Dwie zagłady
Pamięć Holokaustu i zagłada Gazy. Rocznica wyzwolenia obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau (27 stycznia) od dawna obchodzona jest jako Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu. Z okazji tegorocznej 80. rocznicy na terenie dawnego obozu odbyła się orwellowska uroczystość, na którą celem uczczenia ofiar ludobójstwa historycznego zaproszono delegację państwa, które prowadzi ludobójstwo dzisiaj, oraz delegacje państw, które je w tym wspomagają. Trudno o lepszy moment, by zacząć stawiać pytania o naturę i cele ideologicznego projektu „pamięci Holokaustu”.
Artykuły publikowane w dziale OPINIE wyrażają poglądy ich autorów i nie muszą odzwierciedlać stanowiska redakcji.
Na początku tego stulecia, nawet niepełne pokolenie temu – był to 22 lipca 2002 r. – siły powietrzne izraelskiej armii zrzuciły bombę o masie jednej tony na dom w Gazie. Dom należał do przywódcy Brygad al-Kassam (zbrojnego ramienia Hamasu), Salaha Mustafy Szehady. Oczywiście nie mieszkał tam sam, a dom otoczony był ulicami i innymi budynkami pełnymi ludzi. Razem z Szehadą zginęło kilkanaście innych, przypadkowych osób, w tym jedenaścioro dzieci. Co najmniej kilkadziesiąt zostało rannych.
W geście protestu wobec takiego barbarzyństwa 27 pilotów izraelskiej armii, w tym tacy z ogromnym doświadczeniem w poprzednich wojnach Izraela i niejeden szkolący wstępujących pilotów, podpisało list, w którym odmówili dalszego udziału w takiej „służbie”. Trudno byłoby spodziewać się podobnych słów w Izraelu dzisiaj. Atak – mówili – w rażący sposób łamał zasadę proporcjonalności i zupełnie lekceważył przypadkowe i niewinne ofiary, które znajdowały się w polu rażenia takiego pocisku.
Zagłada Gazy
Od października 2023 r. izraelska armia wymordowała co najmniej kilkadziesiąt tysięcy Palestyńczyków. Ministerstwo Zdrowia w Gazie zdołało zidentyfikować i policzyć ok. 47 tys. osób, ale ciała kolejnych dziesiątek tysięcy najzwyczajniej nie zostały odnalezione i zidentyfikowane. I nawet przy tylu palestyńskich ofiarach mało kto w Izraelu – w armii, polityce, mediach czy po prostu społeczeństwie – kwestionuje racjonalność, która przedstawia zagładę Gazy jako uzasadnioną odpowiedź na mniej niż 1150 izraelskich ofiar z 7 października. Abstrahując od tego, że nie wiemy, ile z nich zginęło z rąk izraelskiej armii, która uruchomiła „dyrektywę Hannibala” (czyli nakaz zabijania nawet swoich, byle tylko wróg nie mógł ich brać w niewolę). Żołnierze przechwalają się na Instagramie zbrodniami wojennymi, których dokonują na bezbronnych cywilach w Gazie i w Libanie, oraz tym, że chcą zabijać jeszcze więcej.
We wrześniu 2024 r. prawdopodobnie aż 85 bomb o masie tony (zupełnie jak ta zrzucona latem 2002 r. na dom Szehady w Gazie) spadło na Bejrut, stolicę Libanu, żeby zabić jednego człowieka, Hasana Nasrallaha. Przywódcę Hezbollahu, „organizacji terrorystycznej”, jak chce Izrael, a w rzeczywistości – legalnej partii politycznej w Libanie. Bomby tego rodzaju niszczą całe budynki, a nawet ich kompleksy, wbijają się głęboko w grunt, żeby dotrzeć do potencjalnych murowanych struktur pod ziemią (piwnic i bunkrów). Bejrut to z przedmieściami ponad 2,4 mln ludzi. Wraz z Nasrallahem zginęły setki przypadkowych ofiar. Izrael świętował. Nie było serii dymisji pilotów. W 2024 r. nikomu w izraelskiej armii coś takiego nie wydawało się szczególną przesadą.
