W libańskich obozach dla palestyńskich uchodźców. Część pierwsza: status uchodźców

Autor dziękuje Husseinowi Youssefowi i Nidalowi Hamadowi (Palestyna po polsku) za pomoc przy zbieraniu materiałów do cyklu reportaży z Libanu.
Wszyscy wygnańcy są tacy sami
Marcowym porankiem, przed rozpoczęciem kolejnej wycieczki po palestyńskich obozach dla uchodźców, Hussain zabrał mnie na polski cmentarz w Bejrucie. Nosi on mylącą nazwę „Polski Cmentarz Wojskowy”, choć wielu z 137 pochowanych tu Polaków było cywilami. Czuję dziwny dreszcz, gdy czytam, że przez kilkadziesiąt lat spoczywało tu ciało Hanki Ordonówny – polskiej piosenkarki, to od jej imienia pochodzi nazwa ulicy, przy której mieszkam na co dzień w Warszawie. Ordonówna przyjechała do Libanu z kilkoma setkami sierot, będących pod jej opieką w polskim sierocińcu w Bombaju podczas drugiej wojny światowej. Wraz z około sześcioma tysiącami Polaków[1], głównie kobiet i dzieci, zamieszkała w Libanie w latach 40. Byli to ludzie ocalali z syberyjskich łagrów, którzy przybyli z Armią Andersa lub trafili tu inną drogą – do nowego centrum polskich wygnańców. Od 1943 do 1950 Liban był miejscem życia tysięcy Polaków. W 1950 r. doszło do ostatecznej ewakuacji Polaków z Libanu – kilkuset wróciło do kraju, kilkuset zostało w Libanie i włączyło się w życie nowej ojczyzny, reszta rozproszyła się po świecie.
Cmentarz został zniszczony podczas wojny domowej. Po jego odnowieniu, został ponownie uszkodzony podczas wojny z Izraelem w 2006. Po odnowieniu w 2010, trwa do dzisiaj.
Mój przewodnik – i kolega – prowadzi mnie następnie na kilka cmentarzy palestyńskich uchodźców – oglądam groby żołnierzy Fatahu, ofiar masakry w Sabrze i Szatilii. Jest młodszy ode mnie o prawie dekadę, nigdy nie był w Polsce, chociaż ma polskie obywatelstwo, co automatycznie stawia go w lepszej pozycji, niż większość tutejszych Palestyńczyków. Studiuje inżynierię medyczną, jest bardzo inteligentny i uprzejmy. Rozmawiamy o naszych ojcach – jego rodzice studiowali i mieszkali w Polsce, otrzymali obywatelstwo, tata został doktorem i wrócił do Libanu, leczyć osoby w obozach. Mój, jako nastolatek był zafascynowany historią i tragedią Palestyny, do tego stopnia, że w latach 80. naiwnie poszedł do mokotowskiej ambasady palestyńskiej i chciał zaoferować swoją pomoc jako ochotnik. Starszy pracownik ambasady posiedział z nim, częstując kawą i słodyczami i wytłumaczył, że najlepsza rzecz, jaką może zrobić, to skończyć szkołę, pracować, założyć rodzinę i rozmawiać o sprawie palestyńskiej z ludźmi dookoła siebie. Oszczędzono mu kariery polskiego fejdaikina. Hussain uśmiecha się, kiedy opowiadam mu tę historię. W Sabrze – dawniej pełnoprawnym obozie, dzisiaj raczej wielkim bazarze – spotykam jego mamę, która jeszcze wciąż pamiętała całkiem sporo polskiego. Trwa Ramadan, Hussain i jego mama nie jedzą ani nie piją, więc – mimo że mam wodę i jedzenie w plecaku – decyduje się pościć razem z nimi. Kiedy dostaje od nich w prezencie paczkę nugatowych cukierków, zostawiam je na wieczór, bo nie wypada jeść, kiedy gospodarze poszczą. Kilka godzin później podziękują mi za tę postawę, uznając ją za oznakę dobrego wychowania.
