Czy Flotylla Wolności dopłynie do Gazy?

Morska blokada Gazy w 2011 r. została uznana za nielegalną przez panel ekspertów ONZ, mimo to państwa ją respektują. Dopłynięcie Flotylli Wolności do Gazy oznaczałoby jej przełamanie – organizatorzy nie kryją, że taki właśnie jest ich cel. Byłoby to, poza materialną pomocą, ogromne wsparcie moralne dla gazańczyków i Palestyńczyków w ogóle. I sygnał dla kolejnych aktywistycznych inicjatyw, może nawet kamień, który ruszyłby lawinę.


Oświadczenie ekspertów

W ubiegły piątek, 26 kwietnia, eksperci Organizacji Narodów Zjednoczonych wydali oświadczenie, w którym domagali się gwarancji bezpieczeństwa dla rejsu Flotylli Wolności. Grupa trzech statków miała wyruszyć z Turcji w kierunku Gazy, wioząc 280 aktywistów z 40 krajów i 5,5 tys. ton pomocy humanitarnej dla oblężonej od 17 lat, a od ponad pół roku metodycznie niszczonej i głodzonej, palestyńskiej enklawy. Mówiąc bardziej precyzyjnie, eksperci wzywali, by Izrael powstrzymał się od atakowania i blokowania flotylli, gdy ta zbliży się do wybrzeża Strefy Gazy. Co istotne – organizatorzy tej akcji zamierzali dostarczyć pomoc humanitarną poza kontrolą Izraela, to właśnie czyni tę inicjatywę wyjątkową. W dokumencie, pod którym podpisało się pięcioro Specjalnych Sprawozdawców ONZ, m.in. Francesca Albanese, Specjalna Sprawozdawczyni ds. okupowanych terytoriów palestyńskich, czytamy:

„Konwój zróżnicowanej koalicji działaczy na rzecz praw człowieka, w tym prawników, lekarzy, pielęgniarek, dziennikarzy, parlamentarzystów i polityków, ma na celu dostarczenie ratującej życie pomocy bezpośrednio oblężonym mieszkańcom Gazy, legalnie kwestionując kontrolę Izraela nad napływem pomocy humanitarnej. Oblężenie ludności cywilnej jest bezprawne. […] Flotylla jest materialnym wyrazem międzynarodowego wsparcia dla trwającej walki Palestyńczyków o wolność i samostanowienie oraz uznanego na arenie międzynarodowej prawa do otrzymania pomocy humanitarnej bez ingerencji i przeszkód. Wsparcie dla praw człowieka narodu palestyńskiego jest dojmująco istotne w obecnych warunkach ludobójstwa, domicydu [masowej i celowej destrukcji mieszkań – przyp. N.P.], zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości. […] Flotylla Wolności ma prawo swobodnego przemieszczania się po wodach międzynarodowych i Izrael nie może ingerować w jej wolność żeglugi, od dawna uznawaną przez prawo międzynarodowe. Gdy Flotylla Wolności zbliży się do palestyńskich wód terytorialnych u wybrzeży Gazy, Izrael musi zastosować się do prawa międzynarodowego, w tym do niedawnych nakazów Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, aby zapewnić niezakłócony dostęp pomocy humanitarnej”.

Bandera

Flotylla jednak nie wypłynęła. Pomimo tego wsparcia została zablokowana jeszcze w porcie w Tuzli pod Stambułem. W sobotę 27 kwietnia przedstawiciele Koalicji Flotylli Wolności poinformowali, że Gwinea Bissau wycofała swoją banderę z dwóch statków, w tym ze statku towarowego załadowanego ponad 5 tys. ton pomocy dla Gazy. Według ich relacji, władze Gwinei Bissau po południu w czwartek 25 kwietnia zażądały przeprowadzenia dodatkowej inspekcji wiodącego statku, mimo że wcześniej przeszedł on już wszystkie wymagane kontrole. Zanim jednak inspekcja dobiegła końca, GBISR (Guinea Bissau International Ships Registry) poinformował o wycofaniu bandery, odnosząc się przy tym konkretnie do planowanej misji do Gazy. Gwinea Bissau to niespełna dwumilionowe państwo w Afryce Zachodniej, będące jednym z najbiedniejszych na świecie. Nietrudno uwierzyć, że ta nagła decyzja była spowodowana naciskami ze strony Izraela, jak twierdzą organizatorzy Flotylli. Zresztą już wcześniej mówiło się, że Stany Zjednoczone naciskają też na Turcję, żeby zablokowała wypłynięcie statków z jej portu. Tym razem, inaczej niż w przeszłości, Izraelowi udało się załatwić sprawę z Flotyllą Wolności w białych rękawiczkach. Statki nie mogą pływać bez bandery.

