Fatma z duszą na dłoni

Film dokumentalny irańskiej reżyserki Sepideh Farsi Idź z duszą na dłoni (Put Your Soul on Your Hand and Walk) otrzymał 18 października 2025 r. Nagrodę Prezydenta Miasta Gdańska przyznawaną zwycięzcy konkursu All About Freedom Festival organizowanego przez Europejskie Centrum Solidarności. Na festiwalu miał miejsce pierwszy pokaz filmu w Polsce.
Idź z duszą na dłoni to film, który wstrząsnął tegorocznym festiwalem w Cannes, zanim ten zdążył się rozpocząć. To zarazem swego rodzaju niezamierzone epitafium dla palestyńskiej fotografki z Gazy, Fatmy Hassony (latynizowanej także jako Fatima Hassouna, w filmie także jako Fatmeh). Główna bohaterka filmu zginęła 16 kwietnia 2025, w wieku 26 lat – jako jedna z dwustu kilkudziesięciu gazańskich dziennikarzy dokumentujących izraelskie ludobójstwo. Zamordowana została na pewno celowo, gdyż dron, który ją zabił, wleciał przez okno konkretnie do jej mieszkania w wielopiętrowym bloku, a zdetonował ładunek wybuchowy, kiedy ją odnalazł.
Fatma Hassona (1999 -2025)
Hassona zginęła tuż po ukończeniu filmu a jeszcze przed jego światową premierą – dosłownie nazajutrz po tym, jak Farsi dowiedziała się, że film został przyjęty do jednej z pozakonkursowych sekcji festiwalu w Cannes, ACID. To Fatmę na otwarciu największego europejskiego festiwalu filmowego upamiętniła wtedy francuska gwiazda Juliette Binoche i to do tej śmierci odnosił się słynny list solidarności z eksterminowanymi w Gazie Palestyńczykami podpisany przez kilkuset światowej sławy filmowców, opublikowany w dniu rozpoczęcia Cannes’25 na łamach francuskiej „L’Humanité”.
Nie byłem w Cannes ani w Gdańsku, film widziałem niedawno w Amsterdamie, na pełnej ludzi największej sali projekcyjnej Eye Filmmuseum – na specjalnym pokazie, na który Sepideh Farsi przyjechała z Francji. Zapytano ją wtedy, m. in. czy Hassona mogła znaleźć się na izraelskiej liście osób do zabicia z powodu tego filmu, za karę. Farsi jest przekonana, że nie. Oczywiście, można sobie wyobrazić, że broni się przed wyrzutami sumienia – jednak najpewniej rzeczywiście Hassona zginęła za swoją pracę fotoreporterską, jak co trzeci dziennikarz w Gazie.
Farsi podkreśliła wtedy w Amsterdamie, że w Cannes film widziało zaledwie kilka osób odpowiedzialnych za selekcję i kwalifikację filmów, a projekcja była objęta ścisłą tajemnicą, wraz ze szczegółowymi informacjami o treści filmu. Sposób, w jaki film powstawał, też nie stwarzał wielu możliwości przecieków. Farsi zdjęcia realizowała sama, bez żadnej towarzyszącej ekipy, najczęściej w swoim paryskim mieszkaniu, filmując siebie i ekran telefonu. Większość materiału, który oglądamy, to zapisy rozmów reżyserki z Hassoną odbywanych drogą telefonicznych rozmów wideo – przerywane fotografiami zniszczonej Gazy autorstwa bohaterki filmu.
Film nakręcony via WhatsApp
Jak wyjaśnia sama na początku filmu, gdy wszystko się dopiero zaczynało, Farsi naiwnie wierzyła, że dostanie się z kamerą do Gazy. Kiedy przekonała się, że tym razem jest inaczej, próbowała rejestrować rozmowy z palestyńskimi uchodźcami, którzy zdołali uciec do Egiptu. Aż trafiła na kontakt do Fatmy, która została w Gazie i jak większość Palestyńczyków tam, nie zamierzała z niej wyjeżdżać. Zaczęła z nią rozmawiać, błyskawicznie się z nią – mimo odległości i problemów Fatmy z sygnałem internetowym – zaprzyjaźniła. I wcale się jej nie dziwimy, bo zielonooka Fatma z miejsca okazuje się osobą czarującą, o rozbrajającym, szerokim uśmiechu, rozmowną, wytrwałą, odważną, dumną, szczerą, kochającą swoje miasto i rodzinę. Jednego z braci przedstawia wyjaśniając, że jest nieśmiały, bo jeszcze nigdy nie rozmawiał z kobietą z zagranicy.
Rozmowy ze swoją bohaterką Farsi prowadzi już dalej z mieszkania w Paryżu, zdana na łaskę i niełaskę internetu w oblężonym i bombardowanym mieście – aż do ukończenia filmu i śmierci dziewczyny niebawem po powstaniu ostatniego ujęcia.