Pamięć Holokaustu
Co się wydarzyło w ciągu tych dwudziestu kilku lat dzielących nasz moment dziejowy od tamtego lipcowego dnia 2002 r.? Holocaust movies. „Pamięć Holokaustu”. To się wydarzyło.
Cały ten ponury kult – a zarazem przemysł – mnożący obrazy żydowskiego cierpienia w czasach II wojny światowej, licytujący się na coraz bardziej wymyślny sadyzm tych obrazów. Wytwarzający wyobrażenie, jakoby Żydzi byli jedyną ofiarą Trzeciej Rzeszy. Perswadujący, że Hitlera pragnienie wymordowania Żydów było głównym powodem i celem II wojny światowej. Kreujący hitlerowskie ludobójstwo europejskich Żydów – i tylko ich, jakby Trzecia Rzesza nie mordowała nikogo innego – na największe, najbardziej centralne i najbardziej wyjątkowe wydarzenie ludzkiej historii. Rodzaj negatywnego sacrum, którego aura udziela się odtąd wszystkim Żydom, którzy je przetrwali.
Takie przechwycenie i instrumentalizacja ludobójstwa europejskich Żydów są ściśle powiązane z projektem syjonistycznym – i tak jak on sam, są przez wielu Żydów na całym świecie odrzucane. Na odcinku intelektualnym można wymienić wybitnych historyków: Esther Benbassę we Francji, Arno Mayera i Normana Finkelsteina w USA czy Shlomo Sanda w Izraelu. Można przywołać lekarza i psychologa Gabora Maté w Kanadzie czy aktywistów-pisarzy Tony’ego Greensteina w Wielkiej Brytanii i Noama Chajuta w Izraelu. Ponury kult „pamięci Holokaustu” pozostaje jednak potężny, gdyż działa w sojuszu i synergii z innymi wielkimi siłami.
Co robi „pamięć Holokaustu”?
„Pamięć Holokaustu” – taka, jaka naprawdę istnieje – to po pierwsze tresura kolejnych roczników żydowskiej młodzieży do przekonania o żydowskiej wyjątkowości. Do nienawiści do wrogów Żydów – wrogów historycznych, wrogów domniemanych, wrogów urojonych. Do przekonania, że cały świat przez cały czas na nich wszystkich czyha. Do pragnienia uczynienia komuś tego samego, co kiedyś Żydom uczyniono, niezależnie od tego, że to niekoniecznie ci sami ludzie. Do poczucia, że z żydowskiej wyjątkowości – wyprowadzonej z wyjątkowości Holokaustu – wynika, że Żydów nie obowiązują uniwersalne normy moralne. Żydzi mają od nich na wieki wieków wyjątek, bo przecież muszą zapobiegać cały czas kolejnym holokaustom, które zawsze czają się za rogiem. A skoro Holokaust jest taki wyjątkowy, to wyjątkowa jest i jego moc usprawiedliwiania wszystkiego przez tych, którzy uważają się za nosicieli tego perwersyjnego sacrum.
Wystarczy zapytać osoby, które oprowadzały wycieczki izraelskiej młodzieży w Polsce, z ich kulminacyjnym punktem w Oświęcimiu – wspominają niejedną horror story o zachowaniu gości.
Ten ponury kult to również tresura żydowskiej młodzieży także poza Izraelem. Dlatego tak wielu młodych Żydów z USA, Francji, Wielkiej Brytanii, Ukrainy czy Rosji służyło w izraelskiej armii – w Gazie – w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy.
Ten ponury kult miał też oddziaływać na świat zewnętrzny – na nas wszystkich, grając na poczuciu winy całego Zachodu za europejski antysemityzm, ostatecznie skompromitowany w zbrodniach Trzeciej Rzeszy. Do celów „pamięci Holokaustu” jako projektu należało, byśmy również i my, nie-Żydzi, zinternalizowali nowy moralny standard: Żydów uniwersalna ludzka etyka już nie dotyczy, unoszą się ponad nią, „bo Holokaust”. A jak ktoś tego nie zinternalizuje wystarczająco i będzie miał wciąż jakieś wątpliwości, to byśmy bali się odezwać ze względu na ryzyko oskarżeń o antysemityzm. „Bo Holokaust”.
