Propalestyńskość jako element kultury popularnej (i dlaczego to nic złego)


Postawa propalestyńska przybiera często formę, która dla zachodniego establishmentu może wydawać się odpustowa lub pozbawiona szacunku – zarówno z perspektywy lewicy, bardzo przywiązanej do koncepcji zawłaszczenia narodowego i traktowania z szacunkiem symboli grup etnicznych dotkniętych kolonializmem, jak i konserwatywnej prawicy, z założenia krytycznej wobec kolejnych „mód” .


„Muszę sobie kupić jedną z takich, są świetne” – powiedział mi Mohammed, jeden z moich przyjaciół, z którymi wracałem z tuniskiego śródmieścia po jednym z listopadowych propalestyńskich protestów w 2023. Wskazywał na pomarańczowo-biało-zieloną kuffije na szyi jednego z mijających nas protestantów i zaraz potem wyjaśnił – „Pomarańczowo-biało-zielone kuffije są bardzo rzadkie, symbolizują relację Irlandii z Palestyną i podobno można je dostać w jednej konkretnej dzielnicy, gdzie może zajrzy jutro po południu”.

Sprawa palestyńska – i cały idący z nią entourage, kuffijah, klucze, smutne palestyńskie piosenki – są posterboyem, uniwersalnym symbolem arabskiego cierpienia w szerszym sensie . Od Maroka po Oman, los Palestyńczyków jest postrzegany jako przykład tego, że w sprawach niektórych nacji, międzynarodowa, a szczególnie zachodnia opinia publiczna jest mniej skłonna do zaangażowania niż w innych. W państwach tych wyrazy solidarności stają się często częścią kultury ludowej i przybierają formy, które zachodniej akademickiej lewicy czy liberalnym mediom wydają się rażące lub nieodpowiednie. Zupełnie niepotrzebnie.

Niezależnie od przyjętej interpretacji – tj. czy uznamy Nakbę za zbrodnie i brutalną czystkę etniczną, czy za Izraelem i częścią państw zachodnich będziemy powtarzać, że to normalna rzecz podczas zmiany granic państw, porównując ją do powojennych przesiedleń w Europie Środkowo-Wschodniej – przesiedlenia i mordy na tysiącach Palestyńczyków w 1948 roku, podczas tworzenia Państwa Izrael, są faktem. Setki tysięcy ludzi siłą wypędzono z domów, a wszystko to za milczącą lub wyrażoną otwarcie aprobatą „społeczności międzynarodowej” i państw zachodnich.
Nawet w Izraelu, od lat 80. i powstania rewizjonistycznego nurtu tzw . Nowych Historyków, podważanie faktu wystąpienia Nakby jest czymś zarezerwowanym dla radykalnej prawicy. Przez następujące po niej 75 lat wojska Izraela zabiły dziesiątki tysięcy Palestyńczyków, a kolejne setki tysięcy uciekły do państw trzecich, były zamykane w więzieniach bez procesu, padały ofiarami tortur czy okaleczenia.

Symbolika palestyńskiego cierpienia jako zgody Zachodu na cierpienie Arabów oraz hipokryzji społeczności międzynarodowej jest chętnie używana. Dzieje się to nawet w państwach arabskich, które są w dobrych kontaktach z Izraelem i USA (jak Maroko czy Jordania) oraz w tych, w których Palestyńczycy mają bardzo niską pozycję społeczną z racji przyjęcia w przeszłości dużych grup uchodźczych i wywołania przez nie niepokojów społecznych (jak Liban, Egipt). W wielu krajach męczeństwo Palestyńczyków jest częścią etnicznej tożsamości. Tunezyjscy i libijscy przyjaciele wielokrotnie opowiadali mi, jak od dziecka w ich domu rodzice rozmawiali z nimi o kwestii palestyńskiej. Wspominali, że piątkowe nabożeństwa w tunezyjskich meczetach w latach 90. i dwutysięcznych miały regularnie kończyć się wyrazami solidarności z braćmi w Palestynie i w Czeczeni. Na dużych arabskich festiwalach artystycznych, takich jak tunezyjskie Dream City, rokrocznie mamy nie jedno czy dwa, ale raczej pięć i więcej stanowisk skupiających się na tematach palestyńskich – zarówno bieżących, jak i historycznych. W nowej konstytucji wprowadzonej w Tunezji przez Kaisa Saida Tunezyjczycy krytykowali wiele aspektów poza jednym – powszechnie docenionym umieszczeniu sprawy walki o wolność Palestyńczyków w preambule konstytucji, obok innych kluczowych dla Tunezji wartości. Na medynie w Tunisie czy w sklepach z pamiątkami w Sidi bou Said obok tradycyjnie tunezyjskich wyrobów znajdziemy też palestyńskie klucze, w formie ceramicznych zawieszek na ścianę czy metalowych wisiorków – nawet na długo przez 7.10.2023 r. Palestyńskość i jej męczeński wymiar zostały mocno wplecione w tożsamość arabską i do pewnego stopnia w tożsamość islamską.