Zatrzymać konwój

Dlaczego jednak Izraelowi tak bardzo zależało na niedopuszczeniu do tego rejsu? Narracja o tym, że na statkach może być przewożona broń dla Hamasu, to oczywiście bajki. Co prawda organizatorzy nie zgadzają się na kontrolę izraelską, ale nie dotyczy to inspekcji ze strony podmiotów trzecich w celu wykluczenia, że na statkach znajduje się jakakolwiek broń. Flotylla Wolności to naprawdę nic innego, jak międzynarodowy, pokojowy ruch solidarności z mieszkańcami Gazy. Właściwie ta flotylla i jej ładunek nie ma dla Izraela większego znaczenia praktycznego, przecież i tak musi on zgodzić się na dostarczanie do Gazy pomocy humanitarnej. Ma jednak ogromne znaczenie symboliczne.

Okupacja od zewnątrz

Izrael okupuje Strefę Gazy od 1967 r. Po 2005 r. i wycofaniu armii i osadników izraelskich z jej obszaru, zmieniła się jednak forma okupacji. Obecność wewnątrz zastąpiono kontrolą z zewnątrz. Blokada stała się permanentna w 2007 r. po przejęciu władzy w Gazie przez Hamas. Izrael kontroluje granice lądowe Gazy (przy współpracy Egiptu), jej granicę morską i przestrzeń powietrzną – lotnisko w Gazie zostało zresztą zniszczone już w czasie drugiej intifady, w 2001 r., zaledwie trzy lata po jego otwarciu, i od tamtej pory leży w ruinie – a nawet jej sferę elektromagnetyczną. Morska blokada Gazy w 2011 r. została uznana za nielegalną przez panel ekspertów ONZ, mimo to państwa ją respektują. Dopłynięcie Flotylli Wolności do Gazy oznaczałoby jej przełamanie – organizatorzy nie kryją, że taki właśnie jest ich cel. Byłoby to, poza materialną pomocą, ogromne wsparcie moralne dla gazańczyków i Palestyńczyków w ogóle. I sygnał dla kolejnych aktywistycznych inicjatyw, może nawet kamień, który ruszyłby lawinę.

Pierwsza Flotylla Wolności

Ta blokada była już przełamywana w przeszłości. W 2008 r. solidarnościowym misjom Ruchu Wolna Gaza (Free Gaza Movement), udało się dotrzeć do jej wybrzeży. Kolejne próby były w różny sposób udaremniane przez Izrael. W historii zapisała się przede wszystkim misja, która wyruszyła do Gazy w maju 2010 r. To była pierwsza Flotylla Wolności, ostatecznie płynęło w niej sześć statków: trzy towarowe i trzy pasażerskie, wiozące w sumie prawie 700 aktywistów. Wśród nich była Ewa Jasiewicz, brytyjska dziennikarka i aktywistka polskiego pochodzenia, która wcześniej przebywała w Gazie podczas izraelskiej operacji „Płynny ołów”, będąc jednocześnie reporterką i sanitariuszką karetki Czerwonego Półksiężyca.

31 maja 2010 r. na wodach międzynarodowych Flotylla Wolności została zaatakowana przez siły izraelskie. Komandosi wtargnęli na statki, terroryzując pasażerów. Do największego dramatu doszło na tureckim statku Mavi Marmara, płynącym pod banderą Komorów. Izraelczycy zabili tam dziewięciu tureckich aktywistów i ranili kilkadziesiąt osób. Późniejsze dochodzenie ONZ wykazało, że przynajmniej sześć ofiar zginęło w sposób sugerujący „pozaprawną, arbitralną i doraźną egzekucję”. (Rok później gazańczycy wystawili w porcie w Gazie pomnik upamiętniający „męczenników” z Mavi Marmara. W zeszłym roku, przy okazji rocznicy ataku na Flotyllę, natrafiłam w Internecie na piękne zdjęcie przedstawiające gazański port w promieniach zachodzącego słońca i stojący na nabrzeżu monument. Mieszkańcy Gazy wciąż wspominali tamto wydarzenie, wdzięczni za okazaną im solidarność, za którą tureccy aktywiści zapłacili najwyższą cenę. Dziś jest tam tylko kupa gruzu. Pomnik został zniszczony przez Siły „Obronne” Izraela w listopadzie 2023 r.).

