Dziwne zawieszenie broni. Kiedy słowa tracą znaczenie
![Tamer Hassan al-Shafai, 37 lat, wraz z rodziną spożywają posiłek iftar, czyli posiłek przerywający post, w zniszczonym domu pośród gruzów budynków w Beit Lahija w północnej Strefie Gazy 4.03.2025 [Zdjęcie: Bashar Taleb/AFP].](https://vivapalestyna.pl/wp-content/uploads/2025/03/AFP-scaled.jpg)
Mohammed El-Kurd w rozmowie dla New Arab powiedział coś, co oddaje chyba myśli większości osób patrzących na to dziwne zawieszenie broni, które widzimy w Gazie.
„Przez kilka miesięcy szczytem moich marzeń było zawieszenie broni. Chciałem tylko, aby rozlew krwi się skończył. Teraz wiemy, że zawieszenie broni zostało ogłoszone, a mimo to rozlew krwi nie ustał”.
Od zawieszenie broni między Izraelem a Hamasem w Gazie, 19 stycznia, minęło półtora miesiąca. 2 marca Ministerstwo Zdrowia poinformowało, że od tego czasu przynajmniej 116 osób zginęło, a ponad 490 zostało rannych w Gazie. Część osób to ofiary min i niewybuchów czy ran z czasu aktywnego konfliktu, jednak większość została zabita w ramach aktywnych działań IDF.
W tym samym czasie, 21 stycznia, IDF rozpoczął operację Iron Wall (z ang. Żelazny Mur) na Zachodnim Brzegu. Po raz pierwszy od dwudziestu lat, na Zachodni Brzeg wjechały izraelskie czołgi. W wyniku działań, przesiedlono 40 tysięcy osób, zabito ponad 75 bojowników (a przynajmniej tak klasyfikuje ich IDF) oraz bliżej nieokreśloną liczbę ofiar cywilnych, w tym dzieci, starców czy kobiet w ciąży. W pod koniec, liczbę ofiar cywilnych szacowano na „przynajmniej 7”, uwzględniając min. 10-latka zabitego z broni palnej w bezpośrednim kontakcie przez żołnierza IDF. Nawet współpracujące z IDF służby mundurowe Autonomii Palestyńskiej, które ramię w ramię walczą z Hamasem i innymi grupami „nielegalnego” ruchu oporu, poniosły straty w ramach friendly fire – IDF miał zabić kilku funkcjonariuszy na początku operacji, przez pomyłkę. Straty IDF są nieznane – chociaż prawdopodobnie nie przekraczają kilkunastu ofiar, biorąc pod uwagę, że oficjalnie na początku lutego wyniosły 4 zabitych.
Ciężko jest mówić o dobrej woli – a jest ona niezbędna do współżycia razem i długotrwałego pokoju – jeśli po zawieszeniu broni, jedna strona morduje drugą. Już samo rozpoczęcie operacji na Zachodnim Brzegu – którego bezpośrednio nie dotyczyło zawieszenie broni – jest prowokacyjne: ciężko szykować się do długotrwałego pokoju, jeśli przeciwnik morduje twoich rodaków kilkadziesiąt kilometrów dalej. Jednak otwarte akty agresji w samej Gazie są po prostu prowokacyjnym łamaniem warunków zawieszenia broni, które ma sprowokować odwet i uzasadnić dalsze, wielkoskalowe ataki w enklawie. Nie jest to tylko moja opinia, widzą to też redaktorzy izraelskiego Haaretza.
Donald Trump znowu grozi piekłem
Tym, że w Gazie „rozpęta się piekło”, jeśli Hamas nie wypuści wszystkich zakładników natychmiast, Donald Trump groził już w styczniu. W środę, 5 marca, powtórzył tę groźbę. Rzecz w tym, że wymiana zakładników powinna przebiegać według schematu określonego w zawieszeniu broni, a nie w oparciu o jednostronne żądania zabezpieczone groźbą.
O ile można uznać, że ze strony Hamasu doszło do pewnych form naruszenia rozejmu – chociażby przez opóźnienia w przekazaniu ciał lub zakładników, czy przekazanie błędnego ciała, jako zwłok Shiri Bibas (co zostało naprawione w ciągu 48 h), łamanie porozumienia ze strony Izraela jest znacznie większe i częstsze. Opóźnienie czy odmowa uwolnienia więźniów i zakładników są oburzające, jednak szczególnie karygodne jest naruszenie istoty rozejmu, czyli wcześniej opisanych ataków i zabijania Palestyńczyków. Przy takim modelu „współpracy” Hamas ma podstawy podejrzewać, że w wypadku jednostronnego dotrzymywania zobowiązań, wielkoskalowa rzeź Gazy zostanie wznowiona, kiedy ostatni zakładnik wróci do domu. Stany Zjednoczone, zamiast pełnić rolę gwaranta umowy i sprawdzać obie strony w celu dotrzymania zobowiązań, naciskają tylko na Palestyńczyków, jakby nie mogły się doczekać ich wysiedlenia i rozpoczęcia pracy nad „Trump’s Riviera”.
