Sprawiedliwość dla wszystkich

Paszport z orzełkiem

Od pół roku oglądam te zdjęcia i nagrania z obowiązku, który sama na siebie nałożyłam. Obowiązku bycia świadkiem. Niektórych obrazów nigdy nie zapomnę. Mężczyzny na gruzach zbombardowanego domu, próbującego gołymi rękami poruszyć zwały strzaskanego betonu, z rozdzierającą rozpaczą nawołującego uwięzione pod nimi dzieci. Czy żyją, czy odpowiedzą? Innego ojca, który przyniósł do szpitala ciało swojego syna w dwóch foliowych torbach. Płaczącej matki, trzymającej w objęciach dwoje niemowląt, ich twarzyczek wyglądających jakby tylko spały. Trzyletniego chłopca z poparzeniami tak głębokimi, że wyżarły mu połowę mięśni ud. Kilkumiesięcznej dziewczynki, której amputowano wszystkie kończyny. Chłopaka podczas zimowej powodzi brodzącego prawie po pas w wodzie, z owiniętym całunem ciałem młodszego brata na rękach. Na zawsze zapamiętam surrealistyczny obraz tego, co zostaje z człowieka, gdy przejedzie po nim izraelski czołg. Jeśli nic innego nie jesteśmy w stanie dla nich zrobić, jesteśmy im winni przynajmniej nieodwracanie wzroku.

Jednak po sześciu miesiącach oglądania tego piekła na ziemi, w jakie zmieniła Strefę Gazy inwazja armii Izraela, wrażliwość się stępia. Mój wzrok prześlizguje się po kolejnych zdjęciach, zlewających się w jedno pasmo nieszczęścia. Przysypane szarym pyłem ciała wydają się odrealnione. Kiedy około północy z poniedziałku 1 kwietnia na wtorek moje oczy na jednym zdjęciu zatrzymują się dłużej, nie od razu dociera do mnie, co właściwie zwróciło moją uwagę. Po chwili orientuję się, że patrzę na bordowy paszport z orzełkiem na okładce.

Męczennik z Przemyśla

W języku arabskim słowa „męczennik” i „świadek” pochodzą od tego samego rdzenia. Męczennik to ktoś, kto umiera, dając świadectwo swoim przekonaniom. Lecz spotkałam się również z wytłumaczeniem, że męczennikiem jest ten, kto w ostatnich chwilach życia jest świadkiem – doświadcza – niesprawiedliwości. Męczennikami Palestyńczycy określają wszystkich, którzy stracili życie w kontekście izraelskiej okupacji. W poniedziałek w nocy męczennikami zostało nazwanych siedmioro pracowników humanitarnych organizacji World Central Kitchen. Palestyńczyk Saifeddin Issam Ayad Abutaha, liderka zespołu Lalzawmi (Zomi) Frankcom z Australii, Brytyjczycy John Chapman, James Henderson i James Kirby, obywatel USA i Kanady Jacob Flickinger. Właścicielem paszportu z orzełkiem był trzydziestopięcioletni Damian Soból z Przemyśla. Można powiedzieć, że wypełnili obie definicje słowa „męczennik”: zostali zabici w momencie, gdy wprowadzali w życie swoje przekonania o potrzebie niesienia pomocy potrzebującym. Ich śmierć z pewnością była wielką niesprawiedliwością. Im więcej wiemy o ataku izraelskiej armii na konwój humanitarny WCK, tym bardziej zasadne staje się użycie określenia „zbrodnia wojenna”. A wiemy już całkiem sporo.

Co się wydarzyło?