Hidżab Fatmy i włosy Sepideh
Fatma jawi się także jako osoba przywiązana do swojej religijnej tożsamości, co wyraża swoim podejściem do hidżabu. Jednocześnie rzuca wyzwanie interpretacyjnym odruchom zachodniego widza i „zachodniego feminizmu”. Hidżab uznaje zarazem za kwestię kulturowego wyboru i traktuje jako coś naturalnego, że są w Gazie osoby, które hidżabu nie noszą, a jego niezakładanie może być dla nich tak samo ważne, jak dla niej zakładanie. Hidżab w żaden sposób nie czyni jej osobą zdominowaną – co widzimy w krótkich scenach jej interakcji z braćmi, ale przede wszystkim w wyborze zawodowej, twórczej i zarazem politycznej aktywności. Jak by nie było, zareagowała na sytuację, stając się fotoreporterką ze strefy wojny. Odrzuciła opcję wycofania się na pozycje biernego strachu przed militarną potęgą reżimu okupacyjnego.
Po pokazie w Amsterdamie motyw hidżabu, poruszony w filmie przez samą Farsi, której z walką o wolność kojarzy się raczej zrzucanie hidżabu, sprowokował inne trudne pytanie z publiczności, zadane reżyserce przez młodą muzułmankę, która przedstawiła się jako dziennikarka i aktywistka. Miała reżyserce za złe, że pokazała Fatmę, gdy ta zakłada hidżab (a więc na początku ujęcia jeszcze nie ma go na włosach). Fatma wyraźnie powiedziała w innej scenie, że pokaże włosy, ale tylko gdy nie będzie filmowana – sam na sam z Sepideh, na zasadzie prywatności między kobietami (zaprzyjaźnionymi). Kobieta postawiła więc Farsi zarzut nadużycia zaufania – jej zdaniem takie ujęcie nie powinno było się znaleźć w filmie, skoro Fatma się nie zgadzała na filmowanie swoich włosów, a teraz nie żyje i nie może już nic powiedzieć. Farsi zapewniła, że Fatma obejrzała i zatwierdziła gotowy film, do którego ostatecznej wersji dodana została jedynie końcówka informująca o śmierci bohaterki.
Zarzut ten zawierał także po prostu rzeczową nieścisłość. Film pokazał, owszem, ułamek gestu zakładania hidżabu, ale włosy Fatmy nie znalazły się nawet na sekundę w kadrze – jeżeli zostały sfilmowane to montaż starannie to wyciął z ujęcia. Można więc to rozumieć i w taki sposób, że Fatma spełniła – prywatnie, poza kadrem – obietnicę złożoną nowej przyjaciółce, obietnicę, którą słyszeliśmy wcześniej.
W niezasłużonym zarzucie znalazło jednak być może odbicie przeczucie innego problemu, który w przeciwieństwie do włosów Fatmy jest w jakiś sposób w filmie dostrzegalny.
Tożsamości i projekcje
Urodzona w Teheranie (w 1965 r.) Farsi pochodzi z laickiej irańskiej rodziny, która opuściła kraj, uciekając przed Rewolucją Islamską na Zachód, gdzie urządziła się jako część liberalnej perskiej diaspory. Z tego względu „czyta” ona hidżab zupełnie inaczej – i zupełnie inne przypisuje mu znaczenie – niż go traktuje jej bohaterka. Bywa, że z pozycji przedstawicieli liberalnej inteligencji w irańskiej diasporze Farsi projektuje na sytuację swojej bohaterki własne założenia czy nawet uprzedzenia, a może nawet próbuje ją trochę do nich przekonać.
Swoją niechęć do rządu w Iranie rozciąga na Hamas, który jest przecież „wspierany przez Teheran”. Kiedy Fatmę poznajemy, jest ona tymczasem dumna z niezłomnego oporu Palestyńczyków w Gazie – a więc i z tamtejszego ruchu oporu.
Kiedy ludobójcze oblężenie Gazy toczy się kolejne miesiące, Fatma jest najzwyczajniej wyczerpana i niedożywiona (mówi, jak bardzo marzy o kurczaku i czekoladzie). Czy Farsi nie próbuje tego aby wykorzystać, by wydobyć z niej choć odrobinę krytyki Hamasu? Czy po to, żeby zadowolić liberalnego zachodniego widza, który nie wiadomo, czy byłby w stanie zaoferować masakrowanym przez Izrael Palestyńczykom bezwarunkową solidarność, niezabezpieczoną rytualnymi wyrazami niechęci dla „fanatyków z Hamasu”? Po Fatmie widać wtedy jej pogarszający się stan. Choć reaguje też śmiechem, bo taka jej natura, to ma wyraźnie zmęczone i skołowane spojrzenie, a jej żywiołowa rozmowność, którą tak błyskawicznie nas wcześniej uwiodła, zaczyna się zacinać i zawieszać. W tym stanie, w wynikającym z niego żalu, zostaje w końcu „złapana” na złośliwych komentarzach na temat przywództwa Hamasu, a konkretnie jego niedostępności i nietransparentności.
