Jak zaczęła się najdłuższa okupacja na świecie?

Wojna 1967 r. stała się przedmiotem wielu mitów, rozpowszechnionych nie tylko w społeczeństwie izraelskim, ale też w kręgach zachodniej opinii publicznej. W oficjalnej narracji izraelskiej była to wojna, w której Izrael „nie miał wyboru”: musiał walczyć, gdyż znalazł się w sytuacji egzystencjalnego zagrożenia, skazany na zagładę przez wrogich mu sąsiadów. Fakty temu przeczą.


Rankiem 5 czerwca 1967 r., o godz. 7:45, Izrael rozpoczął wojnę z Egiptem, z zaskoczenia przeprowadzając atak powietrzny i niszcząc niemal całkowicie potencjał egipskiego lotnictwa wojskowego. Najpierw zbombardowane zostały pasy startowe egipskich baz, potem samoloty bojowe, które nie mogły poderwać się do lotu. Później Izrael przeprowadził podobny atak na bazy lotnicze Jordanii i Syrii, państw związanych z Egiptem sojuszem militarnym. Już około południa Izrael zapewnił sobie w zasadzie całkowitą dominację w powietrzu, a wojna, nazwana później przez Izraelczyków sześciodniową, a przez Arabów wojną czerwcową, rozstrzygnęła się pierwszego dnia. Pozbawiona osłony lotniczej armia egipska nie była w stanie stawić czoła natarciu Izraela na Półwysep Synaj i znajdującą się wówczas pod jego kontrolą Strefę Gazy. W ciągu sześciu dni Izrael zdobył Synaj i Strefę Gazy, a także Zachodni Brzeg i Wschodnią Jerozolimę, które pozostawały we władaniu Jordanii od czasu wojny 1948 r., oraz syryjskie wzgórza Golan.

Ten krótkotrwały, intensywny i krwawy konflikt zbrojny był niebywale brzemienny w skutkach. Obserwujemy je do dziś, a dotknęły całego regionu. Szczególnie dotkliwe były jednak dla Palestyńczyków: Izrael dokonał podboju ostatnich skrawków Palestyny i w ten sposób rozpoczęła się najdłuższa współczesna okupacja wojskowa na świecie, trwająca już od 57 lat. Podczas wojny zniszczono wiele palestyńskich miejscowości, a Palestyńczycy po raz kolejny zostali zmuszeni do opuszczenia swoich domów. Część z nich została uchodźcami już po raz drugi: zaledwie 19 lat wcześniej ten sam los spotkał ich podczas Nakby. Według szacunków fala palestyńskich uchodźców wywołana izraelskim atakiem w 1967 r. liczyła ponad 300 tys. osób. Większość z nich znalazła schronienie w Jordanii. Wojna czerwcowa ukształtowała również Izrael jako państwo, które znamy dzisiaj, choć w późniejszych latach musiał się wyrzec części terytorialnych zdobyczy: w 1982 r. Izrael wycofał się z okupacji Synaju, w 2005 r. zamienił okupację Gazy na jej kontrolę, a później blokadę od zewnątrz. Wzgórza Golan pozostają pod okupacją, ich aneksja przez Izrael w 1981 r. nie została uznana międzynarodowo, wyjątkiem są Stany Zjednoczone, które uznały je za część terytorium Izraela w 2019 r. podczas prezydentury Donalda Trumpa.

Wojna 1967 r. stała się przedmiotem wielu mitów, rozpowszechnionych nie tylko w społeczeństwie izraelskim, ale też w kręgach zachodniej opinii publicznej. W oficjalnej narracji izraelskiej była to wojna, w której Izrael „nie miał wyboru”: musiał walczyć, gdyż znalazł się w sytuacji egzystencjalnego zagrożenia, skazany na zagładę przez wrogich mu sąsiadów. Fakty temu przeczą. Okres tuż przed izraelskim atakiem charakteryzował wzrost napięcia i prężenie muskułów, ale nikt – oprócz samego Izraela – nie dążył do wojny. Rozpoczął ją Izrael – jak to opisałam powyżej i jak Siły „Obronne” Izraela mają w zwyczaju. (Przed atakiem Hamasu z 7 października 2023 r. jedyną wojną Izraela, która nie została przez niego zapoczątkowana, była ta z 1973 r. – wtedy z zaskoczenia zaatakowały Egipt i Syria, chcąc odzyskać to, co Izrael odebrał im sześć lat wcześniej).

Jeszcze w kwietniu 1967 r. Izrael przeprowadził atak na Syrię, doszło między nimi do wojny powietrznej i choć ten fakt często określa się jako incydent, to izraelskie samoloty latały wtedy nad Damaszkiem. Do eskalacji doszło w wyniku izraelskich prowokacji w strefie zdemilitaryzowanej na pograniczu izraelsko-syryjskim. W maju Związek Radziecki przekazał Egiptowi informacje wywiadowcze, że Izrael koncentruje przy granicy z Syrią swoje wojska, szykując się do poważnej inwazji. Do tego prezydent Egiptu, Gamal Abdel Naser, nie mógł dopuścić. Nie tylko dlatego, że ZSRR oczekiwał od niego interwencji w tej sprawie. Syria rok wcześniej zawarła z Egiptem sojusz wojskowy, Naser z jednej strony był zobowiązany do jego wypełniania, z drugiej – chodziło również o względy prestiżowe: pozycja lidera świata arabskiego, którą wówczas miał i chciał utrzymać, wymagała od niego reakcji.

