„Łączy nas pamięć”

Dokładnie tydzień temu w Warszawie znów zawyły syreny, upamiętniając kolejną rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim. To tam 81 lat temu ludzie skazani na zagładę, bo byli Żydami, chwycili za broń (taką, jaką mogli zdobyć), by stawić czoła swoim oprawcom w ostatnim akcie heroizmu – albo rozpaczy. Obchodom tej rocznicy od lat towarzyszy akcja Żonkile organizowana przez muzeum Polin pod hasłem „łączy nas pamięć”. Istotnie, pamięć łączy ludzi i tworzy wspólnoty. Dlatego właśnie pamięć staje się polem walki, a pamięć zdobyta i okiełznana sama staje się orężem, co kolejny raz unaoczniły obchody 19 kwietnia.

Chyba żaden inny kraj nie osiągnął takiego mistrzostwa w walce pamięcią, a także w walce z pamięcią, co Izrael. Izraelski historyk Ilan Pappé, od lat kontestujący politykę swojego państwa i samą ideę syjonizmu, jeden z rozdziałów książki Czystki etniczne w Palestynie (w Polsce opublikowanej przez Instytut Wydawniczy Książka i Prasa w 2017 r.) poświęcił „memoricydowi” – zabijaniu pamięci o Nakbie. To pamięciobójstwo dokonuje się na wielu poziomach, począwszy od symbolicznego wymazywania z map palestyńskich nazw miejscowości przez zastępowanie ich hebrajskimi, po działania usuwające lub też przysłaniające fizyczne ślady po dawnych mieszkańcach z krajobrazu Izraela. W miejscu wyludnionych przymusowo palestyńskich wsi utworzono rezerwaty przyrody i parki narodowe. Pamięciobójstwo przykrywa się „ekologicznym” marketingiem. Proces usuwania rdzennej ludności pod pozorem działań na rzecz przyrody trwa zresztą do dziś. Na początku 2022 r. głośne były protesty społeczności beduińskich, które wysiedlano w ramach planów zalesienia terenów na pustyni Negew (dawniej Nakab). Stare syjonistyczne hasło o „zazielenianiu pustyni” w sposób dosłowny wcielano w życie, sadząc na niej sadzonki sosen. (Ilan Pappé jest obecnie profesorem na uniwersytecie w Exeter. Trudno piastować takie stanowisko w Izraelu, gdy się nawołuje do bojkotu akademickiego tego kraju).

Inaczej jednak wygląda walka Izraela na polu pamięci poza jego granicami. Tu przeciwnie – wszelkie materialne i niematerialne ślady po dawnych (żydowskich) mieszkańcach są pożądane, należy tylko zatknąć nad nimi, dosłownie lub w przenośni, flagę izraelską. 19 kwietnia pod Pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie znowu załopotały flagi: polskie – co oczywiste, bo obchody były państwowe i upamiętniały polskich obywateli – i izraelskie, co również wydaje się oczywiste, chociaż wcale takie nie jest. Prawo do w zasadzie wyłącznego reprezentowania powstańców z warszawskiego getta Izrael sobie uzurpował. Owszem, niektórzy z walczących wyznawali ideę syjonizmu, którego ucieleśnieniem jest państwo Izrael, inni, jak Marek Edelman, ostatni przywódca powstania i niejako patron akcji Żonkile, byli gorącymi przeciwnikami syjonizmu. Izraelskie flagi pod pomnikiem po raz kolejny umożliwiły utożsamienie żydowskości z izraelskością, po raz kolejny przysłoniły fakt, że Izrael nie reprezentuje wszystkich Żydów na świecie. (W rzeczywistości większość Żydów mieszka poza Izraelem). W tym roku obchody rocznicy powstania odbyły się w momencie, gdy od sześciu miesięcy żołnierze walczący pod biało-niebieską flagą dokonują rzezi Gazy. Pamięć o ludobójstwie jeszcze raz posłużyła do tego, by przykryć zbrodnie tych, którzy podają się za spadkobierców ofiar Holokaustu.

