Palestyna bez Zachodniego Brzegu?
Poniedziałkowa konferencja w siedzibie GPO (The Government Press Office) z udziałem premiera Izraela Benjamina Netanjahu dotyczyła tematu strategicznego zajęcia przez izraelskie wojsko granicznego pasa, łączącego Strefę Gazy z Egiptem, czyli tzw. korytarza filadelfijskiego. Podczas swojego wystąpienia Netanjahu, oprócz zapewniania o istnieniu niebezpieczeństwa związanego z przemytem broni dla bojowników Hamasu, próbował także przekonać słuchaczy, że jeśli izraelskie wojsko wycofa się z tego korytarza, to Hamas przekaże zakładników przez Synaj i dalej, potencjalnie, do Iranu lub Jemenu. Wystąpienie premiera Izraela było odpowiedzią na nieustające protesty dziesiątek tysięcy Izraelczyków, po tym jak wojsko odzyskało ciała zabitych sześciu zakładników w ubiegły piątek. Mapę, przy której przemawiał Benjamin Netanjahu przedstawiała obszar Izraela z wydzieloną czerwona linią Strefą Gazy, ale już bez zaznaczonego Zachodniego Brzegu.
Dla władz Izraela Zachodni Brzeg to wciąż Judea i Samaria. Tylko od 7 października władze izraelskie wybudowały 25 nowych nielegalnych osiedli żydowskich na terenach objętych porozumieniami z Oslo i uznanych przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości za okupowane terytoria palestyńskie. Mapa ta zostaje pokazana publicznie przez rządowe media, podczas gdy na Zachodnim Brzegu odbywa się największa izraelska inwazja od ponad 20 lat, czyli końca drugiej Intifady. Podobną mapę, ale nawet bez zaznaczonej Strefy Gazy, Benjamin Netanjahu pokazywał już publicznie podczas przemówienia na Zgromadzeniu Ogólnym Narodów Zjednoczonych we wrześniu ubiegłego roku. Mapa miała służyć wtedy do przedstawienia nowego szlaku gospodarczego łączącego Indie z Europą.
Jakie ma to przełożenie na życie Palestyńczyków?
Od kilku miesięcy jestem w kontakcie z kobietą, która na co dzień mieszka w Hebronie z mężem Palestyńczykiem. Dla celów jej bezpieczeństwa nazwę ją Alina. W jednej z wiadomości wysłanych do mnie Pani Alina pisze:
„Jako żona Palestyńczyka, mogę powiedzieć, że osadnicy żydowscy na Zachodnim Brzegu pod opieka wojska normalnie wchodzą do domów Palestyńczyków i robią, co chcą. Niszczą te domy, podpalają, a tych, co próbują się bronić – żołnierze pomagają aresztować, a nawet zastrzelić. Już nie wspomnę, że wszyscy osadnicy maja broń i mogą zastrzelić Palestyńczyka bez żadnego wyrzutu sumienia”.
Pani Alina po powrocie z wakacji do Hebronu w zeszłym tygodniu była świadkiem zmasowanych ataków izraelskiego wojska na Zachodni Brzeg, w tym na miasto, w którym mieszka z mężem. Pani Alina opisuje sytuację na Zachodnim Brzegu jako dramatyczną. Jak sama opowiada, Palestyńczycy mieszkający na Zachodnim Brzegu są porozrzucani po oddalonych od siebie miasteczkach i wsiach, które mają czasem wspólne trasy z Izraelczykami, przy czym tereny należące do Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu są coraz mniejsze. Dochodzi do tego w sposób przymusowy:
„Jednego dnia przechodzą żołnierzy i mówią, że tu jest zakaz przebywania, ponieważ od teraz ta miejscowość ze względów bezpieczeństwa należy do nich i nikt nie ma pozwolenia na budowę. Dają kilka dni, żeby się zawinąć, wjeżdżają z urządzeniami, zakładają ładunki wybuchowe i »nara«. Po czym zaczynają budownictwo i zamiast Palestyńczyków po kilku tygodniach wprowadzają się tam osadnicy żydowscy. Płacą im za to, żeby tam po prostu mieszkali i zajęli te tereny. Mało kto z tych osób posiada jakieś wykształcenie, ale każdy ma pozwolenie na broń. To akurat ci sami ludzie, którzy rzucają kamieniami w samochody Palestyńczyków na wspólnych trasach”.
Dalej pani Alina dzieli się swoimi obawami dotyczącymi dalszego losu Palestyńczyków z Zachodniego Brzegu: „ Gdzie po takich akcjach mają się podziać Palestyńczycy? Zwłaszcza z miast Tulkarm, Dżenin czy Nablus? To właśnie tam, a raczej w obozach przy nich ludzie najbardziej cierpią. Już raz zostali bez domu, więc bronią to, co mają. Żołnierze izraelscy często robią tam naloty i niszczą budynki, drogi i oczywiście non-stop zabijają ludzi”. Dla władz izraelskich sama palestyńskość mieszkańców tych terenów jest problemem. Obecna władza izraelska nigdy nie była przechylna palestyńskiemu przyszłemu państwu. Dokonywanie czystek etnicznych, zwłaszcza na Zachodnim Brzegu, zwiększyło się wielokrotnie właśnie po podpisaniu tzw. porozumienia z Oslo.
Mąż Pani Aliny zadzwonił do swojego przyjaciela z Gazy, mężczyzny przed 50-tką, który stracił wszystko, swoją hurtownię, duży dom (a raczej willę) i… dwie siostry. Jedna z nich zaginęła z całą rodziną (wszystkimi dziećmi) jeszcze na początku „wojny”. Zostało mu dwóch braci. We trójkę „wymienili się” swoimi dziećmi, żeby w razie czego ktokolwiek przetrwał, każdy jest w innej części Gazy. Już od kilku miesięcy mieszka w namiocie. W wyniku doświadczenia wojny dostał zawału serca.
„Ja tylko się modlę, żeby to przeżyli” – dodaje bardzo zaniepokojona i wylicza koszty utrzymania rodziny: „Jeden papieros – 100 szekli, kilogram pomidorów – 120, litr benzyny – 80. Każdy z braci wydaje co miesiąc 1500, żeby wykarmić rodzinę. Przypominam, że to nie jedna osoba, a dziesiątki. Palestyńskie rodziny są duże, większe od przeciętnej polskiej. Nawet mając pieniądze, nie można większości rzeczy kupić, po prostu są niedostępne…”
Jak dotąd sprawa terytoriów palestyńskich była “skomplikowana”, oczywiście głównie w oczach zachodnich przywódców, nie uznających Palestyny za państwo, tym samym nie uznają Izraela za okupanta ziemi palestyńskiej. Tutaj nasuwa się pytanie: czy po historycznym wyroku MTS, m.in. o nielegalnej okupacji terytoriów palestyńskich czy nielegalności osiedli żydowskich na tych terytoriach oraz zważywszy na fakt, że Izrael stosuje system apartheidu czyli segregacji rasowej względem Palestyńczyków – czy to wszystko spowoduje, że przywódcy świata Zachodu uznają państwowość Palestyny? Jeśli tak, to muszą tym samym uznać jej nielegalną okupację przez Izrael, muszą wtedy również uznać prawo do ruchów oporu. W moim mniemaniu do tego nie dojdzie, przynajmniej nie w najbliższych latach. Jest to jednak kolejny dowód na stosowanie podwójnych standardów wyznaczonych przez niektórych przywódców świata Zachodu.