Naser podjął z Izraelem niebezpieczną, prowokacyjną grę. Zażądał od ONZ wycofania z Synaju sił pokojowych, które stacjonowały tam od czasu kryzysu sueskiego, i rozlokował na półwyspie egipskie wojsko. 23 maja Egipt zamknął Cieśniny Tirańskie, łączące Zatokę Akaba z Morzem Czerwonym, dla statków pod izraelską banderą oraz przewożących do niego strategiczne towary, blokując w ten sposób izraelski port w Ejlacie. Izrael ogłosił, że uważa to za akt agresji. Mimo to Naser nie spodziewał się, że Izrael zdecyduje się na atak. Podobna strategia okazała się skuteczna w 1960 r., kiedy samo zademonstrowanie przez Egipt gotowości do wojny podziałało odstraszająco na Izrael. Tym razem jednak prezydent Egiptu się przeliczył, jego działania dały Izraelowi casus belli (w prawie międzynarodowym powód do wojny), co ten skwapliwie wykorzystał. Początkowo Izrael próbował nawet „sprzedawać” światu wersję, że to Egipt zaatakował, jednak wobec oczywistej sprzeczności tych twierdzeń z rzeczywistością, musiał zadowolić się powoływaniem na casus belli i narracją o egzystencjalnym zagrożeniu.

Nie ulega wątpliwości, że istnienie Izraela nie było wówczas zagrożone. Po pierwsze dlatego, że potencjał militarny Izraela znacznie przewyższał potencjał armii arabskich razem wziętych. Izrael nie przegrałby wojny, nawet gdyby to on został zaatakowany. Nikt jednak nie szykował się do ataku, a rząd izraelski zdawał sobie z tego sprawę. Egipt był militarnie zaangażowany w wojnę domową w Jemenie, co w znacznym stopniu ograniczało jego możliwości działań zbrojnych w innym konflikcie. 26 maja izraelski minister spraw zagranicznych Abba Eban na spotkaniu w Waszyngtonie powiedział prezydentowi USA Lyndonowi B. Johnsonowi, że Egipt szykuje się do wojny z Izraelem. Johnson zażądał od swoich służb wywiadowczych raportu w tej kwestii. Był on jednoznaczny: trzy niezależne grupy wywiadowcze jednomyślnie orzekły, że egipski atak nie jest prawdopodobny. „A gdyby nawet – dacie im popalić!”, miał powiedzieć prezydent Johnson izraelskiemu ministrowi.

Porażka Egiptu rzeczywiście była druzgocąca, zabitych zostało co najmniej kilkanaście tysięcy żołnierzy egipskich, podczas gdy na wszystkich frontach tej wojny zginął niecały tysiąc żołnierzy izraelskich. W Izraelu zapanowała euforia, z dnia na dzień stał się bliskowschodnim imperium, przeświadczonym o własnej niezwyciężoności. Oczywiście dużo bardziej od zdobyczy na Synaju liczyły się te w Palestynie. Premier Lewi Eszkol naprawił „błąd” Dawida Ben Guriona, podbijając pozostałe 22% Palestyny, których syjonistom nie udało się opanować w 1948 r.

7 czerwca izraelscy spadochroniarze wylądowali na jerozolimskim starym mieście i zdobyli je. Wojskowy rabin zadął w szofar pod Ścianą Płaczu. Objęcie władzy nad świętymi miejscami judaizmu dało asumpt do wzrostu nacjonalizmu motywowanego religijnie. Swoje panowanie nad Jerozolimą Izrael rozpoczął od wyburzenia liczącego ponad 700 lat tzw. marokańskiego kwartału na starym mieście, przylegającego do pozostałości po Świątyni Jerozolimskiej, za którą jest uważana tzw. Ściana Płaczu (inaczej: Zachodnia). Dziś w tym miejscu jest szeroki plac. W następnych latach Izrael zbudował nielegalne osiedla na okupowanych palestyńskich terytoriach, zasiedlane w dużej mierze przez religijnych ekstremistów uważających, że kolonizacja Zachodniego Brzegu (Judei i Samarii, jak sami nazywają ten obszar), jest wypełnianiem woli Boga. Obecnie już około 700 tys. izraelskich osadników mieszka na okupowanym Zachodnim Brzegu i we Wschodniej Jerozolimie. Ich liczba stale rośnie, a proces grabieży palestyńskiej ziemi w ostatnim okresie znacznie przybrał na sile. Palestyńczycy zostali poddani brutalnej militarnej kontroli.