Co o tym wszystkim powiedziałby dzisiaj Marek Edelman? Tego się nie dowiemy, jego życie to już od prawie 15 lat skończone dzieło. Za życia jednak swoją krytyką Izraela wielokrotnie ściągał na siebie gromy. Powiedzieć, że popierał Palestyńczyków, to przesada. Z żydowskimi mieszkańcami Izraela łączyło go dużo więcej, oczywiście były to związki czysto osobiste, miał tam przyjaciół, choć władze odnosiły się do niego niechętnie. Z Palestyńczykami łączyła go tylko wspólnota ogólnoludzka.

W sierpniu 2002 r. Edelman napisał list otwarty – Apel do wszystkich dowódców palestyńskich organizacji militarnych, paramilitarnych i partyzanckich; do wszystkich żołnierzy palestyńskich organizacji bojowych. Był to czas szalejącej drugiej intifady. O ile ta pierwsza miała charakter pokojowych protestów, a bronią „powstańców” przeciwko siłom izraelskim były kamienie, drugą intifadę wyznaczały samobójcze zamachy Palestyńczyków na terytorium Izraela i rozległe działania izraelskich sił zbrojnych na okupowanych terytoriach palestyńskich. Uczestnikami pierwszej intifady kierowała nadzieja na odzyskanie wolności i stworzenie własnego państwa. Druga intifada wybuchła, gdy stało się jasne, że porozumienia zawarte w Oslo, na mocy których powstała Autonomia Palestyńska, nie zbliżyły Palestyńczyków do niepodległości, a tylko umożliwiły Izraelowi „zarządzanie konfliktem”. W takich okolicznościach Marek Edelman napisał:

„W owym pamiętnym 1943 roku walczyliśmy o życie społeczności żydowskiej w Warszawie. Walczyliśmy o nagie życie, nie o terytorium, nie o identyfikację narodową. Walczyliśmy z beznadziejną determinacją, nigdy jednak nasza broń nie była wymierzona w bezbronną ludność cywilną, nie zabijaliśmy kobiet i dzieci. W świecie pozbawionym zasad i wartości mimo stałego zagrożenia życia pozostaliśmy wierni wartościom i zasadom moralnym.

Byliśmy samotni w naszej walce, a jednak potężnej armii wroga nie udało się zniszczyć tych tak słabo uzbrojonych dwustu chłopców i dziewcząt. Walczyliśmy w Warszawie kilka tygodni, a potem w lesie i w powstaniu warszawskim.

A jednak partyzantka miejska nigdzie dotychczas nie wygrała, tak jak nie wygrały walczące z nią uzbrojone armie. I ta wojna nie może przynieść żadnego rozwiązania. Będzie bezskutecznie lała się krew, i tylko po obu stronach ludzie będą tracić życie. Nigdy nie szafowaliśmy życiem. Nigdy nie posyłaliśmy naszych żołnierzy na pewną śmierć. Życie jest jedno na wieczność. Nie wolno go nikomu bezmyślnie odbierać. Już czas, żeby każdy to zrozumiał.

Spójrzcie wokół. Na Irlandię. Po pięćdziesięciu latach krwawej wojny zapanował pokój. Dotychczasowi wrogowie na śmierć i życie usiedli do wspólnego stołu. Spójrzcie na Polskę, na Wałęsę i na Kuronia. Bez jednego strzału obalony został zbrodniczy system komunistyczny. Wy i państwo Izrael musicie diametralnie zmienić nastawienie. Musicie chcieć pokoju, żeby uratować życie setkom, a może tysiącom ludzi, żeby stworzyć lepszą przyszłość Waszym bliskim, Waszym dzieciom. Wiem z własnego doświadczenia, że obecnie rozwój wypadków zależy od Was, Panowie Dowódcy. Wpływ czynników politycznych i cywilnych jest znacznie mniejszy.

Niektórzy z Was studiowali na uniwersytecie w moim mieście, niektórzy z Was mnie znają. Jesteście dość mądrzy i inteligentni, by rozumieć, że bez pokoju nie ma przyszłości dla Palestyny i że można go osiągnąć tylko przez obustronne ustępstwa.