Intencja Hussaina związana z poranną wycieczką po cmentarzach nigdy nie została wypowiedziana wprost, ale była jasna – łączy nas więcej niż widać na pierwszy rzut oka. Tak jakby chciał powiedzieć: My, Palestyńczycy, jesteśmy tu, w Libanie, uchodźcami teraz, ale wy byliście nimi chwilę przed nami. Niektórzy z was umarli tu, nigdy nie widząc wolnej ojczyzny, inni żyli tu długie lata, bo nie chcieli wracać do niej, kiedy była pod kontrolą Rosjan. Teraz tak się wylosowało, że Polska to silny, niepodległy, całkiem udany kraj, z mocnymi paszportami, a Palestyna ciągle nie osiągnęła statusu samodzielnego państwa. Jednak to, czy wyląduje się w dobrym miejscu procesu historycznego nie jest niczyją jednostkową zasługą, a potomkowie uchodźców, nie powinni patrzeć z góry na tych, którzy dzisiaj nie mają swojego kraju.
Palestyńczycy w Libanie
Liban uzyskał niepodległość w 1943 r., a w 1948 r. brał udział w przegranej wojnie państw arabskich z Izraelem, i w tym samym roku otworzył pierwsze obozy dla palestyńskich uchodźców. Ich liczbę szacowano wtedy na 100 tysięcy osób.
Dzisiaj, w 12 oficjalnych obozach (oraz nieformalnych osiedlach dookoła nich) żyją potomkowie pierwszych uchodźców, oraz osoby, które przygnały tu kolejne wojny i konflikty. W ostatnich latach byli to między innymi uchodźcy z Syrii – zarówno ci narodowości syryjskiej jak i palestyńskiej. Dzisiaj ciężko jest oszacować ich liczbę – środowiska nieprzyjazne Palestyńczykom, jak np. oficjele kościoła Maronickiego czy prawicowych partii chrześcijańskich, często wyolbrzymiają ich liczbę, mówiąco 600-800 tysiącach czy nawet milionie. Już latach 80. Major Etienne Saqr, przywódca Strażników Cedrów – jednej z prawicowych bojówek, współpracującej z Izraelem i dokonującej zbrodni wojennych na szyitach i sunnitach podczas wojny domowej – twierdził w rozmowie z „The Jerusalem Post”, że w Libanie jest 700 tysięcy Palestyńczyków, spekulując, że w XXI wieku będzie ich tu dwa miliony. Natomiast dane UNRWA wskazują, że dziś zarejestrowanych jest tu około 500 tysięcy uchodźców z Palestyny, chociaż organizacja wskazuje, że realnie, jedynie połowa z nich faktycznie przebywa w Libanie – wiele osób figuruje w rejestrze mimo śmierci lub wyjazdu. Lebanon Field Office UNRWA w 2025 r. szacowała ich faktyczną populację na ok. 220 tysięcy Palestyńczyków i 248 tysięcy osób odbierających usługi UNRWA (ponieważ przysługuje one też rodzinom palestyńskich uchodźców, nawet jeśli ich członkowie nie są Palestyńczykami). Kiedy pytam o to samych Palestyńczyków, słyszę różne odpowiedzi, zazwyczaj szacują oni swoją populacje w Libanie gdzieś pomiędzy 250 a 400 tysiącami. Wraz z 1,5 milionem uchodźców z Syrii, tworzy to sytuację, w której w Libanie prawie 40 % populacji kraju stanowią uchodźcy, nie posiadający pełni praw obywatelskich. Nawet stowarzyszenia i organizacje palestyńskie w Libanie działają przy pomocy libańskich „słupów”, ponieważ sami Palestyńczycy nie mogą prowadzić NGOsów.
Od przybycia pierwszych uchodźców minęło prawie 80 lat – co w efekcie oznacza, że mamy rodziny, których już czwarte i piąte pokolenie dorasta w obozie, bez kontaktu z ojczyzną, bez praw obywatelskich i perspektyw. Palestyńscy uchodźcy nie mogą pracować w ponad 30 wybranych, prestiżowych zawodach, takich jak prawnik, lekarz czy inżynier. Odmowa prawa do pracy dotyczy głównie zawodów organizowanych przez związki i samorządy zawodowe. W Saidzie, jeden z moich palestyńskich rozmówców, Zafer Khateeb, będący edukatorem i pracownikiem socjalnym w tamtejszym obozie opowiedział mi, że powszechną praktyką w wypadku palestyńskich inżynierów czy architektów w Libanie jest zatrudnianie ich na niższych stanowiskach asystenckich – ponieważ sami nie mogą wykonywać danego zawodu – i podpisywanie ich projektów przez libańskiego kolegę, który zgarnia większość uznania oraz pieniędzy. Zazwyczaj dzieli się on „pod stołem” zyskiem z palestyńskim, oryginalnym autorem projektu.
