Jak Bibi uciekał do przodu

Amerykański film dokumentalny Akta Bibiego (The Bibi Files) w reżyserii Alexis Bloom od niedawna dostępny jest na platformach streamingowych w Polsce.
Powstałe w zeszłym roku Akta Bibiego trafiły na shortlistę piętnastu kandydatów do tegorocznego Oscara dla najlepszego pełnometrażowego dokumentu. W gronie pięciu filmów ostatecznie nominowanych, co prawda, się nie znalazły (a Oscara w tej kategorii otrzymał Nie chcemy innej ziemi), ale i tak jest to z całą pewnością jeden z najgłośniejszych filmów dokumentalnych 2024 r. W Polsce pokazywany na pokazach w ramach przeglądu Millenium Docs Against Gravity, w wielu krajach był z powodzeniem w normalnej dystrybucji kinowej.
Tytułowy Bibi to oczywiście Binjamin Netanjahu, wielokrotny, niezatapialny premier Izraela, którego wizerunek przez ostatnie dwie dekady zlał się niemal w jedno z wizerunkiem jego kraju. Film, którego sporą część stanowią materiały wideo z przesłuchań Netanjahu, jego żony i innych osób przez izraelską prokuraturę w sprawach korupcyjnych, wpisuje toczące się ludobójstwo w Gazie w mocno udokumentowany kontekst cynicznych machinacji, jakich Netanjahu gotów jest się chwytać, by utrzymać się u władzy.
Alexis Bloom: z Johannesburga do Nowego Jorku
Alexis Bloom urodziła się w 1975 r. w Johannesburgu w Republice Południowej Afryki. Dorastała więc w reżimie apartheidu, w finansowej stolicy kraju. Była nastolatką, gdy rodzina przeniosła się do Wielkiej Brytanii. W 1999 r. wyjechała do USA, gdzie studiowała na University of California Berkeley. Została już w Stanach, mieszka w Nowym Jorku.
Można powiedzieć, że zainteresowanie Bloom zbrodniami reżimu apartheidu w Tel Awiwie może być motywowane jej własną pamięcią o systemie, w którym dorastała. Można powiedzieć, że, realizując taki film, wpisuje się w linię, której na arenie międzynarodowej trzyma się dziś jej pierwszy kraj. Współczesna post-apartheidowa Republika Południowej Afryki walczy z Izraelem przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości w Hadze i jest jedną z wiodących sił Grupy Haskiej, która ma ambicje położenia kresu międzynarodowej bezkarności Izraela. Ale można też powiedzieć, że postawa Bloom jest zarazem nieco dysydencka – na tle większości południowoafrykańskiej społeczności żydowskiej.
Choć dzisiaj pamiętamy także żydowskich bohaterów ruchu walki z południowoafrykańskim apartheidem, notabene zaangażowanych później także w walkę z nim w Izraelu (Ronnie Kasrils czy Andrew Feinstein) – stanowili oni wyjątki na tle swojej społeczności. Jak przypomniał niedawno Pankaj Mishra (w książce The World After Gaza), południowoafrykańscy Żydzi w swojej większości czuli się całkiem komfortowo i ani w głowie im było walczyć z przywilejami „rasy białej”, do której byli przez reżim zapisani. Często też popierali bliski, pielęgnowany przez cały okres apartheidu południowoafrykańskiego, sojusz reżimów w Pretorii i Tel Awiwie.
Dziś oficjalne ciała występujące w imieniu liczącej ok. 50 tys. osób społeczności usiłują, przy użyciu dość przewidywalnych moralnych szantaży i szastania frazesami o antysemityzmie, wpłynąć na zmianę jasno propalestyńskiego kursu utrzymywanego przez kolejne rządy demokratycznej już RPA (co na szczęście jak dotąd nie wychodzi). South African Jews for a Free Palestine (Południowoafrykańscy Żydzi dla Wolnej Palestyny) to ruch aktywny i głośny, ale mniejszościowy.