Sekwencja zdarzeń na podstawie materiałów open source została niezależnie ustalona przez analityków kilku mediów, m.in. portalu Bellingcat i Al-Dżaziry. Konwój składający się z trzech białych, oznakowanych na dachach logo WCK samochodów, został ostrzelany z drona wkrótce po opuszczeniu magazynu organizacji w Deir Al-Balah w centralnej części Strefy. Pasażerowie mieli na sobie kamizelki, identyfikujące ich jako członków organizacji. Przejazd konwoju był skoordynowany z IDF, wojsko izraelskie znało czas i zatwierdziło trasę, ponadto w momencie ataku konwój był w strefie „zdekonfliktowanej”. Precyzyjny pocisk uderzył najpierw w pierwszy samochód. Pasażerowie przenieśli się do drugiego samochodu, który po chwili również został uderzony, w odległości 800 m od pierwszego, ranni ewakuowali się więc do trzeciego pojazdu. On też został trafiony, w odległości 1,6 km od drugiego samochodu. Trzeci pocisk zabił wszystkich. W czasie między pierwszym a ostatnim uderzeniem, wolontariusze dzwonili do IDF.

Ustalenia mediów pokrywają się z opisem wydarzeń przedstawionym przez izraelski dziennik „Haaretz” na podstawie informacji uzyskanych od armii Izraela. Atak przeprowadzono za pomocą drona Hermes 450. „Hareetz” podaje też jego przyczynę: żołnierze zdecydowali się zaatakować konwój humanitarny z siedmioma wolontariuszami, ponieważ przypuszczali, że razem z nimi może podróżować uzbrojony mężczyzna – potencjalnie członek Hamasu (oczywiście nikogo takiego w konwoju nie było). Pomimo że źródłem tych informacji jest armia, zarówno rzecznik IDF Daniel Hagari, jak i premier Izraela Benjamin Netanjahu, wyrażając „ubolewanie” z powodu zdarzenia, nazwali atak „niezamierzonym”. Netanjahu dodał, że „na wojnie takie rzeczy się zdarzają”.

Pomoc humanitarna w Gazie

World Central Kitchen to amerykańska organizacja pomocowa założona w 2010 r. przez szefa kuchni José Andrésa. Jej znakiem szczególnym jest dostarczanie ciepłych posiłków ludziom wszędzie tam, gdzie z powodu wojny lub katastrof naturalnych nie mogą ich sami przygotowywać. Damian Soból, który był koordynatorem WCK w Europie, pracował z nią wcześniej w Turcji i w Maroku. Po 7 października 2023 WCK wspierała też mieszkańców Izraela. To good guys, jak się wyraził o organizacji rzecznik izraelskiego rządu Dawid Mencer. Rola WCK na terenie Strefy Gazy wzrosła po ogłoszeniu wstępnego orzeczenia Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w sprawie RPA przeciwko Izraelowi o możliwe popełnianie zbrodni ludobójstwa, niekorzystnego dla Izraela. Ten nie zastosował się do nałożonych na niego przez MTS środków tymczasowych, rozpoczął natomiast nagonkę na oenzetowską agencję UNRWA, głównego organizatora pomocy humanitarnej w Gazie. Izrael oskarżył UNRWA, że w jej szeregach znajdują się członkowie Hamasu, którzy brali udział w ataku na Izrael 7 października (do tej pory nie ma na to dowodów), odmówił współpracy z nią i domagał się jej rozwiązania. Część państw zachodnich wstrzymała wtedy finansowanie dla UNRWA. WCK została wybrana przez stronę izraelską na operatora tymczasowej przystani, zbudowanej w celu dostarczania pomocy humanitarnej do Gazy drogą morską, i dystrybutora żywności.

Potrzeba szukania dodatkowych dróg dostarczania żywności zaistniała, ponieważ Izrael spowalnia jak może napływ pomocy drogą lądową. Sam projekt utworzenia drogi morskiej dla dostarczania pomocy do Strefy Gazy, wzbudził w świecie wiele kontrowersji. Przede wszystkim jako nieefektywny. Jednak Stany Zjednoczone forsowały ten projekt, zamiast naciskać na zwiększenie przepustowości lądowych przejść granicznych, choć transport przez morze z Cypru również miał się odbywać pod kontrolą izraelską. Mimo wszystko było to znacznie lepsze rozwiązanie niż kompletnie nieefektywne zrzuty lotnicze, bardzo drogie, niebezpieczne i uwłaczające godności potrzebujących.