Postawa propalestyńska przybiera często formę, która dla zachodniego establishmentu może wydawać się odpustowa lub pozbawiona szacunku – zarówno z perspektywy lewicy, bardzo przywiązanej do koncepcji zawłaszczenia narodowego i traktowania z szacunkiem symboli grup etnicznych dotkniętych kolonializmem, jak i konserwatywnej prawicy, z założenia krytycznej wobec kolejnych „mód” . W Tunezji widziałem ostentacyjne wieszanie ramek z kluczami w domach i kuffie we wszystkich możliwych kolorach. Na egipskim bazarze, moja przyjaciółka kupiła sukienkę czy raczej poncho uszyte z pociętych i zszytych razem kuffiji. Na wieczornych domówkach z youtube puszczany jest Faraj Suleiman i jego nostalgiczne berlińskie piosenki. To kultura piątkowej chutby, to kultura kiczowatych rzeczy kupionych na targu. Nawet nie na targu – to jeszcze miałoby pozór rzemiosła i powiązania z szeroko pojętą kulturą arabską – są to często rzeczy z Amazona czy AliExpressu, produkowane na drugim końcu świata, tanio i w chłodnej odpowiedzi na popyt. Nawet kiedy piszę te słowa, na Amazonie można wybierać wśród wielu wzorów palestyńskich kluczy w formie breloczków, przypinek, wisiorków, bransoletek czy case’ów na telefon.

Popkulturowa forma propalestyńskości – wcześniej obecna poza państwami arabskimi lub islamskimi głównie w środowiskach lewicowych czy punkowych – zaczęła też pojawiać się w społeczeństwach zachodnich, szczególnie po październiku 2023.

„Sondaże, hashtagi, relacje na Instagramie i protesty na uczelniach pokazują, że moje pokolenie, pokolenie Z, jest bardziej sceptycznie nastawione do Izraela niż starsi Amerykanie. Na TikToku, gdzie połowa użytkowników ma mniej niż 30 lat, #freepalestine ma 31 miliardów postów w porównaniu do 590 milionów dla #standwithisrael — ponad 50 razy więcej. Większość z tych krótkich filmików wydaje się nagrywana przez nastolatków, którzy mają mniej więcej tyle samo wiedzy o konflikcie co ja (czyli niewiele). Jednak to, czego tym dzieciakom brakuje w informacji, nadrabiają pasją. Starsi Amerykanie wciąż mogą postrzegać TikToka jako aplikację, na której nastolatki wykonują głupie tańce, ale już czas, by zaczęli dostrzegać go jako medium, które w największym stopniu kształtuje światopogląd ich dzieci” – pisze z lekką wyższością Juan Villasmil, felietonista „The Hill”, jednego z najważniejszych amerykańskich serwisów politycznych, który w 2023 roku miał 32 miliony odbiorców miesięcznie. W dalszej części dodaje, że „nastolatki nagle zostały specjalistami od historii i polityki Bliskiego Wschodu”, wpisując się w narrację, według której młodzież, popierająca stanowiska polityczne starszego pokolenia jest dojrzała ponad wiek i godna pochwały, a ta, która mu się sprzeciwia, jest – jak to młodzi – głupia i naiwna.

Felietoniście „The Hill” wtórują inne topowie media – „Atlantic”, „The Tablet Magazine” czy „The New York Times” – próbując zredukować propalestyńskie protesty, tik-toki czy deklaracje poparcia w social mediach do szczenięcego buntu, naiwności i mody. Tak jakby zajęcie stanowiska w temacie mordowania cywilów tysiącami czy celowego wywoływania głodu, wymagało ukończonej trzydziestki, magisterki albo innej oznaki społecznej dojrzałości.