Akta Bibiego
Film, zrobiony w profesjonalnym stylu à la BBC, jest przykładem dobrej roboty dziennikarskiej i śledczej (nagrania z prokuratury nie miały nigdy ujrzeć światła dziennego, producent Alex Gibney dostał ich wyciek na Signalu). Pomaga zajrzeć za kulisy reżimu Netanjahu, przyglądać się z bliska arogancji polityka, który w każdych warunkach potrafi utrzymać się przy władzy – lub błyskawicznie do niej powrócić – i nic nie jest w stanie go wykoleić. Tym, którzy wiedzą tylko ogólnikowo, że Bibi miał problemy z prawem, pomoże poznać szczegóły; innym je uporządkuje.
Jednak wypowiadając się z pozycji pomiędzy własną tożsamością a amerykańską publicznością, przyzwyczajoną do pejzażu komunikacyjnego zdominowanego przez sojuszników Izraela, Bloom porusza się po lewym krańcu obszaru dopuszczalnej liberalnej krytyki działań Izraela, nie zdobywając się jednak na odwagę, by go przekroczyć
Na swoje usprawiedliwienie Bloom ma to, że żaden pojedynczy film nie może być o wszystkim (bo nie może) – a w tym wypadku temat został całkiem jasno określony już w tytule. Można mieć jednak wrażenie, że krytykuje samego Netanjahu, ale już nie projekt polityczny pt. Państwo Izrael. Można więc zadawać całkiem zasadne pytanie, czy wielu widzów nie wtuli się na koniec w wygodne przekonanie, że gdyby nie ten obłąkany Netanjahu, to Izrael mógłby być całkiem fajny? Może jeszcze będzie, jak tylko ktoś posadzi w końcu Bibiego?
Akta Bibiego o 7 października i Hamasie
Bloom nie podejmuje się krytyki najważniejszych wątków mainstreamowej narracji o 7 października – ile fejków nam na jego temat nawciskano; ile ofiar tamtego dnia było w istocie mundurowymi na służbie lub przepustce; że Izrael odpalił na masową skalę „dyrektywę Hannibala” i Cahal strzelał po równo do palestyńskich bojowników i do swoich żołnierzy i obywateli.
Tu też można znaleźć argumenty na obronę filmu. Powiedzmy taki: kiedy film powstawał, nie wiedzieliśmy jeszcze tego wszystkiego, co wiemy dzisiaj – a dzisiaj wiemy np. o tym, że izraelscy żołnierze, jak sami opowiedzieli, nad ranem 7 października 2023 r. w jednostkach wojskowych znajdujących się w pobliżu Gazy jakby rozmyślnie obniżono czujność. Czyżby po to, aby dopuścić do nadchodzącego ataku Hamasu, a następnie wykorzystać go, by przystąpić do dawno wymarzonego i nawet planowanego wypchnięcia Palestyńczyków z Gazy?
Przedmiotem demaskatorskiej krytyki jest więc u Bloom fakt, że Netanjahu w tajemnicy zapewniał Hamasowi finansowanie, wypraszając je u emira Kataru. To oczywiście prawda – i kolejny przykład hipokryzji i wielopiętrowych machinacji Netanjahu. Powinniśmy się jednak nieco wzdragać przed uproszczeniami w rodzaju, że Hamas to proxy albo sprzymierzeniec Netanjahu. A pozostawienie takich informacji bez poszerzających ich rozumienie aspektów może do takich konkluzji prowadzić.