Pierwszy transport przybił do tymczasowej przystani 1 kwietnia. Zespół WCK rozładował wtedy ponad 100 ton pomocy żywnościowej. Powrót wolontariuszy z magazynu w Deir Al-Balah okazał się ich ostatnią drogą. Po ataku organizacja w obawie o bezpieczeństwo pracowników zawiesiła działalność w Strefie Gazy. Statki, które już płynęły z kolejnymi transportami, zawróciły na Cypr.

To nie był pierwszy przypadek ataku na pracowników humanitarnych, dlatego z działalności na terenie strefy Gazy wycofują się też inne organizacje. Według ONZ, co najmniej 196 pracowników humanitarnych zostało w ciągu ubiegłych sześciu miesięcy zabitych w Gazie przez siły izraelskie. Ofiarami w większości byli Palestyńczycy. Podejrzenia, które pojawiają się po ataku na konwój World Central Kitchen, że prawdziwym jego celem było zastraszenie organizacji pomocowych i nakłonienie ich do zaprzestania działalności, co pogłębiłoby jeszcze bardziej klęskę sztucznie wywołanego głodu, wydają się całkiem zasadne, zwłaszcza, że ten scenariusz już zaczął się sprawdzać. Trudno będzie Izraelowi uwolnić się od tych podejrzeń. Nawet jeśli zapowiedziany dzisiaj plan znaczącego zwiększenia napływu pomocy humanitarnej drogą lądową, ogłoszony pod wpływem (spóźnionego) oburzenia świata i (spóźnionych) nacisków przede wszystkim ze strony USA, rzeczywiście wejdzie w życie.

Żałoba i oburzenie

Morderstwo Damiana Sobóla wywołało w naszym kraju zrozumiałą reakcję. Jesteśmy pogrążeni w żałobie, czujemy gniew i oburzenie. Nasz rodak padł ofiarą zbrodni wojennej, popełnionej przez siły zbrojne państwa, które rzekomo jest naszym sojusznikiem. Bo to jest zbrodnia wojenna, nikt nie może w dobrej wierze twierdzić, że sekwencja trzech precyzyjnych pocisków, wystrzelonych kolejno w oznakowane samochody konwoju humanitarnego, która zabija wszystkich jego uczestników jest „niezamierzona”. Ani że jest czynem dopuszczalnym przez prawo międzynarodowe, nawet gdyby rzeczywiście wśród podróżujących znalazł się „terrorysta” (którego, przypominam, tam nie było). Żadne moralne i logiczne fikołki, uprawiane przez ludzi pokroju Jana Hartmana tego nie zmienią. Faktu tej zbrodni nie da się w żaden sposób ukryć ani przypudrować. Potrafię sobie wyobrazić tylko jeden powód poważniejszego „kryzysu” w relacjach dyplomatycznych.

Tymczasem nasze władze nie potrafiły się zdobyć na zdecydowaną reakcję. Polscy politycy nie mogą zrozumieć, że to nie jest czas na prośby, grzeczne zapytania i zaproszenia, że w takim przypadku wyjaśnień się żąda, a ambasadora wzywa do MSZ. Damian zasługuje na sprawiedliwość, to znaczy na rzetelne śledztwo i ukaranie odpowiedzialnych za jego śmierć. Polska powinna złożyć wniosek do Międzynarodowego Trybunału Karnego o przeprowadzenie śledztwa w sprawie ataku na konwój WCK.

