo do takich metod uciekali się również członkowie konspiracji niepodległościowej pod zaborami. Józef Piłsudski napadał na pociągi, Ignacy Mościcki konstruował bomby. Historyk Wojciech Lada poświęcił „polskim terrorystom” całą książkę1. Również wszystkie nasze powstania narodowe były przemocą skierowaną przeciwko władzy, która uważała się za legalną i wieczną, i która za taką była uważana przez świat. Świat miał wówczas dla Polaków jedną radę: żeby przestali się buntować i pogodzili z rzeczywistością. (Tę samą radę „świat”, a przynajmniej ta jego bliższa nam część, miał przez dekady dla Palestyńczyków). Polacy nie posłuchali i dzisiaj mogę pisać te słowa z Krakowa jako Polka, która ma przywilej brzydzenia się przemocą i potępiania terroryzmu, ponieważ brudną (krwawą) robotę wykonali jej rodacy z poprzednich pokoleń.

Uporządkujmy terminologię. Jest to potrzebne, ponieważ słowo „terroryzm”, choć tak chętnie dziś stosowane, zostało właściwie całkowicie wyprane z rzeczywistego znaczenia i jedyne, co wyraża, to opinię mówiącego na temat słuszności celów domniemanych terrorystów: są nimi ci, których celów nie popieramy. „Terroryzm” to jednak określenie w zasadzie techniczne, opisujące metody działań. Ataki terrorystyczne to przemoc dokonywana poza teatrem działań wojennych. Terroryzm posługuje się przemocą do zastraszenia społeczeństwa (oraz rządzących), wywołania w nim poczucia zagrożenia w celu wymuszenia pewnych działań. Istotą terroryzmu jest operowanie strachem, wywołanie efektu psychologicznego. Terroryzm od pospolitej przemocy odróżnia podbudowa ideologiczna: ma on cel polityczny (terroryzm motywowany religijnie, który włada wyobraźnią świata od ponad 20 lat, też ma cele polityczne). Mówi się, że terroryzm jest bronią słabych przeciwko silnym: do metod terrorystycznych uciekają się zazwyczaj (choć nie zawsze) członkowie grup uciśnionych.

Terroryzm jest często utożsamiany z terrorem, nawet przez autorów zajmujących się tematem. Są to jednak odmienne zjawiska, choć powiązane. Terror jest zarezerwowany dla tego, kto ma władzę. Terror to rządy strachu i represji. Podczas gdy terroryzm ma na celu wywalczenie zmiany, celem terroru jest utrzymanie władzy i zachowanie status quo. O ile przyjęcie, że w historii Polaków zapisany jest terroryzm, może napotkać opór psychologiczny, nikogo w naszym kraju nie trzeba przekonywać, że doświadczaliśmy różnych form terroru przez cały XIX i większość XX w. Czasem nie sposób oprzeć się wrażeniu, że terror mylony jest z terroryzmem w celu manipulacji odbiorcami. I tak np. zniszczenie przez armię okupacyjną dróg i wodociągów w obozie dla uchodźców w Dżeninie (niszczenie niezbędnej infrastruktury cywilnej to stały element izraelskich wtargnięć do Palestyńskich miast) może zostać nazwane przez naszego czołowego publicystę od spraw izraelskich „niszczeniem infrastruktury terroru”. Nawet jeśli ów publicysta byłby w stanie przedstawić związek drogi przez osiedle mieszkaniowe z przemocą, to nie byłby tą przemocą terror, bo Palestyńczycy nie mają nad Izraelczykami żadnej władzy.

Zatrzymajmy się jeszcze nad terroryzmem i terrorem w Palestynie. Wbrew obiegowym opiniom, wynalazcami ani pierwszego, ani drugiego, nie byli Palestyńczycy. Terroryzm sprowadziły do Palestyny syjonistyczne bojówki, można o tym przeczytać np. we wspomnieniach Muhammada Hallaja, których fragment przytaczałam w tekście „Głosy z Nakby”. Terrorystą był premier Izraela Menachem Begin, przywódca Irgunu (nie przeszkodziło mu to w otrzymaniu Pokojowej Nagrody Nobla) i autor słynnego zamachu na hotel King David, przeprowadzonego przez tę organizację w lipcu 1946 r. Zostało wtedy zmasakrowanych 91 osób, a dalszych 45 rannych. Terrorystą był również inny premier Izraela, Icchak Szamir (ten od „Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki”), który stał na czele Lechi (organizacji znanej także jako Banda Sterna) i zaplanował zabójstwo Waltera Edwarda Guinnessa, brytyjskiego ministra do spraw Bliskiego Wschodu w listopadzie 1944 r. We wrześniu 1948 r. ofiarą zamachu przeprowadzonego przez Lechi padł Folke Bernadotte, szwedzki dyplomata i przedstawiciel ONZ w Palestynie (a w 1945 r. organizator akcji „białych autobusów”, ratującej byłych więźniów obozów koncentracyjnych, głównie Żydów). Irgun i Lechi przeprowadzały również zamachy w Europie, bo początkowo ich działania były skierowane przeciwko Brytyjczykom, sprawującym mandat nad Palestyną. Dopiero potem przyszedł czas na rozprawę z Arabami. W kwietniu 1948 r. Irgun i Lechi razem dokonały masakry palestyńskiej wsi Dejr Jasin. Czy był to akt terroryzmu, czy już terroru?

Dziś Izrael sprawuje rzeczywistą kontrolę (w różnych formach) nad całością Palestyny. Syjonistyczne bojówki przekształciły się w Siły „Obronne” Izraela (cudzysłów do oficjalnej nazwy dodaję z własnej inicjatywy). Nie ma potrzeby uciekać się do terroryzmu. Za to w Palestynie szaleje izraelski terror. Życiem Palestyńczyków, czy to w Gazie, czy na Zachodnim Brzegu, czy nawet wewnątrz Izraela (dla Palestyńczyków terytorium Izraela to po prostu ziemie okupowane od 76 lat) rządzi lęk i niepewność. A mnie wciąż zdumiewa, że społeczeństwo, w którym tak głęboko jest zakorzeniony kult walki zbrojnej i oporu (mam na myśli nasze, polskie społeczeństwo) tak mało zrozumienia wykazuje dla dramatu i uwarunkowań ludzi, którzy przeżywają to samo, co my przez tak długi czas przeżywaliśmy w naszej historii. Że odmawiamy im prawa do tego, co sami wynosimy na piedestały, kiedy myślimy o przeszłości naszego narodu.


  1. Wojciech Lada, Polscy terroryści. Znak Horyzont, Kraków 2014. ↩︎
Kropla drąży skałę! Twoje zaangażowanie ma znaczenie. Pomóż w promocji tego portalu. Udostępnij proszę:
Natalia Pitala
Natalia Pitala

doktor ekologii, edukuje w kwestii palestyńskiej w mediach społecznościowych. Prowadzi blog "Smutna pomarańcza" i konto na Instagramie @smutna.pomarancza poświęcone literaturze i kinematografii palestyńskiej. Aktualnie pracuje nad książką o ekologicznych aspektach kolonizacji i okupacji Palestyny.

Artykuły: 33
Skip to content