Większość Palestyńczyków jednak – trafiając na takie bariery – nawet nie próbuje uzyskać wysokich kompetencji. Ich głównym miejscem pracy są stanowiska oferowane przez UNRWA – często proste i płatne na minimalnym poziomie. Do tego dochodzi zakaz posiadania nieruchomości w Libanie – osoby mające status uchodźców nie mogą posiadać nieruchomości na własność, jedynie je wynajmować. Wszystko sprawia, że uchodźcy palestyńscy, którzy mieszkają w Libanie już w czwartym i piątym pokoleniu, nie mają możliwości generowania i gromadzenia majątku poprzez własność czy dziedziczenie (furtką jest tu posiadanie innego obywatelstwa). Nie awansowali do klasy średniej, czy nawet bezpiecznej codzienności.
Chciałbym, żebyście przez moment się nad tym zatrzymali. Wyobraźcie sobie, że jesteście dziś palestyńskim trzydziestoparolatkiem. Urodziliście się w latach 90. w obozie, w którym na świat przyszli wasi rodzice i dziadkowie – jeszcze w tych czasach, kiedy pierwsze dzieci miało się bliżej 20- niż 30-stych urodzin. Do obozy przybyli wasi pradziadkowie, którzy opowiadali wam o rodzinnych stronach. Jednak zarówno wasi dziadkowie, jak i rodzice, jak i wy – nie mieliście perspektyw, na zostanie pełnoprawnym obywatelem kraju, w którym przebywacie, nie możecie głosować, wykonywać określonych zawodów, a wasi rodzice i dziadkowie mieli jeszcze ograniczone prawa poruszania się poza obóz, który często jest wielkości niedużego osiedla. To był cały ich świat, skupiony w na kilkudziesięciu tysiącach metrów kwadratowych, przez większość życia. Wasza sytuacja jest trochę lepsza – możecie swobodnie opuszczać obóz – ale tylko trochę. Kochacie – jak każdy rodzic – swoje dzieci, ale wiecie, że ich sytuacja raczej nie ulegnie poprawie i ani ciężka praca, ani nauka, poza kilkoma wyjątkowymi sytuacjami, takimi jak rodziców Hussaina, nie pozwoli wam zmienić swojej sytuacji.
Nie macie perspektyw na powrót do w pół mitycznej już dla was Palestyny, którą znacie z opowieści innych – albo Internetu. Ta ostatnia część może nie brzmi zbyt romantycznie, ale jest prawdziwa, spędzając czas w obozach i rozmawiając z palestyńskimi uchodźcami, bardzo często pokazywali mi zdjęcia na Instagramie czy filmy na Youtubie, pokazujące konkretnie ich rodzinną wioskę. W wąskich, zawalonych często śmieciami (ich wywóz w Libanie to powszechny problem – i jak wiele innych, najostrzej występuje właśnie w obozach), na małych ekranach telefonów, młodzi Palestyńczycy pokazywali mi wzgórza i wioski, mówiąc – to jest nasze, kiedyś tam wrócimy.
UNRWA w obozach
Sytuacja materialna w obozach jest zła. Kluczowym dostawcą usług i dóbr dla obozów jest UNRWA i inne globalne organizacje pomocowe.
UNRWA, wbrew powszechnej opinii, nie administruje obozami. Odpowiedzialność Agencji ogranicza się do prowadzenia programów edukacyjnych, zdrowotnych, pomocy społecznej i socjalnej, mikrokredytów oraz pomocy w sytuacjach kryzysowych, które znajdują się zarówno wewnątrz, jak i poza obozami. Opłaca też ona „czynsz” za ziemię – państwom goszczącym lub osobom prywatnym – przez co mieszkanie w obozach jest praktycznie bezpłatne. UNRWA nie zarządza obozami dla uchodźców i nie odpowiada za ochronę fizycznego bezpieczeństwa uchodźców palestyńskich ani za utrzymanie porządku publicznego, który często jest w rękach lokalnych milicji, gangów czy przedstawicieli frakcji politycznych. Zapewnienie fizycznego bezpieczeństwa palestyńskich uchodźców, mieszkających w którymkolwiek z obozów jest teoretycznie obowiązkiem odpowiedniego państwa-gospodarza lub władz, jednak mało które z nich próbuje wypełnić to zobowiązanie.