„Podpalić Gazę”

Przebieg izraelskiego ataku na Flotyllę Wolności Ewa Jasiewicz opisała w reportażu „Podpalić Gazę”, wydanym w 2011 r. (Wydawnictwo W.A.B., z angielskiego przetłumaczyła Katarzyna Bielińska). W jej książce to wydarzenie stanowi epilog do kroniki wojny Izraela z Gazą, której ówczesną kulminacją była inwazja na palestyńską enklawę z przełomu lat 2008 i 2009, nazwana przez izraelskich speców od wojskowego marketingu „Płynnym ołowiem”. Reportaż Jasiewicz od ponad pół roku znów jest druzgocąco aktualny. Nadal wstrząsa, mimo że skala opisywanych w nim okropności była wielokrotnie mniejsza niż to, co obecnie obserwujemy na ekranach naszych smartfonów w relacjach z Gazy. Warto też prześledzić „dyskusję”, jaka po publikacji książki wywiązała się w polskiej prasie. Wtedy szacowny pisarz, dziennikarz i reporter mógł opublikować zamiast recenzji książki stek personalnych ataków na autorkę, ociekający mizoginistycznym jadem. Dziś pewnie by się zastanowił, czy nie lepiej byłoby obrać inną strategię, tego typu popisy patriarchalnej dominacji nie są już tak dobrze widziane. Jednak poza tym arsenał chwytów, jakie wytacza się wobec krytyków Izraela, nie zmienił się ani na jotę, nie zmieniła się też gotowość niektórych publicystów do usprawiedliwiania izraelskich zbrodni.

Jeszcze nie koniec

W 2010 r. Izrael powstrzymał Flotyllę przed przybiciem do brzegu w Gazie, ale brutalność jego działań spotkała się z międzynarodowym potępieniem. Nie był to dla niego dobry marketing, delikatnie mówiąc. Jednak wtedy Izrael nie był oskarżony o ludobójstwo i sądzony przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, wtedy zachodnia opinia publiczna nie miała świeżo w pamięci zabójstwa pracowników humanitarnych, z którymi się identyfikowała. Dziś powtórka sytuacji z Mavi Marmara byłaby wizerunkowym samobójstwem. Na fizyczną konfrontację ze zdeterminowanymi, zdającymi sobie sprawę z ryzyka, ale bezbronnymi aktywistami humanitarnymi Izrael nie mógł już sobie w obecnej sytuacji, gdy w świecie topnieje poparcie dla jego działań, a narasta ruch sprzeciwu, pozwolić. Nie mógł też jednak pozwolić, aby nowa Flotylla Wolności dopłynęła do celu. Gdyby tak się stało, to również byłaby dla niego ogromna wizerunkowa porażka. Widomy znak, że blokada Gazy jest nielegalna, a sprzeciw wobec niej nie tylko uprawniony, jak napisali eksperci ONZ, ale też możliwy. Izrael zostałby ośmieszony, wiara w jego militarną moc, tak bardzo nadwerężona atakiem Hamasu i trwającą wojną, którą Izrael przegrywa, doznałaby kolejnego uszczerbku. Wybrał więc inne rozwiązanie i postanowił nie dopuścić, żeby Flotylla w ogóle wypłynęła. W tym starciu z międzynarodowym ruchem solidarności z Gazą Izrael chwilowo jest górą, statki nadal tkwią w tureckim porcie. Aktywiści zapowiadają jednak, że to nie koniec.

Kropla drąży skałę! Twoje zaangażowanie ma znaczenie. Pomóż w promocji tego portalu. Udostępnij proszę:
Natalia Pitala
Natalia Pitala

doktor ekologii, edukuje w kwestii palestyńskiej w mediach społecznościowych. Prowadzi blog "Smutna pomarańcza" i konto na Instagramie @smutna.pomarancza poświęcone literaturze i kinematografii palestyńskiej. Aktualnie pracuje nad książką o ekologicznych aspektach kolonizacji i okupacji Palestyny.

Artykuły: 33
Skip to content