Warszawski Teatr Dramatyczny w tym sezonie zaserwował nam premierę sztuki The Wall pod reżyserią Pawła Miśkiewicza i scenariuszem Joanny Bednarczyk. Mimo, że przedstawia ona różne aspekty wojny, migracji i opresji, najwięcej czasu poświęca sprawie palestyńskiej.
Okupacja Palestyny trwa prawie 8 dekad, a ostatnia odsłona wojny i ludobójstwa w Gazie – już prawie dwa lata. Chociaż The Wall nie opowiada o najnowszych wydarzeniach w Palestynie, dobrze jest zobaczyć na deskach jednego z ważniejszych teatrów sztukę o niepopularnym temacie, jakim jest izraelska okupacja.
Paweł Miśkiewicz od lat poruszał w swoich sztukach tematy migracji, wykluczenia i przemocy politycznej – opowiadali o tym chociażby jego Podopieczni, mający premierę prawie dekadę temu. Jego najnowsza sztuka – prawie 4 godzinny kolos, pełen ciężkich emocji – również skupia się na tych tematach. Składa się z dwóch aktów, każdy zawierający po 3-4 krótkie historie, oparte na nagradzanych reportażach i prozie ostatnich lat. W zasadzie wszystkie z nich zostały nagrodzone Bookerem, Pulitzerem lub są dziełem noblisty. Sztukę otwiera Nad morzem Abdulrazaka Gurnaha, historią o uchodźcy politycznym próbującym uzyskać azyl w Wielkiej Brytanii. W pierwszej części zobaczymy też inscenizacje opowiadania z Przerzutu Phila Klaya, opowiadającego o weteranie wojny w Iraku, który nie może odnaleźć się w społeczeństwie i mierzy się z kryzysem tożsamości, po tym jak robił straszne rzeczy na wojnie. Sceny z Pieśni proroczej Paula Lyncha przeniosą nas do Irlandii, w której obserwujemy dystopijną przyszłą/przeszłą historię opresji, mordowania cywilów, terroryzmu. Rząd prześladujący i „znikający” własnych obywateli oraz młodzi mężczyźni wstępujący do sięgającej po terrorystyczne środki organizacji ruchu oporu, mimo osadzenia w połowie XXI wieku, przypomina wydarzenia z Irlandii XIX i XX wieku. W końcu, na scenie zobaczymy fragment Bratnia dusza autorstwa Davida Diopa – historię czarnoskórych żołnierzy pochodzących z ludów zamieszkujących terytorium współczesnego Senegalu i zrekrutowanych przez francuskich kolonizatorów, żeby służyć jako jednostki szturmowe podczas pierwszej wojny światowej. Historie te, składające się na pierwszy akt, są ze sobą niepowiązane, różnią się też formalnie, co do zasady jednak bardzo konserwatywnie interpretując treść oryginałów. Mówiąc zupełnie otwarcie, są dobrą okazją zapoznania się z tymi tekstami, jeśli ktoś wcześniej ich nie znał lub słyszał tylko z mediów. Dla mnie osobiście, szczególnie poruszające były fragmenty sztuki oparte na Diopie i Klayu.
Cały drugi akt sztuki, poświęcony jest kwestii palestyńskiej.
O jaki mur chodzi w The Wall?
W rozmowie dla Polskiej Agencji Prasowej, Paweł Miśkiewicz przyznał, że tytuł spektaklu – czyli po polsku „Mury” „odnosi się do każdego muru, także do tych, które wznosimy między ludźmi”. „Mamy mur w Palestynie, mamy mur na naszej granicy. Trump ma już prawie mur u siebie. Jak na razie okazuje się, że to jest jedyny pomysł ludzkości na rozdzielenie zwaśnionych stron i na to, żeby zapanował ład. To trochę przerażające, bo to oznacza, że w ogóle już nie umiemy ze sobą rozmawiać i tylko oddzieleni murem możemy wieść w miarę normalną egzystencję” – mówi dalej.
W samej sztuce jednak palestyński mur separacyjny jest jedynym murem, który zostaje wprost zaadresowany.
Mur separacyjny w Palestynie to fizyczna bariera zbudowana przez Izrael od 2002 roku na okupowanym Zachodnim Brzegu Jordanu, oficjalnie w celu zapobiegania atakom terrorystycznym podczas drugiej intifady. Składa się z betonowych ścian, ogrodzeń, zasieków i wież strażniczych, a jego docelowa długość to około 712 km. Choć Izrael określa go jako „barierę bezpieczeństwa”, Palestyńczycy i wielu międzynarodowych obserwatorów nazywa go „murem apartheidu”, ponieważ przebiega nie wzdłuż uznanej granicy z 1967 roku (tzw. zielonej linii), lecz głęboko w palestyńskie terytorium, co skutkuje aneksją ziem i rozdzieleniem rodzin oraz społeczności. Mur znacząco ogranicza dostęp Palestyńczyków do pracy, szkół, opieki zdrowotnej i pól uprawnych. W 2003 do jego rozbioru wezwało w rezolucji Zgromadzenie Ogólne ONZ, wskazując na jego naruszający prawo międzynarodowe charakter. W 2004 roku Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze uznał jego budowę na okupowanym terytorium za nielegalną. W zależności od lokalizacji bariera przybiera formę betonowego muru (zwłaszcza w miastach) lub systemu ogrodzeń z drogami patrolowymi (na terenach wiejskich), będąc nie tylko symbolem fizycznego podziału, ale i głębokiego konfliktu politycznego.
