USA osuwa się w autorytaryzm? Sprawa Mahmouda Khalila

Kolejne działania administracji Donalda Trumpa testują granice tolerancji Amerykanów na łamanie praw obywatelskich. Aktywiści propalestyńscy są idealnym narzędziem do takich działań – to grupa, która części starszych obywateli może kojarzyć się z traumą 11 września i lękiem przed arabskim terroryzmem. Ich krytykowanie Izraela może być odbierane z niechęcią z powodu współczucia, jakie nadal wzbudza pamięć o Holocauście. Niestety, pozwalając na prześladowania tej grupy, Amerykanie pozwalają na przemianę swojego państwa w coś, co rażąco odbiega od fundamentów, na których ufundowano Amerykę. 

Jaki jest kontekst obecnej sytuacji?

W sobotę, 8 marca 2025 roku, agenci Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego Stanów Zjednoczonych (Department of Homeland Security, DHS) zatrzymali Mahmouda Khalila, palestyńskiego aktywistę i absolwenta Uniwersytetu Columbia, posiadającego status stałego rezydenta USA. Aresztowanie miało miejsce w Nowym Jorku, w obecności jego żony, obywatelki USA, która jest w ósmym miesiącu ciąży. Agenci DHS poinformowali, że wiza studencka Khalila została unieważniona, a kiedy zostali poinformowani, że nie potrzebuje on wizy studenckiej, bo ma zieloną kartę i status rezydenta, stwierdzili, że również jego zielona karta jest nieważna, po czym zakuli go w kajdanki. Jego żonie również zagrożono aresztowaniem, jeśli nie usunie się z drogi funkcjonariuszom.

Khalil był prominentnym działaczem ruchu propalestyńskiego na Uniwersytecie Columbia, współorganizującym protesty przeciwko polityce Izraela wobec Palestyńczyków i sprzeciwiającym się trwającemu ludobójstwu. Jego zaangażowanie w sprawę palestyńską przyciągnęło uwagę administracji prezydenta Donalda Trumpa, która oskarżyła go o promowanie antysemityzmu na kampusie. Trump publicznie określił Khalila jako „radykalnego zagranicznego prohamasowskiego studenta” i zapowiedział, że jego aresztowanie jest pierwszym z wielu planowanych działań przeciwko podobnym aktywistom – w ramach realizacji rozporządzenia o zwalczaniu antysemityzmu, które podpisał w pierwszych dniach pełnienia urzędu.

W odpowiedzi na zarzuty antysemityzmu, który rzekomo miałby mieć miejsce podczas protestów na Uniwersytecie Columbia, organizatorzy protestów, w tym Khalil, podkreślali, że ich krytyka skierowana jest przeciwko polityce państwa Izrael, a nie przeciwko społeczności żydowskiej. Wskazywali również na udział żydowskich studentów w ruchu propalestyńskim, co, ich zdaniem, świadczy o niesłuszności oskarżeń o antysemityzm. Nawet jeśli pojedyncze incydenty o takim charakterze się zdarzały, były wyjątkiem na tle wielotysięcznych, pokojowych protestów. 

Po aresztowaniu Khalil został przewieziony do federalnego więzienia dla imigrantów w Luizjanie, gdzie oczekuje na postępowanie deportacyjne. Luizjana to zupełnie inny stan, miejsce przetrzymywania Khalila leży tysiące kilometrów od jego miejsca zamieszkania, co stanowi dodatkowe utrudnienie i formę prześladowania Khalila i jego rodziny. Podróż z Nowego Jorku do Luizjany to dla jego prawników czy ciężarnej żony dodatkowy koszt i źródło stresu. Warto zauważyć, że podobne ośrodki znajdują się też w stanie Nowy Jork  – chociażby w Newark, w New Jersey, raptem kilkanaście kilometrów od Uniwersytetu Columbia – więc wywózka Khalila nie wydaje się uzasadniona.

Jego prawnicy złożyli wniosek o zablokowanie deportacji, argumentując, że działania rządu stanowią naruszenie wolności słowa chronionej przez pierwszą poprawkę do Konstytucji USA. 11 marca sędzia federalny Jesse Furman wydał tymczasowy nakaz wstrzymania deportacji Khalila do czasu dalszych decyzji sądu.

Marsz ulicami Dolnego Manhattanu w Nowym Jorku 10 marca. Protest przeciwko zatrzymaniu przez ICE palestyńskiego aktywisty i studenta Uniwersytetu Columbia, Mahmouda Khalila. - Zdjęcie: Selcuk Acar/Anadolu/Getty Images
Marsz ulicami Dolnego Manhattanu w Nowym Jorku 10 marca. Protest przeciwko zatrzymaniu przez ICE palestyńskiego aktywisty i studenta Uniwersytetu Columbia, Mahmouda Khalila. - Zdjęcie: Selcuk Acar/Anadolu/Getty Images

Aresztowanie Khalila wywołało falę protestów na Uniwersytecie Columbia i w całym Nowym Jorku. Studenci, wykładowcy oraz organizacje broniące praw obywatelskich, takie jak American Civil Liberties Union (ACLU), potępiły działania administracji, uznając je za próbę stłumienia wolności słowa i zastraszenia aktywistów propalestyńskich. Demonstracje odbyły się zarówno na kampusie, jak i przed budynkami federalnymi, gdzie protestujący domagali się uwolnienia Khalila i poszanowania praw obywatelskich.