Inne artykuły sprowadzają poparcie młodych ludzi dla Palestyny do virtue signalingu – czyli deklaratywnego popierania jakiegoś postulatu, aby zaznaczyć swoją wyższość moralnąw stosunku do tych, którzy tego nie robią. Rzecz w tym, że korzyści z popierania sprawy palestyńskiej w zachodniej Europie czy Stanach – może z wyjątkiem akceptacji ze strony części podobnie myślących rówieśników – są żadne. Koszty za to często są duże – odnotowujemy wiele przypadków zwolnień z pracy, relegacji z uczelni czy zwykłego padnięcia ofiarą przemocy ze strony policji. Wyrażanie sprzeciwu dla ludobójstwa w Niemczech, Polsce, Ameryce czy Wielkiej Brytanii nie otwiera zbyt wielu drzwi – może poza kilkoma niszowymi klubami dyskusyjnymi – ale za to wiele zamyka.
Z drugiej strony mamy zachodnią lewicę, kręcącą w zaniepokojeniu głową nad niedostatecznie wydedukowanymi nastolatkami, publikującymi propalestyńskie rolki na Instagramie czy sakralizującymi symbole narodowe Palestyńczyków. Pewnie wszyscy znamy tę narrację: komentarze o prawdziwie prawdziwych keffijah z Hebronu i szczegółach ich znaczenia, instrukcje jak odróżnić prawdziwą keffije od taniej podróbki, obawy o kulturowe zawłaszczenie. Konieczność łączenia politycznego poparcia sprawy palestyńskiej z zainteresowaniem jej kulturą i poezją. Dyskusje o tym, czy arbuzy, arafatki czy tradycyjne palestyńskie ornamenty mogą być częścią mody ulicznej czy stylizacji subkulturowej.

Żeby być uczciwym – część tych obaw ma podstawy. Faktycznie niepokojącą stroną tego zjawiska jest fakt wykorzystywania tragedii Palestyńczyków do zwiększania własnych zasięgów przez celebrytów czy designerów mody. Zarówno osoby o palestyńskim pochodzeniu, jak i te, które z Palestyną nie mają nic wspólnego, sięgnęły po reklamowanie własnych brandów pod hasłem solidarności i tego, że wszystko może być formą oporu. Social media i portale są pełne artykułów takich jak np. 11 topowych palestyńskich projektantów, których musisz wesprzeć w tym roku (to autentyczny tytuł artykułu z „Visionary Mag”). W większości przypadków są to osoby mieszkające poza bezpośrednią strefą zagrożenia, w Izraelu lub w państwach trzecich, które produkują luksusowe towary i których poziom życia był wysoki przed 7.10.2023 r. i nie zmienił się po wybuchu konfliktu. Nawet jeśli przeznaczają one część dochodów na pomoc ofiarom wojny, takie wspieranie jest tak naprawdę karmieniem pasożytniczej kultury konsumpcji, żywiącej się tragedią. Mimo pozornego nawiązywania do tragedii i historii Palestyny, większość z tych inicjatyw jest po prostu kolejnym produktem, faktyczną modą, pozbawioną większego znaczenia. Jest wiele lepszych sposobów wspierania Palestyńczyków niż kupowanie drogiego merchu od palestyńskich ekspatów czy amerykańskich blogerów. Chociażby wpłacenie na UNRWA.

Z drugiej strony, przez dekady trwania konfliktu niektóre elementy kultury palestyńskiej czy wyrazy solidarności z nią stały się częścią osobnych subkultur i oderwały się od swojego znaczenia. Już kiedy byłem nastolatkiem, masa młodych punków czy dzieciaków z szeroko pojętej kultury alternatywnej nosiła kefije, nie interesując się za bardzo tym, co dzieje się w Palestynie. Podobnie, keffije stały się częścią kultury prepperskiej i militarystycznej, a chusty ze znanym wzorem można kupić w sklepie z militariami już za kilkanaście złotych, we wszystkich możliwych kolorach. Członkowie tych subkultur często są obojętni lub nawet wrodzy (duża część fanów militariów sympatyzuje z Izraelem jako państwem zbudowanym na micie „Nowej Sparty”) sprawie palestyńskiej.