UNRWA wystawia też swój dokument – UNRWA ID – który uprawnia do dostępu do jej usług i programów pomocowych. Razem z „palestyńskim” paszportem wystawianym przez Liban (który pozwala w ograniczonym stopniu podróżować, ale nie oznacza bycia obywatelem Libanu) – te dwa dokumenty są podstawą osobowości prawnej każdego Palestyńczyka żyjącego w Libanie. Zafer z obozu w Saidzie, mówi mi, że nie wszyscy nowi uchodźcy, mimo rejestracji przez UNRWA, dostają formalnie statusu uchodźcy.
Według ONZ na początku 2024 r., 80% palestyńskich uchodźców w Libanie (który od 2019 roku zmaga się z głębokim kryzysem gospodarczym) żyło poniżej granicy ubóstwa. Jeśli pomoc finansowa udzielana przez UNRWA – wynosząca 18 milionów dolarów w 2022 i 2023 r. i wypłacana co trzy miesiące – zostałaby wstrzymana lub ograniczona, odsetek osób żyjących poniżej granicy ubóstwa może wzrosnąć do 93%. Obecne cięcia globalnej pomocy humanitarnej mogą przynieść takie skutki, a zobaczymy je już w najbliższych miesiącach.
Oprócz pomocy finansowej agencja zapewnia także comiesięczne wsparcie żywnościowe dla 114 000 uchodźców w ramach programu „awaryjnej pomocy żywnościowej”. Niedojadanie i głód są codziennością wśród uchodźców, szczególnie dotyka to dzieci, których rozwój jest często zaburzony.
Także w zakresie edukacji czy zdrowia, Palestyńczycy muszą polegać na globalnej pomocy. 40 000 uczniów-uchodźców otrzymuje edukację w 65 szkołach w całym Libanie, wspieranych przez agencję. W placówkach zatrudnionych jest 1 786 nauczycieli. Zaraz po edukacji jedną z najważniejszych potrzeb uchodźców jest dostęp do opieki zdrowotnej i leków. W 27 ośrodkach zdrowia prowadzonych przez UNRWA pracuje około 456 osób.
Średnio rocznie odnotowywanych jest 595 000 wizyt i zabiegów. Po cięciach finansowych UNRWA dokonanych po 7 października, jak przekazuje mi Zafer z obozu w Saidzie, wiele usług zdrowotnych zostało ograniczonych. O ile wcześniej były finansowane przez UNRWA, o tyle teraz Palestyńczycy są zmuszeni sami pokryć część kosztów zabiegu – co czasami wymaga zbiórki publicznej, wsparcia diaspory z zagranicy czy po prostu żebrania.
Brak perspektyw
„Jeśli żyjesz gdzieś 3-4 pokolenia, nie możesz być wiecznie traktowany jako gość. Jesteśmy tu od 1948 roku i ciągle jesteśmy traktowani jako zagrożenie, jako goście, jako ktoś, to jest tu na chwilę i tylko sprawia kłopoty” – mówi mi Zafer. „Nie mamy praw wyborczych – rozumiem to, wiem, że po wojnie domowej nasza obecność może być postrzegana jako zagrożenie w politycznym sensie. Ale według moich danych odpowiadamy za prawie 5% PKB Libanu – dzięki pieniądzom wysyłanym zza granicy, pieniądzom UNRWA i innym środkom międzynarodowym. Także palestyńskie organizacje takie jak Fatah, Hamas, Ludowy Front Wyzwolenia i inne, inwestują tutaj. Jesteśmy tak samo ważną częścią tego społeczeństwa jak inni ludzie, którzy mają obywatelstwo”.
„Marzy mi się, żebyśmy pewnego dnia otrzymali status, pozwalający nam na pełną rezydencję bez praw politycznych. Chciałbym mieć swobodę w zakładaniu stowarzyszeń, wykonywaniu pracy i edukacji.
[1] https://www.gdansk.ap.gov.pl/pl/top/galeria_31.htm