Puste talerze
Przed wyjazdem do Palestyny hasło „obóz dla uchodźców” kojarzyło mi się raczej z tymczasowo zorganizowanym polem namiotowym. Dla Palestyńczyków jednak, którzy są uchodźcami na swojej własnej ziemi od ponad 70 lat, obozy stały się po prostu osiedlami mieszkaniowymi z murowanymi domami i blokami mieszkaniowymi. W Zachodnim Brzegu funkcjonuje co najmniej 19 takich obozów, w których żyje prawie milion Palestyńczyków[1]. Tereny obozów są najczęściej dzierżawione przez UNRWA, wynajmowane od prywatnych właścicieli lub lokalnej administracji. Wszystkie budynki, mieszkania i domy wybudowane przez mieszkańców, nie są więc legalnie ich własnością. Tereny obozów są dość niewielkie, tak więc bloki i domy budowane są bardzo blisko siebie, czasem w odległości 1,5 – 2 metrów. Obozy nie są w żaden sposób odgradzane, są po prostu częścią miasta lub wioski, dlatego zdarzało mi się widzieć zagubionych turystów przechodzących główną ulicą obozu, nie zdających sobie sprawy z charaktetu miejsca w którym się znajdują.
Po uroczystej kolacji zorganizowanej w domu mojej przyjaciółki, w jednym z betlejemskich obozów uchodźcych, zmywając naczynia głośno westchnęłam: „Zostało tyle jedzenia! Mogliśmy zapakować gościom na wynos, do domu!”. Gospodyni odparła na to „ah, nie chciałam im robić kłopotu”. Widząc moje zdziwienie, wyjaśniła mi, że w Palestynie, kiedy daje się komuś talerz wypełniony jedzeniem, nie powinien wrócić do właściciela pusty. Podczas mojego pobytu w obozie dla uchodźców wielokrotnie przekonałam się o tym, że zasada z talerzem rzeczywiście się sprawdza, a dzielenie się posiłkami jest czymś zupełnie naturalnym wśród lokalnej społeczności. Pukanie do drzwi w ciągu dnia zazwyczaj oznaczało, że dzieci sąsiadów zostały wysłane do nas z darami: świeżo ugotowanymi kulkami kaszy maftool, ciepłymi ciasteczkami ma’moul albo ręcznie lepionymi pierożkami shish barak.
W końcu przyszedł czas na mnie i na sąsiedzki talerz wyłożyłam przygotowany poprzedniego dnia sernik z labneh. Zapukałam do drzwi, które otworzył kilkuletni chłopiec, nie mówiący po angielsku i nie rozumiejący mojego łamanego arabskiego. Zobaczył jednak, trzymane przeze mnie naczynie z deserem i pokazał ruchem głowy abym poszła za nim do kuchni a następnie wskazał na lodówkę i uciekł do pokoju gdzie czekała na niego trójka rodzeństwa. Schowałam ciasto do lodówki która okazała się być… prawie pusta. W domu w którym mieszka czwórka dzieci brakowało jedzenia. Jak się później dowiedziałam, mama chłopców dorabia jak może, ale ma problemy ze wzrokiem, niedowidzi. Jej mąż zmarł kilka miesięcy wcześniej. Wymiany pełnych talerzy nie są więc wyłącznie formą grzecznościową i zachowywaniem tradycji, ale tez sposobem Palestyńczyków na wspieranie się w trudnej sytuacji życiowej. Dzięki temu, że jest to gest tak naturalny i powszechny, obdarowywani nie czują się skrępowani przyjmując jedzenie od sąsiadów.
Poniżej przepis na „risztę”, typowo zimowe danie, prosty makaron z soczewicą, przyniesiony kiedyś przez sąsiadkę z domu obok. Makaron był zagniatany ręcznie, ale można użyć gotowego, najlepiej pappardelle, który kształtem i strukturą przypomina ten, który jadłam w Palestynie.
Składniki:
- 100g suchej brązowej soczewicy
- 250g suchego makaronu
- Dwie cebule
- Przyprawy: kumin, nasiona kolendry, sumak, pieprz i sól
- Oliwa, woda
Przygotowanie:
Cebulę pokrój w piórka i podsmaż na sporym chluście oliwy z oliwek wraz z łyżeczką kuminu, mielonych nasion kolendry, dodaj sól i pieprz. Do złocistej cebuli dodaj przepłukaną wcześniej soczewicę i zalej litrem wody. Gotuj około 15 minut, a następnie dolej jeszcze wody i dodaj makaron, tak aby ugotował się w soczewicowym wywarze. Po około 8-10 minutach woda powinna zostać wchłonięta przez makaron. Danie podaje się posypane sumakiem i skropione sokiem z cytryny. Sahtein!
[1] https://www.unrwa.org/where-we-work/west-bank