Awans Żydów – dzięki militarnej i kolonialnej przemocy Izraela, „państwa żydowskiego”, wobec Arabów – w szeregi „rasy panów” połączył ich w bezprecedensowym sojuszu z największymi zachodnimi mocarstwami, od USA przez Wielką Brytanię i Francję aż po Niemcy, które przecież miały coś wspólnego z Holokaustem, w przeciwieństwie do Palestyńczyków i Arabów wokół Izraela. Mocarstwa te są dzisiaj gotowe zniszczyć każdego, kto porwie się na dogmat o żydowskiej wyjątkowości wyprowadzony z perwersyjnej sakralizacji Holokaustu.
Każdy, kto uważał, że w XXI w. potrzebujemy wciąż kolejnych powieści o jeszcze jednej dziewczynce z getta, o jeszcze jednym obozowym muzykancie albo tatuażyście; każdy kto uważał, że potrzeba nam jeszcze tego jednego serialu o umęczonej żydowskiej rodzinie, jeszcze tego jednego filmu o chłopcu w pasiastej koszuli albo o chłopcu, którego trzeba w obozie właściwie pogrzebać; każda, która uważała, że potrzebujemy jeszcze jednej konferencji o hitlerowskiej zagładzie Żydów, i tylko Żydów – każdy i każda z tych ludzi współtworzyli potwora, jakim jest współczesny Izrael i jego do reszty zdemoralizowana armia.
Każdy i każda z nich tworzyli warunki możliwości, przecierali ścieżki ku temu, co od października 2023 r. działo i dzieje się w Gazie i tam, gdzie Izrael jest w stanie projektować swoją militarną moc (na Zachodnim Brzegu, w Libanie, w Syrii, w Jemenie, Iraku i Iranie). Każdy i każda z nich ma na sumieniu życie kogoś w Gazie, Rafah, Dżeninie, Bejrucie. Węgierski reżyser László Nemes, laureat Oscara za film Syn Szawła, w geście obscenicznej szczerości potępił krytykę tego, co od października 2023 r. wyrabia Izrael.
Ponury kult
Norman Finkelstein, który ukuł termin Holocaust Industry (w polskim przekładzie stało się to „przedsiębiorstwem Holokaust”), przekonuje, że ten ponury kult narodził się po zwycięstwie Izraela nad armiami sąsiednich państw arabskich w wojnie 1967 r. To wtedy Stany Zjednoczone – pod ogromnym wrażeniem, że Izrael w sześć dni pokonał siły kilku sąsiednich państw arabskich – postanowiły, że zrobią z niego swój kluczowy posterunek na Bliskim Wschodzie. Klin wbity w region, w którym większość państw wybierała wówczas przyjaźń ze Związkiem Radzieckim, a który przecież siedzi na ogromnych złożach energii.
Ten ponury kult, „pamięć Holokaustu”, rozwijał się etapami. Najpierw było dużo książek, ambitna telewizja, czasem film, ale dokumentalny albo autorski, „wymagający”. Historyk Shlomo Sand w swoim książkowym eseju Dlaczego przestałem być Żydem szczególną rolę przypisuje filmowi dokumentalnemu Shoah Claude’a Lanzmanna (1985). Jego zdaniem to sukces (ogromny) tego filmu w szczególnym stopniu odpowiada za wymazanie ze społecznej pamięci innych niż żydowskie ofiar Trzeciej Rzeszy. Czy był to przypadkowy efekt uboczny tego filmu, czy o to jednak od początku chodziło? Lanzmann zrobił swój film za pieniądze, które dostał w tajemnicy od izraelskiego rządu, przepuszczone dla niepoznaki przez firmy-krzaki w Szwajcarii.