Administracja Trumpa podjęła również działania przeciwko uczelniom, które, jej zdaniem, tolerują antysemityzm na swoich kampusach. Departament Edukacji wysłał listy do 60 uniwersytetów, w tym Harvardu, Yale i kilku kampusów Uniwersytetu Kalifornijskiego, grożąc obcięciem funduszy federalnych, jeśli nie podejmą odpowiednich kroków w celu zwalczania antysemityzmu. W pierwszym tygodniu marca, w ten sposób odcięto 400 mln finansowania dla Uniwersytetu Columbia – tego, na którym protesty organizował Khalil. 

Droga do autorytaryzmu?

Przypadek Mahmouda Khalila budzi poważne obawy dotyczące wolności słowa i przestrzegania praw obywatelskich w Stanach Zjednoczonych. Jego aresztowanie i groźba deportacji są postrzegane przez wielu jako próba uciszenia krytyków polityki Izraela i zastraszenia innych aktywistów propalestyńskich. Działania administracji Trumpa w tej sprawie mogą mieć daleko idące konsekwencje dla debaty publicznej i wolności akademickiej w USA.

Sekretarz prasowa Białego Domu Caroline Leavitt na początku tego tygodnia obwieściła, że Khalil nie jest deportowany z powodu popełnienia przestępstw. W ramach Imigration and Nationality Act, sekretarz Stanu – czyli w tym wypadku Marco Rubio – ma prawo odwołać czyjąś wizę czy zieloną kartę, jeśli działania tej osoby są „wrogie” (adversarial) zagranicznej polityce USA lub ich bezpieczeństwu. 

W obliczu tych wydarzeń nasuwa się pytanie: czy aresztowanie Mahmouda Khalila to odosobniony incydent czy początek szerszej kampanii wymierzonej w aktywistów propalestyńskich i krytyków polityki Izraela? Czy administracja Trumpa, posługując się zarzutami o antysemityzm, dąży do stłumienia legalnej krytyki państwa Izrael i w efekcie ograniczenia wolności słowa w Stanach Zjednoczonych?

Oczywiście, od dekad zarzuty antysemityzmu są często wykorzystywane jako narzędzie polityczne do dyskredytowania krytyków polityki Izraela. Jednak deportacja osób z prawem do stałego pobytu, karierą naukową, zieloną kartą i rodziną w USA tylko z powodu organizacji protestu, może prowadzić do niebezpiecznego precedensu, w którym uzasadniona krytyka działań państwowych jest tłumiona pod pretekstem walki z nienawiścią.

Większość prawników, oraz kilkunastu demokratycznych przedstawicieli Izby Reprezentantów wskazuje, że zatrzymanie Khalila było też po prostu nielegalne. Nie „niewłaściwe”, nie „oburzające”, ale właśnie nielegalne. Nie można deportować kogoś, kto ma zieloną kartę, o ile nie popełni przestępstwa i to poważnego. Podkreślają też, że aresztowanie i prześladowanie Khalila narusza pierwszą poprawkę Konstytucji USA, gwarantującą wolność słowa. 

Co będzie dalej?

Działania administracji wobec Mahmouda Khalila mogą wywołać też efekt mrożący w środowiskach akademickich i aktywistycznych. Obawa przed represjami ze strony władz może zniechęcać do angażowania się w debatę publiczną i wyrażania krytycznych opinii, nie tylko na temat Izraela, ale też szeregu innych zagadnień, co stanowi zagrożenie dla pluralizmu i demokracji. Co jutro będzie „wrogie wobec polityki zagranicznej USA” ? Może to będzie krytykowanie upokarzającego traktowania ukraińskiej delegacji, może zwracanie uwagi na niepokojąco bliskie związki Donalda Trumpa z Władymirem Putinem? Może będzie to zwracanie uwagi na oczywiste i powszechnie znane fakty, takie jak to, że rosyjscy biznesmeni w latach 80. i 90. ratowali imperium biznesowe Trumpa przed upadkiem? A może współpraca z organami prawa międzynarodowego, takimi jak ICC? 

W kontekście międzynarodowym, aresztowanie Khalila może wpłynąć na postrzeganie Stanów Zjednoczonych jako kraju, który nie respektuje praw człowieka i wolności obywatelskich w stopniu, który jest właściwy raczej autorytaryzmom czy bananowym republikom, a nie rozsądnemu państwu zachowującemu prawo, by krytykować inne. Dla samych obywateli USA to znak, że ich państwo osuwa się w autorytaryzm. Sytuacja, w której ktoś zostaje zatrzymany bez porządnej podstawy prawnej, jest wywożony tysiące kilometrów od domu; w której władza wykonawcza ogłasza, jaka będzie kara, zanim jeszcze sprawą zajął się sąd. Sytuacja, w której wolność słowa jest ograniczana groźbami padającymi z ust najważniejszej osoby w państwie, a deportacja grozi komuś, kto jest rezydentem i nie popełnił żadnego poważnego przestępstwa – żadna z nich nie powinna być akceptowana w demokratycznym społeczeństwie. 

Udostępnij:
Paweł Jędral
Paweł Jędral

Analityk, reportażysta, absolwent MISH, realizował projekty badawcze m.in. związane z polityką międzynarodową czy bioróżnorodnością.

Artykuły: 9
Przejdź do treści