Kiedy ciało staje się dowodem ludobójstwa

W wyniku wymiany ciał między Izraelem a stroną palestyńską, część zwróconych zwłok została przyjęta przez szpitale w Strefie Gazy, m.in. przez Szpital Nassera w Khan Younis. Ciała często przybywały bez jakiejkolwiek dokumentacji identyfikacyjnej, oznaczone numerami zamiast imion, z naruszeniem procedur pochówku z godnością.
Personel medyczny donosi, że wiele z tych zwłok nosiło ślady tortur, ran postrzałowych (często w głowę), ślady pobicia przed śmiercią lub nawet po niej, ślady uszkodzeń zadanych pośmiertnie. Ciała były związane lub obandażowane, czasem z opaskami na oczach i rękach skrępowanych. W wielu przypadkach nie można było jednoznacznie ustalić tożsamości zmarłych z powodu zniszczeń infrastruktury, braku dokumentów, trudności w przeprowadzaniu testów DNA czy kryzysu sanitarnego.
Tego rodzaju relacje obrazujące masową brutalność, uszkodzenia ciała, pozbawianie zmarłych godności, wywołują głęboki wstrząs moralny. Każde ciało to imię, historia, rodzina, marzenie. Gdy ofiary są zwracane w stanie tak zdegradowanym, bliscy tracą nie tylko fizyczne szczątki, ale także elementy tożsamości. Numerowanie ciał, brak identyfikacji to działania, które przekraczają sferę wojennego okrucieństwa i dotykają fundamentu ludzkiego szacunku. Z perspektywy humanistycznej: ciało ludzkie, nawet albo zwłaszcza po śmierci, wymaga traktowania z godnością.
W konfliktach zbrojnych międzynarodowe prawo humanitarne (Konwencje genewskie) nakłada obowiązek szanowania osób zmarłych, identyfikacji, informowania rodziny i zapewnienia godnych procedur. Kiedy relacje medyczne i świadectwa wskazują na: tortury, związanie, pośmiertne zabiegi (istnieje podejrzenie o kradzieży narządów), zasłanianie twarzy – mamy do czynienia z naruszeniami nie tylko prawa, ale w sensie symbolicznym i moralnym z zakwestionowaniem człowieczeństwa tych, którzy już nie mogą się bronić. Opisane obrazy choć częściowo fragmentaryczne, są wołaniem, by społeczność międzynarodowa, badacze, organizacje praw człowieka przyjrzały się im głęboko, by zebrały dowody i nie pozwolić, by ciała i te historie umierały po raz drugi przez milczenie.
Byli Palestyńczykami z Gazy
Ziemia, która przez rok pochłaniała kolejne ofiary bombardowań, otwiera się znowu, tym razem, by przyjąć tych, których ciała wracają z izraelskiej „detencji”. Wracają bez szacunku, jakby nawet śmierć nie dawała im prawa do spokoju. Na workach, w których przyjeżdżają, nie ma imion. Są numery. A w tych workach dowody zbrodni.
Raporty „The Guardian”, Reuters i Al Jazeera potwierdzają, że ciała Palestyńczyków zwracane w ostatnich dniach w ramach wymian i porozumień pokojowych są w stanie, który budzi grozę nawet wśród lekarzy przyzwyczajonych do wojny. Czasami brakuje całych kończyn. Czasami kawałków skóry. W szpitalu Nassera w Khan Younis sanitariusze wyciągają z ciężarówek kolejne zwłoki, ułożone warstwami jak ładunek. Lekarze obserwują i opisują. Nie wiadomo, kim byli. Wiadomo tylko, że byli Palestyńczykami z Gazy.
Zespół ONZ ds. Terytoriów Okupowanych pisał w sierpniowym raporcie: „Wiele ciał przekazanych stronie palestyńskiej nosiło ślady tortur, ran postrzałowych i uszkodzeń tkanek wskazujących na manipulacje pośmiertne. Ciała przybywały bez identyfikacji, często numerowane, bez dokumentów, bez informacji o miejscu śmierci i przyczynie zgonu”
Niektóre ciała miały resztki bandaży, cewników i drenów, znaki, że należały do pacjentów izraelskich szpitali polowych. Zginęli przed zwrotem. Inni mieli odcięte palce, brak oczu.
Tak wygląda administracja śmierci w świecie okupacji. Każde ciało, które Izrael zwraca, dostaje oznaczenie cyfrowe.
Palestyńskie Ministerstwo Zdrowia nie ma możliwości przeprowadzenia testów DNA: laboratoria zostały zbombardowane, generatorów brak, próbki gniją w upale. Rodziny krążą wokół szpitali z fotografiami bliskich, szukając czegokolwiek: blizny, koszuli, obrączki.
To nie jest obraz „cywilizowanej” wojny. To powrót do logiki, w której ludzkie ciało staje się przedmiotem, dowodem, a czasem przeszkodą.