Ambasador

Osobną kwestią jest postać Jakowa Liwne, ambasadora Izraela w Polsce, który zachowuje się, jakby nie rozumiał granic, w jakich powinien wypowiadać się szef misji dyplomatycznej. Liwne pozwala sobie nie tylko na udzielanie połajanek polskim politykom w mediach społecznościowych, jego wypowiedzi obrażają polskie społeczeństwo w całości. Pozwolę sobie przytoczyć jego post na X: „Skrajna prawica i lewica w Polsce oskarżają Izrael o umyślne morderstwo we wczorajszym ataku, w skutek którego śmierć ponieśli członkowie organizacji humanitarnej, w tym obywatel Polski. Wicemarszałek Sejmu i lider Konfederacji Krzysztof Bosak twierdzi, że Izrael popełnia „zbrodnie wojenne” i terroryzuje organizacje humanitarne, aby zagłodzić Palestyńczyków. To ten sam Bosak, który do dziś nie zgodził się potępić masakry dokonanej przez Hamas 7 października i którego partyjny kolega, prawicowy ekstremista, zgasił gaśnicą chanukową menorę, którą zapaliliśmy w parlamencie w Warszawie. Wniosek: antysemici zawsze pozostaną antysemitami, a Izrael pozostanie demokratycznym Państwem Żydowskim, które walczy o swoje prawo do istnienia. Również dla dobra całego świata zachodniego”.

Pan ambasador zdaje się sądzić, że zgaszenie chanukiji (potępione zresztą przez wszystkich nadzwyczaj głośno) jest ekstremistyczną zbrodnią, podczas gdy zamordowanie polskiego obywatela jest zaledwie incydentem. Już za samo zestawienie tych dwóch wydarzeń w jednym tweecie powinno być powodem do wydalenia go z naszego kraju. Domagali się tego dzisiaj demonstranci Inicjatywy Wschód, oczekujący na przybycie ambasadora do MSZ. To żądanie oczywiście nie zostanie spełnione. Tymczasem Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych zapowiedział złożenie do prokuratury zawiadomienia o możliwości popełnienia przez Jakowa Liwne przestępstwa, polegającego na nawoływaniu do nienawiści i rasistowskich wypowiedziach skierowanych wobec Palestyńczyków. Przykładem jest wywiad udzielony przez ambasadora Robertowi Mazurkowi.

Sprawiedliwość dla wszystkich

Wczoraj mieszkańcy Przemyśla uczcili pamięć Damiana. W Archikatedrze Przemyskiej została odprawiona msza św. w jego intencji. W Zaułku Wolontariuszy obok przemyskiego dworca PKP zapalono znicze, potem zebrani przemaszerowali przez miasto. Dzisiaj w kilku miastach Polski odbędą się podobne demonstracje upamiętniające Damiana.

Wspominając naszego rodaka, którego „winą” była gotowość do niesienia pomocy innym, domagając się dla niego sprawiedliwości i szukając winnych jego śmierci, pamiętajmy, że ta wina nie ogranicza się do żołnierza operującego dronem, ani do jego przełożonego. Morderstwo Damiana nie wydarzyło się w próżni, było częścią trwającego w Gazie ludobójstwa.

W ciągu sześciu miesięcy poprzedzających śmierć Damiana Sobóla, polskie władze nie podjęły żadnych działań, które mogłyby jej zapobiec. Gdyby nie przyzwolenie na wytworzenie w Gazie sztucznej klęski głodu, Damian nie musiałby tam jechać. Gdyby nie brak dostatecznej reakcji na ataki na pracowników humanitarnych, kiedy ofiarami byli Palestyńczycy, wojsko izraelskie nie ośmieliłoby się zaatakować międzynarodowego konwoju. Jeśli ktoś za śmierć Damiana domaga się przeprosin, zadośćuczynienia etc., mówi o sprawiedliwości, a jednocześnie nie domaga się zatrzymania ludobójstwa i sprawiedliwości dla prawie 40 tys. jego dotychczasowych cywilnych ofiar, to znaczy, że nie wyciągnął żadnych wniosków z tej śmierci.

Stop the genocide. Ceasefire now.

Kropla drąży skałę! Twoje zaangażowanie ma znaczenie. Pomóż w promocji tego portalu. Udostępnij proszę:
Natalia Pitala
Natalia Pitala

doktor ekologii, edukuje w kwestii palestyńskiej w mediach społecznościowych. Prowadzi blog "Smutna pomarańcza" i konto na Instagramie @smutna.pomarancza poświęcone literaturze i kinematografii palestyńskiej. Aktualnie pracuje nad książką o ekologicznych aspektach kolonizacji i okupacji Palestyny.

Artykuły: 33
Skip to content