Mur jest też głównym bohaterem trzech opowieści palestyńskich, składających się na drugi akt sztuki. W drugim akcie znajdziemy inscenizację Drobnego Szczegółu Adani Shibli oraz Jednego dnia z życia Abeda Salamy Nathana Thralla – dwóch bardzo głośnych książek o Palestynie, które ukazały się w ostatnich latach. Oddanie książek na scenie jest raczej wierne i całościowe, chociaż niektóre wybory autora zaskakują: dużą część inscenizacji Jednego dnia z życia… stanowią właśnie nie wydarzenia z tytułowego, tragicznego dnia, ale pierwsze rozdziały książki, które skupiają się na życiu rodzinnym Abeda przed czekającą jego rodzinę tragedią. To jednak poniekąd dobra decyzja – historia Abeda jest najbardziej poruszająca właśnie przez długie wprowadzenie postaci oraz, idealnie oddanie przez scenografów wnętrza palestyńskiego domu, w którym cała, wielopokoleniowa rodzina siada na rozstawionych charakterystycznych kanapach i omawia ważne dla nich wydarzenia, spiera się, opowiada historie.
W tych dwóch historiach mur jest wrogim elementem otoczenia i narzędziem fabuły: bohaterowie co rusz muszą się zmagać z ograniczeniem dostępu do kolejnych stref okupacyjnych, przejście tam, gdzie nie są mile widziani przez system jest często na granicy niemożliwości. Historie przeplatają się, po kawałku, prowadząc do równoległych finałów pod sam koniec sztuki. Jednak esencją przedstawienia jest trzecia historia palestyńska, mówiąca o tytułowym murze i procesie jego powstania. Pojawia się gdzieś pośrodku obu przeplatających historii, zaznaczając zmianę tempa drugiego aktu, ze spokojnej introdukcji otoczenia, do właściwej, niebezpiecznej części obu historii To jedyny fragment sztuki który jest od początku do końca autorski, improwizowana przez aktorów scena, na podstawie konkretnych faktów i informacji o przebiegu muru. Na każdym przedstawieniu wygląda trochę inaczej.
Dlaczego warto zobaczyć the Wall?
Zarówno Jeden dzień z życia Abeda Salamy jak i Drobny Szczegół przeczytałem dopiero niedawno, wyobrażam sobie jednak, że mógłbym zobaczyć The Wall i zrozumieć 80% emocji i treści zawartej w tych dwóch ważnych książkach. Samo to jest wartością, dla tych z was, którzy ich nie znają i wiedzą, że raczej nie znajdą czasu na ich przeczytanie.
Sama sztuka, mimo bycia teatrem współczesnym, jest dosyć konserwatywna, zarówno w podejściu do tekstów jak i zabiegów formalnych. Mamy tu to samo, co widzimy na warszawskich scenach od przynajmniej początku XXI wieku – nagość, migające światła, palenie papierosów, wielogodzinny spektakl, przeplatające się monologi i nagłe zmiany konwencji. Konserwatywny jest też stosunek do tekstów, które są adaptowane – w wybranych fragmentach nie wprowadzono większych zmian, nie remiksowano ich z innymi treściami. Ten „konserwatyzm” jest moim zdaniem dużą zaletą The Wall – ponieważ to sztuka, którą łatwo przyswoją też osoby, które nie są regularnymi bywalcami teatrów. To ta sztuka na którą możesz zabrać swoich rodziców czy rzadko wychodzącego do teatru partnera a ta osoba prawie na pewno „nie odbije się” od niej. Warto jednak zaznaczyć, że sztuka zawiera obrazy przemocy seksualnej, okaleczenia, śmierci (w tym osób nieletnich) i tortur, które mogą być źródłem cierpienia i niepokoju dla niektórych widzów.
The Wall jest przykładem sztuki zaangażowanej: w trakcie ludobójstwa w Gazie, otwarcie pokazuje okrucieństwo okupacji, w trakcie brunatnienia Europy, kolejnych wojen i kryzysów migracyjnych, wskazuje na zagrożenia autorytarnej władzy, społeczne koszty wojen i wykluczenia „innych”. Warto jest to podkreślić i docenić. Miśkiewicz i Bednarczyk zdecydowali się na dobór tekstów i treści, który może się wydawać szeroko rozstrzelony, jednak posiada jeden wspólny motyw: niezawinione cierpienie i jego reprodukcja przez instytucje społeczne i aparat państwowy. Miśkiewicz, chociaż unika pokazywania zbytniego okrucieństwa wprost, skupia się na subiektywnym odczuciu, emocjach i prostych ludzkich doświadczeniach: bycia odrzuconym, niezrozumiałym, skrzywdzonym, pozbawionym wsparcia.
Sama sztuka spełnia też moje główne oczekiwanie, które mam wobec przedstawienia teatralnego: jest poruszająca. Czterogodzinny spektakl, chociaż czasami lekko chaotyczny, może zbyt długi i zdecydowanie nieprzyjemny, zostawia widza z myślami, które będą towarzyszyć mu przez kolejne dni i tygodnie.
KALENDARZ 