Pomimo ogólnonarodowej euforii, niektórzy żołnierze powracający z wojny odczuwali dziwny smutek. Grupa młodych kibucników, wśród nich Amos Oz, którzy sami brali udział w walkach, nagrała serię osobistych, szczerych rozmów z innymi żołnierzami o tym, co robili i co widzieli podczas tych sześciu dni. Taśmy z nagraniami na wiele lat pozostawały utajnione przez armię. W 2015 r. reżyserka Mor Loushy wzięła na warsztat odtajnione już nagrania i osnuła wokół nich film dokumentalny „Zakazane głosy”. Film łączy ten materiał dźwiękowy z archiwalnymi zdjęciami i sekwencjami sfilmowanymi współcześnie, w których byli żołnierze po prawie 50 latach słuchają swoich relacji z wojny. To kolejny przykład kina izraelskiego, które zajmuje się przepracowywaniem żołnierskich traum, pomijając w zasadzie to, co do powiedzenia mogłyby mieć ofiary ich działań. Mimo to jest to wstrząsający dokument, zwłaszcza gdy zestawimy go z nagraniami i wiadomościami, które od ośmiu miesięcy docierają do nas z Gazy. Mam na myśli również te nagrania, których autorami są sami żołnierze IDF – sił zbrojnych Izraela, wciąż zwanych „obronnymi”.

W tych opowieściach usłyszałam echa tego, co można obecnie oglądać na kontach w mediach społecznościowych izraelskich żołnierzy. A raczej – oczywiście – jest odwrotnie: to teraz oglądamy w spotęgowanej formie to, co już wtedy, 57 lat temu, można było dostrzec w izraelskiej armii. Żołnierze planujący gwałty na kairskich kobietach (to tylko humor „męskiej szatni” – w tym wypadku czołgu – czy wyraz rzeczywistych pragnień?), żołnierze fotografujący ciała zabitych wrogów – dla zabawy, na pamiątkę. Żołnierze niszczący palestyńskie wsie i miasta nie z wojskowej konieczności, ale „za karę” (karę za istnienie?). Wobec pokonanych i pojmanych niektórzy czują pewnego rodzaju litość… ale przede wszystkim czują pogardę. Większość żołnierzy podzieliła się swoimi myślami i odczuciami, bo te doświadczenia im ciążyły. Chociaż byli zwycięzcami, w jakichś zakamarkach duszy byli w konflikcie z własnymi działaniami. Ale być może najbardziej szokującym rysem tego filmu jest to, że w 2015 r., po prawie 50 latach umacniania brutalnego systemu segregacji rasowej na palestyńskich terytoriach okupowanych, większość z nich wydawała się dużo bardziej pogodzona w własnymi działaniami z 1967 r. niż bezpośrednio po wojnie. Choć gwoli sprawiedliwości muszę też dodać, że znaleźli się i tacy, którzy ewoluowali w stronę sprzeciwu wobec okupacji.

5 czerwca to dla Palestyńczyków dzień Naksy (naksa znaczy „porażka”), kolejny dzień pamięci w kalendarzu palestyńskiej martyrologii. Izraelczycy też obchodzą rocznicę tego dnia – według kalendarza żydowskiego, więc te daty zazwyczaj się nie pokrywają. Dla nich to Dzień Jerozolimy, w którym świętują „zjednoczenie miasta”, czyli początek izraelskiej okupacji jego arabskiej części. W tym dniu przez zamieszkane przez Palestyńczyków stare miasto przechodzi wielotysięczna nacjonalistyczna demonstracja. Mieszkańcy wiedzą, że to dzień, w którym trzeba zamknąć i zabarykadować swoje sklepy, zamknąć się w domach, i odwrócić czymś uwagę, żeby nie słyszeć okrzyków „śmierć Arabom” pod własnymi oknami.


Korzystałam m.in. z książek:

Rashid Khalidi, The Hundred Years’ War on Palestine, Profile Books, 2020.

Ilan Pappé, Ten Myths About Israel, Verso, 2017.

Haim Bresheeth-Žabner, An Army Like No Other:How the Israel Defense Force Made a Nation, Verso, 2020.

Tom Segev, 1967: Israel, the War, and the Year That Transformed the Middle East, Little, Brown Book Group, 2008.

Wspominam o filmie:

Zakazane głosy/Censored Voices, reż.Mor Loushy, scenariusz Mor Loushy i Daniel Sivan, Izrael, Niemcy, 2015.

Kropla drąży skałę! Twoje zaangażowanie ma znaczenie. Pomóż w promocji tego portalu. Udostępnij proszę:
Natalia Pitala
Natalia Pitala

doktor ekologii, edukuje w kwestii palestyńskiej w mediach społecznościowych. Prowadzi blog "Smutna pomarańcza" i konto na Instagramie @smutna.pomarancza poświęcone literaturze i kinematografii palestyńskiej. Aktualnie pracuje nad książką o ekologicznych aspektach kolonizacji i okupacji Palestyny.

Artykuły: 33
Skip to content