Ruch oporu, którego przywództwo jest przez okupanta systematycznie atakowane z zamiarem pozabijania, przy tym lekceważąc nawet suwerenność państw trzecich (Iran, Katar) i operujący w warunkach tak brutalnego oblężenia, musi działać w sposób w pewnym stopniu ukryty, z użyciem forteli i wprowadzania w błąd. W tym, by skutecznie wprowadzić w błąd wroga dysponującego narzędziami inwigilacji, jakimi dysponuje Izrael, musi też tymczasowo dezorientować nawet swoich. Dla przykładu, dowiadujemy się ostatnio, że protesty przeciwko Hamasowi, którymi kilka miesięcy temu upajały się mainstreamowe media na Zachodzie, mogły być przedstawieniem zorganizowanym dla zmyłki przez sam Hamas.
Fatma była niesłychanie bystra i całkiem dobrze te sprawy rozumiała w innych okolicznościach – tzn., kiedy nie była rozgoryczona i skołowana z głodu. Czy chciałaby, by zapamiętano akurat te jej słowa?
Gaza i my
Mimo wszystko, nie jest to problem, który ostatecznie obracałby się przeciwko filmowi. Nie osłabia go. Farsi po prostu uczciwie ujawnia własne ideologiczne położenie.
Idź z duszą na dłoni broni się nie tylko jako przejmujący portret jednej z wielu tysięcy Palestynek uśmierconych przez Izrael w ciągu trwającej już dwa lata kampanii ludobójstwa. Portret życia pełnego energii, reagującego twórczym oporem w obliczu – wydawałoby się – beznadziejnej sytuacji. Życia stanowczo przedwcześnie zgaszonego przez militarną przemoc reżimu syjonistycznego.
Film jeszcze bardziej nawet broni się jako reprezentacja – albo alegoria – naszego wspólnego położenia wobec ludobójstwa w Gazie.
Jesteśmy skazani na przeżywanie go dzień w dzień jako świadkowie, ale na odległość – najczęściej na ekranach naszych telefonów, bo tradycyjne media w naszych krajach w większości zdradziły swoje zobowiązania wobec prawdy. Bohaterskich protagonistów Gazy obserwujemy za pośrednictwem mediów społecznościowych, twarze i głosy wielu z nich stały się częścią naszego życia, wielu z nich nigdy już nie zapomnimy. Jesteśmy fizycznie bezpieczni w naszych mieszkaniach tysiące kilometrów od Gazy, bezsilni wobec machiny odpowiedzialnej za ich cierpienie, bo nasze rządy też nas zdradziły i w większości postępują w tej sprawie w sposób rażąco niezgodny z wolą swoich ludów.
Kiedy my staramy się, jeśli możemy wysłać tym ludziom jakieś pieniądze i modlimy się, by do nich dotarły oraz by znaleźli gdzieś żywność, którą mogą za nie kupić, nasze rządy wysyłają Izraelowi amunicję albo części do samolotów, które ich zabijają. Jesteśmy świadkami tego, co jest im wyrządzane, z niektórymi z nich udaje nam się rozmawiać, korzystając z komunikacyjnej infrastruktury tych samych korporacji, które jednocześnie albo cenzurują informacje o tym, co się tam dzieje, albo nawet świadczą usługi reżimowi w Tel Awiwie.
Wreszcie: pozostajemy przejęci ich losem i przetrąceni na resztę życia tym, co obserwujemy – niezależnie od ideologicznego czy kulturowego dystansu, który może i często nas od nich dzieli, tak jak dzielił Sepideh Farsi od Fatmy Hassony.
Oczywiście, z wyjątkiem tych (poznaliśmy ich wokół siebie), których nic nigdy nie poruszyło – ci jednak najzwyczajniej wypisali się w ciągu minionych dwóch lat z człowieczeństwa.
Jarosław Pietrzak
Autor książek Smutki tropików: Współczesne kino latynoamerykańskie jako kino polityczne (2016) i Nirvaan (2022). Z wykształcenia kulturoznawca, z doświadczenia eseista kulturalny, publicysta polityczny, autor tekstów pomieszczonych w książkowych pracach zbiorowych poświęconych kinu polskiemu, kinu indyjskiemu, a także Brazylii.
AKCJE W POLSCE 