Licytacja na cierpienie
W lutym zachodnie media wstrząsnęła historia rodziny Bibas, która została porwana 7 października. Matka i dwóch synów zginęło podczas pobytu w Gazie, ojciec został uwolniony. Hamas twierdzi, że Bibasowie zginęli w wyniku bombardowań IDF, strona izraelska, powołując się na badania kryminalistyczne, które nie zostały zaprezentowane szerokiej publiczności – wskazuje na zamordowanie ich przez Hamas.
Sytuacja jest tragiczna, mówimy tu przecież o śmierci niewinnej kobiety, matki i jej dwójki dzieci, którzy do końca liczyli na powrót do domu i pojednanie z rodziną. To naturalne, że sama myśl o tym łamie serce każdego porządnego człowieka. Jednak szczególnie oburzające jest to, że ta tragedia była używana jako zasłona dymna, buzz topic, zasłaniający w mediach kolejne naruszenia zawieszenia broni, skutkujące śmiercią kolejnych matek i dzieci, ale tym razem palestyńskich. Kiedy zwolennicy sprawy palestyńskiej dawali się wciągnąć w jałową dyskusje na temat tego, czy na podstawie tego, czy innego nagrania da się określić, że żołnierze Hamasu „chcieli tylko chronić” Bibasów, IDF popełnia kolejne zbrodnie wojenne.
To, co widzimy, to coś, co Judith Butler opisywała w swojej książce Frames of War, a El-Kurd, do pewnego stopnia, w Perfect Victims. Nie wszystkie ofiary są równe – te, które dostaną pełną historię w mediach, dowiemy się o ich hobby, zobaczymy zdjęcia rodzinne czy których głos usłyszymy na nagraniach – szczególnie jeśli są do nas podobne, na poziomie fenotypowym i socjologicznym – wzbudzają w nas większą empatię i zaangażowanie, także jeśli dotyczą „drugiej” strony. Hind Rajab, palestyńska dziewczynka, zasypana gradem kul w aucie czy Bibasowie powoduję, że nie możemy spać po nocach. Inne ofiary stają się tylko numerkami, kolejnym przepisem.
To dziwne zawieszenie broni przyzwyczaja nas do tego subiektywizmu. Ofiary nie są równe, słowa nie znaczą tego co znaczyły, zewnętrzni gwaranci pokoju nie są żadnymi gwarantami, ale czekającymi na okazję deweloperami.
Co dalej?
We wtorek, państwa arabskie, na czele z Egiptem, przyjęły w Kairze plan odbudowy Gazy o wartości 53 miliardów dolarów. Odbudowa jest przedstawiana jako część „kompleksowego arabskiego planu”, stanowiącego przeciwwagę dla propozycji prezydenta Donalda Trumpa. Deklarowanym od początku celem wtorkowego spotkania liderów państw arabskich jest wyrażenie jednoznacznego sprzeciwu wobec planów Donalda Trumpa dotyczących Strefy Gazy. Jego projekt zakłada przebudowę Strefy Gazy, przekształcenie jej w „Riwierę Bliskiego Wschodu” oraz przesiedlenie Palestyńczyków.
Biały Dom odrzucił jednak arabską inicjatywę, argumentując, że „obecny plan nie uwzględnia rzeczywistości – Gaza jest obecnie niezdatna do zamieszkania, a jej mieszkańcy nie mogą godnie żyć na terenie pokrytym gruzami i niewybuchami” – oświadczył rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego Brian Hughes, podtrzymując kontrowersyjną propozycję Trumpa.
Projekt państw arabskich zakłada odsunięcie Hamasu od władzy i przekazanie zarządu komitetowi sterującemu, zorganizowanemu przez Autonomie palestyńska.. Już wcześniej Hamas i Autonomia Palestyńska zapowiedziały stworzenie technicznego komitetu, w skład którego weszliby Palestyńczycy niezwiązani z żadną z frakcji.
W ostatnich dniach Hamas sygnalizował gotowość do przekazania władzy nad Strefą Gazy, pod warunkiem że trafi ona w ręce innych Palestyńczyków. Uznawane przez Zachód za organizację terrorystyczną ugrupowanie stanowczo wyklucza jednak złożenie broni przed powstaniem niepodległej Palestyny. Tymczasem rozbrojenie Hamasu – a nie tylko pozbawienie go władzy – pozostaje jednym z kluczowych celów wojennych Izraela. Izrael nie zgadza się też na pozostawienie Gazy pod rządami Hamasu, oraz – co podkreśla w części swoich wypowiedzi – Autonomii Palestyńskiej.