Ciała zwrócone z izraelskich kostnic są nie tylko świadectwem śmierci, lecz także mapą przemocy. Każda rana, każdy ślad, każda deformacja jest zapisem tego, co się wydarzyło po zniknięciu tysięcy ludzi, o których świat przestał pytać.
Kilka miesięcy temu, w przypadku masowych grobów przy szpitalu Nasser odnaleziono ponad 300 ciał, wiele z nich miało ręce związane, niektóre wciąż z rurkami tlenowymi i drenami czy cewnikami. Byli to pacjenci, personel medyczny, ludzie ewakuowani z innych dzielnic.
Izrael nie dopuszcza międzynarodowych obserwatorów do swoich kostnic ani baz wojskowych, gdzie przetrzymywane są zwłoki Palestyńczyków. Brakuje raportów sekcyjnych z nazwiskami lekarzy, choć niektóre oględziny przeprowadzono lokalnie w Gazie. Ich autorzy mówili o strzałach z bliskiej odległości, celowanych w głowę i klatkę piersiową. Brak niezależnych sekcji zwłok to nie przypadek, lecz strategia. Bez raportów, bez dokumentów, bez identyfikacji nie ma sprawców. A bez sprawców, nie ma także zbrodni.
Kiedy prawo milczy, ciało staje się ostatnim świadkiem. Świadkiem, którego nie można przesłuchać, ale można odczytać. W kulturze palestyńskiej pogrzeb to moment przywrócenia człowieczeństwa, nawet jeśli nic już nie zostało. Kobiety myją ciało, owijają w białe płótno, modlą się. Ale w Gazie nie ma już białych płócien. Są worki foliowe i masowe groby.
Kiedyś pochówek był rytuałem przywracającym sens. Dziś jest kolejnym dowodem na to, że nawet śmierć stała się polityczna. Izrael zwraca ciała nie z szacunku, lecz w ramach kalkulacji za zakładników, za ciszę, za złagodzenie wizerunku. Palestyńczycy przyjmują je jak relikwie. Bo to wszystko, co im zostaje: szczątki.
To, jak wyglądają zwrócone ciała, mówi więcej niż tysiąc oświadczeń dyplomatycznych czy świadectw naocznych świadków.
To wzorzec pokazujący z jaką pogardą podchodzono do ciał Palestyńczyków.
ONZ w raporcie z września 2025 roku stwierdziło wprost, że istnieją „uzasadnione podstawy, by sądzić, że działania Izraela odpowiadają czterem z pięciu definicji czynów zabronionych w Konwencji o ludobójstwie”. Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości już wcześniej ostrzegał, że użycie siły, odmowa dostępu do pomocy humanitarnej i systematyczne niszczenie infrastruktury cywilnej może wskazywać na intencję zniszczenia grupy jako takiej. Zwłoki, które wracają, potwierdzają tę intencję.
Izrael kontroluje życie Palestyńczyków od urodzenia do śmierci – pozwolenia, checkpointy, szpitale, przejazdy, nawet rejestr zgonów. Teraz kontroluje także sposób, w jaki Palestyńczycy umierają i jak są chowani. To rodzaj administracji śmierci. Państwo okupujące decyduje, które ciała zostaną zwrócone, a które pozostaną „dowodami”. Ciała przestają być ludźmi; stają się aktami sprawy lub punktem jakiegoś paktu. Zdjęcia zwróconych ciał rzadko trafiają do zachodnich mediów. Są zbyt drastyczne, zbyt niewygodne.
To milczenie jest częścią przemocy. Bo kto nie widzi, ten nie współodczuwa. A kto nie współodczuwa, ten łatwo usprawiedliwia. Tymczasem dla rodzin w Gazie każde ciało to domknięcie, albo nowa rana. Czasem czekają tygodniami na informację, czasem same rozpoznają bliskich po kolorze koszuli czy znamieniu.
W świetle prawa międzynarodowego każda z tych śmierci wymaga śledztwa. Ale żeby śledztwo było możliwe, ciało musi być zidentyfikowane, zbadane, zabezpieczone. Tymczasem wiele z nich ginie ponownie, w masowych grobach i w chaosie.
Ten obraz to nie jest tylko dramat wojny. To pytanie o granice człowieczeństwa. Bo jeśli nawet po śmierci ktoś nie może być nazwany, jeśli jego ciało staje się anonimowym numerem, jeśli jego dusza jest wpisana w raport jako „niezidentyfikowane ciało”, to znaczy, że wojna przekroczyła już wszystko, co ludzkie. Każde z tych ciał opowiada historię, której świat nie chciał słuchać. Świat nadal nie słucha.
AKCJE W POLSCE 


![[Foto: REUTERS/Ebrahim Hajjaj]](https://vivapalestyna.pl/wp-content/uploads/2025/10/gaza-11-pazdzernik-768x489.jpg)