Nie ma się jednak co na to obrażać. Tożsamość palestyńska to nie skansen czy muzeum – od dekad jest częścią szerokiej kultury klas niższych i razem z nią ewoluuje. Rzecz w tym, że kultura ludowa – czy szerzej, kultura popularna – nigdy nie spełni wyśrubowanych norm klasy średniej. Oczekiwanie tego od niej w najlepszym przypadku jest naiwnością, w najgorszym – próbą gatekeepowania jakiejś sprawy w ramach swojego małego elitarnego klubu. Większość osób protestujących w Europie czy państwach arabskich nie ma oryginalnych hebrońskich kefii, tylko raczej te tanie, produkowane w lokalnej szwalni albo chińskiej fabryce . Duża część nie wskaże różnicy między OWP a Fatahem, nie odróżnia Hamasu od Lions Den czy nie ma zdania na temat Abu Nidala. Ale na szczęście nie musi. Sam wyraz sprzeciwu przeciwko ludobójstwu, w formie udziału w proteście, posta w social mediach czy przypinki lub kefii, jest wystarczający. Nie trzeba do tego śledzić historii intifad, czytać Adanii Shibli czy rozwodzić się nad tym, co symbolizują liście oliwki na palestyńskiej kefii. Więcej, można być tym zupełnie niezainteresowanym. W wypadku większości ludzi na świecie, solidarność z Palestyną jest po prostu sprzeciwem przeciwko ludobójstwu, tu i teraz. Często to świeża refleksja wywołana zalewem makabrycznych zdjęć i nagrań z ostatniego roku. Powszechność tej reakcji na całym świecie, szczególnie wśród najmłodszych pokoleń to dobra wiadomość – świadczy o tym, że wiele osób zdało test na człowieczeństwo. „Moda” na propalestyńskość, to po prostu moda na elementarną ludzką empatię. Od większości osób, które nie mają arabskiego pochodzenia lub nie są w inny sposób członkami społeczności wykluczonych to to, czego możemy oczekiwać.

Są jednak grupy, w których „moda” na propalestyńskość ma nieco głębsze znaczenie.

Solidarność z Palestyną jest w państwach arabskich – czy generalnie w państwach tzw. Globalnego Południa – częścią kultury ludowej, to utożsamienie się z wyobrażonym cierpieniem Innego, który jest podobny do nas. To pamięć o tym, jak łatwo społeczność międzynarodowa, mimo powtarzanych zapewnień o przywiązaniu do praw człowieka, może dać ciche przyzwolenie na przesiedlenia czy eksterminację jakiejś grupy. Szczególnie takiej, którą kolor skóry, religia, fenotyp czy język osadza w tradycyjnej roli złoczyńcy, terrorysty albo „nie-w pełni-człowieka”. Nawet jeśli przybiera formę, która dla wyrobionych zachodnich odbiorców jest w złym tonie, to wciąż jest to pamięć kluczowa dla wszystkich, których dotyczy. Powiedziałbym nawet, że to kwestia życia i śmierci. Mieszkańcom Globalnego Południa solidarność z Palestyną pozwala pamiętać, że pewnego dnia – tak jak wydarzyło się przecież w Iraku, Libanie czy innych nie-zachodnich państwach – takie czy inne państwo, z poparciem międzynarodowych arbitrów elegancji, pozwoli sobie ich zbombardować. Albo najechać. Albo okupować. Pamięć o Palestynie to pamięć o tym, że jeśli spróbujesz się wyrwać z biednego, niebezpiecznego czy w inny sposób paskudnego miejsca, w którym się urodziłeś, to napotkasz alternatywę w postaci szeregu trudnych lub prawie niemożliwych do spełnienia wymogów formalnych albo konieczności ryzykowania życia. To pamięć o tym, że nawet jeśli zamieszkasz w Europie i na moment zapomnisz o tym, skąd jesteś i kim jesteś – możesz mieć pewność, że świat dookoła o tym nie zapomni. Że możesz zostać deportowany czy być traktowany jako człowiek drugiej kategorii albo że możesz utonąć lub zamarznąć w drodze do Europy – a syty Europejczyk, jeżdżący kilka razy do roku na wakacje, z dobrą pracą i drogim hobby, pełną lodówką i bezpiecznym domem, skwituje to tylko „no, tak, z nimi zawsze są kłopoty”. Jako człowiek z Tunezji, Libii, Egiptu, Indonezji czy Libanu wiesz, że tak będzie – bo przecież dokładnie tak samo Zachód kwitował przez prawie 8 dekad to, co działo się z Palestyńczykami.

A przynajmniej tak powtarzają mi przyjaciele z tych krajów.

Kropla drąży skałę! Twoje zaangażowanie ma znaczenie. Pomóż w promocji tego portalu. Udostępnij proszę:
Paweł Jędral
Paweł Jędral

Analityk, reportażysta, absolwent MISH, realizował projekty badawcze m.in. związane z polityką międzynarodową czy bioróżnorodnością.

Artykuły: 3
Skip to content