W 1993 r. Steven Spielberg zainaugurował nowy etap „pamięci Holokaustu” Listą Schindlera. Znormalizowała ona Holocaust movie jako gatunek kina popularnego, hollywoodzkiego, usuwając istniejące jednak wcześniej moralne opory przed komercjalizacją takiego tematu (po stronie filmowców i publiczności). Nie wszyscy pamiętają, ale film kończy się przy dźwiękach pieśni upamiętniającej „powrót Jerozolimy do Izraela”. Czyli początek izraelskiej okupacji Zachodniego Brzegu.
Moment powstania Listy Schindlera był nieprzypadkowy. Pierwsza Intifada, która wybuchła w 1987 r., stanowiła próg, po przekroczeniu którego Izrael postanowił porzucić dotychczasowy model władzy nad Palestyńczykami. Politolog Neve Gordon w swojej książce Israel’s Occupation nazywał go „okupacją oświeconą”. Epoka „okupacji oświeconej” trwała dwie dekady, od 1967 r. Był to okres, w którym Izrael starał się przynajmniej utrzymywać pozory cywilizowanego zarządzania terytoriami pod swoją militarną kontrolą i ich mieszkańcami, którzy mieli jakiś tam dostęp do usług publicznych nowoczesnego państwa, itd. Gordon przekonuje, że stłumienie Intifady (do reszty w 1993 r. właśnie) to moment, w którym Izrael przeszedł do zarządzania metodami bezwzględnej i wciąż eskalowanej, zawsze spektakularnie przesadzonej przemocy, a rdzeniem jego gospodarki stało się rozwijanie militarnych technologii tej przemocy i testowanie ich na okupowanych Palestyńczykach.
Nowa epoka bezceremonialnej przemocy wymagała intensyfikacji propagandy adresowanej do zewnętrznego świata. Propagandy, która miała osłaniać Izrael przed spodziewaną krytyką parawanami poskładanymi z moralnego szantażu Holokaustem. W Hollywood syjonizm dominuje, dlatego zadanie przyjęto tam chętnie.
Zagłada Żydów i zagłada Gazy
Należy oczywiście doceniać – bo jest to w istocie bardzo cenne – że kilka osób z kręgu polskich badań nad hitlerowską zagładą Żydów przełamało wreszcie zmowę milczenia panującą w tym środowisku w obliczu ludobójstwa w Gazie (podobnie zresztą jak w środowisku akademickim jako takim i w społecznościach żydowskich). Najpierw podpisali głośny list otwarty, w którym domagali się poszanowania przez Polskę nakazów aresztowania Binjamina Netanjahu i Joawa Galanta, gdyby pojawili się oni w Polsce, np. na obchody 80. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau. Potem wciąż zabierali i zabierają głos.
Kiedy jednak Jacek Leociak w wywiadzie z Hanką Grupińską (współautorką listu) zastanawia się, co nie wyszło, co źle zrozumieliśmy w badaniach nad Zagładą (Żydów), że ludobójstwo Palestyńczyków okazało się nie tylko możliwe, ale i uchodzi Izraelowi bezkarnie, to być może nadal nie rozumie najważniejszego. Izraelskie ludobójstwo Palestyńczyków było możliwe nie pomimo wszystkich wysiłków włożonych w „badania nad Zagładą”, a za ich sprawą. „Badania nad Zagładą” były częścią tego ponurego kultu, „pamięci Holokaustu”, tak samo jak Lista Schindlera, W ciemności Agnieszki Holland czy Syn Szawła, tylko na innym operacyjnym odcinku. „Badania nad Zagładą” nie zawiodły, nie poniosły porażki – wręcz przeciwnie, zrealizowały cele projektu. Współtworzyły sakralizujący mit o wyjątkowości Holokaustu, który Żydów wdrażał do nienawiści do Palestyńczyków i gotowości zadawania im niewyobrażalnego cierpienia, a resztę świata szantażował moralnie, gdyby tej przemocy próbowała się przeciwstawić.
Nie wątpię, że wielu, jak Jacek Leociak właśnie, przystąpiło do studiów nad ludobójstwem europejskich Żydów z najszlachetniejszymi intencjami. Zostali jednak wciągnięci w projekt, w którym o co innego chodziło i który miał ich zawsze za swoich pożytecznych idiotów.