Izrael i Hamas
Izrael (nawet przed rządami Netanjahu) po cichu sprzyjał rozwojowi Hamasu o tyle, o ile widział w nim wehikuł osłabienia Fatahu i delegitymizacji Organizacji Wyzwolenia Palestyny jako reprezentacji wszystkich Palestyńczyków. Chciał wytworzyć, a następnie podtrzymywać, rozłam polityczny wśród Palestyńczyków, bo podzielonych łatwiej mu było trzymać pod butem. A kiedy Hamas był już u władzy w Gazie, finansowanie organizacji np. z Kataru wspomagało, m. in. usługi publiczne dla mieszkańców Strefy Gazy (ogromną część wydatków Hamasu stanowiła zawsze pomoc charytatywna i socjalna). Pomagało to Izraelowi wykręcać się ze zobowiązań w tym zakresie nakładanych na mocarstwo okupacyjne przez prawo międzynarodowe: Katar płacił za to, co powinno było być zapewnione przez Izrael.
To mało jednak, by oceniać Hamas jako marionetki czy kolaborantów Izraela. Każdy ruch oporu czy organizacja wywrotowa bierze na swoje działanie takie środki, jakie jest w stanie zdobyć. Bolszewikom przed rewolucją październikową zdarzało się rabowanie konwojów bankowych. Z punktu widzenia Hamasu był to raczej sposób na wykorzystywanie Izraela we własnych celach, kiwanie go, rabunek jego zasobów innymi metodami.
Trafniejszą interpretację prezentuje z całą pewnością Tareq Baconi, autor książki Hamas Contained. Hamas był zawsze narodowowyzwoleńczym ruchem oporu, natomiast Izrael dążył wszelkimi sposobami do jego opanowania, spacyfikowania i „udomowienia”. Hamas dał się z czasem w znacznym stopniu ograniczać, bo oprócz zbrojnego oporu musiał też rządzić ponad dwumilionową enklawą, której populacja miała realne potrzeby wymagające zaspokojenia tu i teraz. Tak wyglądał stan rzeczy, gdy Baconi opublikował swoją książkę (w 2018). Po 7 październiku 2023 r. ten sam autor wypowiadał się niejednokrotnie, że Hamas ostatecznie zerwał wtedy te ograniczenia.
Od powstania Hamasu w latach 80. XX w. aktywne przewodzenie tej organizacji wiązało się z najwyższym ryzykiem, o czym przekonują się kolejni liderzy, od Szejka Jassina po Ismaila Haniję i Jahję Sinwara. Ostatnio potwierdził to znowu atak na negocjatorów Hamasu przebywających na rozmowach w stolicy Kataru. Utrzymywanie więc, że ludzie ci ponoszą takie ryzyko jako wykonawcy poleceń czy krypto-sojusznicy Izraela, czyli swojego przyszłego kata, jest oskarżeniem nawet nie o kolaborację, a o krańcową głupotę. To byłby jednak zarzut, który trudno stawiać ludziom potrafiącym utrzymać swoją organizację tak długo u władzy.
Dla kogo są Akta Bibiego?
Akta Bibiego są obiektywnie filmem dobrym i ważnym, ze względu choćby na jakość ujawnionego w nich materiału inkryminującego Netanjahu. Ich rozgłos i sukces na pewno są też elementem rozpadania się dyskursu osłaniającego Izrael przed krytyką na Zachodzie – film pokazuje np., do jakiego stopnia fikcyjny jest obraz Izraela jako „demokracji”.
Jednocześnie, na potrzeby i wyzwania roku 2025, kiedy ludobójstwo w Gazie toczy się niepowstrzymane już dwa lata, są one filmem nie dość radykalnym czy choćby stanowczym. Na pewno z punktu widzenia widza, który ludobójstwo Palestyńczyków śledzi z przerażeniem od początku.
Można jednak ten film podsuwać krewnym i znajomym, którzy pozostawali do niedawna obojętni lub niewtajemniczeni w jakąkolwiek krytykę Izraela, za dobrą monetę biorąc cały zestaw mitów na jego temat, ale od niedawna są w szoku, gotowi na stopniowe przebudowanie swoich przekonań.
Film Akta Bibiego dostępny jest na terytorium Polski za pośrednictwem platformy VOD Millenium Docs Against Gravity (VOD MDAG) oraz w ofercie Canal+ Polska.