[…] Może mediatorem powinien zostać niekoniecznie polityk, ale raczej osoba o niekwestionowanym autorytecie moralnym stawiająca życie w godności i spokoju każdego człowieka ponad celami politycznymi”.

Ten list wywołał burzę w Izraelu i poza nim, chociaż jego treść jest w zasadzie identyczna z treścią innych apeli kierowanych do Palestyńczyków przez inne osobistości: zawiera oczywistą krytykę działań palestyńskich organizacji zbrojnych oraz wołanie o wyrzeczenie się przemocy, ustępstwa i porozumienie z Izraelem, jak gdyby klucz do rozwiązania sytuacji rzeczywiście leżał w rękach Palestyńczyków. Edelman pisał wprost: „wiem […], że obecnie rozwój wypadków zależy od Was, Panowie Dowódcy”, w czym się oczywiście mylił, bo do porozumienia konieczne jest dążenie do niego z obu stron. Pisał też co prawda o „obustronnych ustępstwach” ale przecież kierował te słowa do tylko jednej strony.

Oburzenie musiała więc wywołać forma apelu. Sam fakt zwrócenia się do Palestyńczyków… jak do ludzi, to „Panowie Dowódcy” i „żołnierze” zamiast „terroryści”. Wyrażone nie wprost słowami, ale obecne w liście między wierszami uznanie zasadności sprawy, o którą walczą i sugestia – zaledwie – porównania tej sprawy z walką powstańców z getta warszawskiego. To zasugerowane porównanie jest na zasadzie negacji: „my nie”, lecz już samo zestawienie tych dwóch sytuacji w Izraelu zostało odebrane jako szokujące i obrazoburcze. Wydaje mi się, że w liście Edelmana widać otwartość na dostrzeżenie w Innym odbicia samego siebie. Może to właśnie było najbardziej niebezpieczne.

Nie wiem, co dzisiaj powiedziałby Marek Edelman, ale mam nadzieję, że powtórzyłby słowa, które w styczniu ubiegłego roku na łamach „Więzi” przywołała jego przyjaciółka Paula Sawicka:

„Mówienie o powstaniu w getcie ma tylko jeden sens: przypominanie światu, że ludobójstwo jest zbrodnią przeciwko samej istocie człowieczeństwa i że nie można być bezkarnie obojętnym świadkiem, bo wychodzi się z tego okaleczonym. Dlatego dla dobra nas samych nie powinniśmy patrzeć na dzisiejsze zbrodnie w milczeniu, tak jak patrzono przed laty na Holocaust. Musi powstać jakiś ruch, zdolny wymuszać na rządach demokratycznej, sytej Europy czynne przeciwstawianie się ludobójstwu i pomaganie ofiarom”.

W znanym nam wszystkim wierszu pisał Czesław Miłosz w Wielkanoc roku 1943, gdy płonęło getto warszawskie:

Czasem wiatr z domów płonących
Przynosił czarne latawce,
Łapali skrawki w powietrzu
Jadący na karuzeli.
Rozwiewał suknie dziewczynom
Ten wiatr od domów płonących,
Śmiały się tłumy wesołe
W czas pięknej warszawskiej niedzieli.

Nie bawmy się na karuzeli, gdy płonie getto Gaza. Wyjdziemy z tego okaleczeni.


Treść apelu Marka Edelmana z 2002 r. cytuję za stroną stowarzyszenia Otwarta Rzeczpospolita.

Kropla drąży skałę! Twoje zaangażowanie ma znaczenie. Pomóż w promocji tego portalu. Udostępnij proszę:
Natalia Pitala
Natalia Pitala

doktor ekologii, edukuje w kwestii palestyńskiej w mediach społecznościowych. Prowadzi blog "Smutna pomarańcza" i konto na Instagramie @smutna.pomarancza poświęcone literaturze i kinematografii palestyńskiej. Aktualnie pracuje nad książką o ekologicznych aspektach kolonizacji i okupacji Palestyny.

Artykuły: 33
Skip to content