Uroczystości oświęcimskie
Nie mamy dziś – w Gazie i na innych frontach otwieranych kolejno przez Izrael – do czynienia z jakimś niewytłumaczalnym wykolejeniem się projektu „pamięci Holokaustu”, a z jego kulminacją.
Nic nie pokazuje tego bardziej dobitnie niż seria skandali otaczających tegoroczne obchody okrągłej, 80. rocznicy wyzwolenia Auschwitz-Birkenau. Mówi się nam otwarcie – prezydent Andrzej Duda, rząd Donalda Tuska – że przywódców państwa, które dzisiaj prowadzi zagładę Gazy, prawo międzynarodowe nie powinno dotyczyć – „bo Holokaust”. Organizacje żydowskie, bywa, że amerykańskie z zaledwie miniaturowymi filiami w Polsce, mówią otwarcie, z pogardą i pogróżkami, że co to w ogóle ma znaczyć, „nie ma dyskusji” nad czymś takim jak święte prawo izraelskich polityków (zbrodniarzy wojennych i zbrodniarzy przeciwko ludzkości) do przyjazdu do Oświęcimia i całkowitego bezpieczeństwa przez cały czas pobytu w Polsce. „Bo Holokaust”.
24 stycznia 2025 r. do prokuratury w Warszawie wpłynęło zawiadomienie o prawdopodobieństwie popełnienia przestępstw (zbrodni wojennych) przez izraelskich polityków, którzy mogą się pojawić w Polsce: premiera Binjamina Netanjahu, byłego ministra obrony Joawa Galanta i ministra edukacji Joawa Kisza. Ten ostatni od początku miał przyjechać, jeszcze zanim rząd wydał uchwałę o immunitecie dla Netanjahu, wywołując spekulacje, czy premier Izraela ma faktycznie takie zamiary. Jako minister edukacji Kisz nie wydaje rozkazów wojsku – ale brał udział jako żołnierz w poprzednich izraelskich napaściach na Gazę. Zawiadomienie złożyli: Ahmed Elsaftawy (znany jako chirurg Dr Ahmed z YouTube’a i Intagrama, a także z łam VivaPalestyna.pl), dziennikarka Ala Qandil, lekarz Walid Abomoammar i Jonatan Szapira. Ten ostatni jest byłym izraelskim pilotem wojskowym i jednym z tych, którzy podpisali list protestu i złożyli dymisje po zbombardowaniu domu Szehady w Gazie w 2002 r.
Marszałek Senatu z obozu uśmiechniętej, demokratycznej Polski, Małgorzata Kidawa-Błońska, nie miała problemu ze zbrodniami wojennymi Kisza i uścisnęła mu dłoń, by pomówić o tym, jak w Polsce uczyć o historii, zapewne ze szczególnym uwzględnieniem dziejów żydowskiego cierpienia. Kisz pojawił się 27 stycznia na uroczystościach w muzeum w Oświęcimiu, gdzie razem z resztą zebranych, nie niepokojony, bezpiecznie przysłuchiwał się, jak przedstawiciele ponurego kultu „pamięci Holokaustu”, Ronald Lauder ze Światowego Kongresu Żydów czy historyk i dziennikarz Marian Turski, rozlewają łzy nad „ofiarami Hamasu” z 7 października (o których się kiedyś prawdopodobnie przekonamy, że w większości padli ofiarą „dyrektywy Hannibala” a nie Hamasu), nie znajdując słowa dla Palestyńczyków w Gazie, którzy doświadczyli w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy najcięższych bombardowań w historii ludzkości.
27 stycznia 2025 r. na głęboko amoralnej uroczystości w Oświęcimiu, w obecności głów państw i kamer telewizyjnych, wykorzystano ofiary ludobójstwa z pierwszej połowy minionego stulecia, żeby podmienić miejscami sprawców i ofiary ludobójstwa, które prowadzone jest współcześnie, na oczach nas wszystkich. Najwyższy czas, byśmy zaczęli sobie zadawać pytania o to, czemu właściwie służy ideologiczny projekt „pamięci Holokaustu” i czy nie lepiej byłoby ten projekt odrzucić.