Głosy z Nakby 2.0

Niedawno, przy okazji 76. rocznicy Nakby, przytoczyłam fragmenty wspomnień kilku osób, świadków tamtych wydarzeń. Dziś chcę oddać głos świadkom i ofiarom zdarzeń, których groza przewyższa tę, jakiej doświadczyli Palestyńczycy 76 lat temu. To będą głosy z Nakby 2.0. Głosy z Gazy.


Od prawie dziewięciu miesięcy Palestyńczycy w Strefie Gazy doświadczają niewyobrażalnego. W ciągu 266 dni armia izraelska metodycznie obraca w perzynę całą nadmorską enklawę. Zniszczyła lub uszkodziła już 60% domów w Gazie, prawie 90% budynków szkolnych, 80% budynków komercyjnych, 267 miejsc kultu – wśród nich są nie tylko meczety, ale też jedyne dwa kościoły w Gazie, wokół których wciąż skupiają się Palestyńczycy z tamtejszej niewielkiej chrześcijańskiej wspólnoty, która cierpi tak samo jak muzułmańska większość. Na każdy metr kwadratowy powierzchni Strefy Gazy przypada już 107 kg gruzu. Mury można odbudować, metropolie mogą odrodzić się z popiołów, jak pokazuje historia innych niż Gaza miast, skazanych na zagładę. Miast niepokornych, takich jak Warszawa. To ludzkie straty są najboleśniejsze, a tych jest już na tym maleńkim skrawku lądu, który był domem dla 2,3 mln ludzi, prawie 38 tys. To oczywiście statystyki ofiar potwierdzonych, zaniżające rzeczywistą liczbę zabitych.

Wśród statystyk zabitych, rannych i zaginionych gubią się zazwyczaj pojedyncze ludzkie dramaty. Niedawno, przy okazji 76. rocznicy Nakby, przytoczyłam fragmenty wspomnień kilku osób, świadków tamtych wydarzeń. Dziś chcę oddać głos świadkom i ofiarom zdarzeń, których groza przewyższa tę, jakiej doświadczyli Palestyńczycy 76 lat temu. To będą głosy z Nakby 2.0. Głosy z Gazy. To nie są historie najbardziej niezwykłe ani najbardziej drastyczne, to po prostu fragmenty doświadczeń zwykłych ludzi, zmuszonych do przeżywania ludobójstwa.

Rim

Rim Al-Suri jest pracownicą Palestyńskiego Centrum Praw Człowieka (Palestinian Centre for Human Rights, PCHR), opisała swoje przeżycia 15 lutego 20241.

Opuściliśmy nasz dom 13 października, z powodu ciągłego bombardowania. Dostaliśmy SMS od izraelskich sił okupacyjnych, nakazujący nam ewakuować się na południe. Podjęliśmy najtrudniejszą decyzję w życiu: musieliśmy wybrać między ewakuacją na południe a pozostaniem w mieście Gaza, gdy sytuacja w Strefie Gazy jest katastrofalna. Zdecydowaliśmy się pozostać w Gazie, ponieważ na południu nie mieliśmy gdzie się schronić. Baliśmy się też izraelskich planów masowej przymusowej emigracji.

Razem z mężem i dziećmi schroniliśmy się w parafii pw. św. Rodziny w dzielnicy Al-Zajtun, a reszta naszych krewnych w greckim ortodoksyjnym kościele św. Porfiriusza. Przeżyliśmy bardzo ciężkie chwile z powodu intensywnego bombardowania i ciągłego poczucia zagrożenia. W Gazie nie ma bezpiecznego miejsca.

Około godziny 22, 19 października, izraelskie bombardowanie w okolicy przybrało na sile i kościół św. Porfiriusza, który był zaledwie 100 m od nas, został zbombardowany. Zadzwoniłam do krewnych, którzy tam byli, żeby dowiedzieć się, co się stało. Powiedzieli, że jeden z budynków kościoła został bezpośrednio zbombardowany bez ostrzeżenia, co spowodowało dużą liczbę rannych i zabitych. Wielu było uwięzionych pod gruzami, nie wiadomo było dokładnie, kto.

Pomimo niebezpieczeństwa, kilku młodych z naszego kościoła poszło pomóc w akcji ratunkowej i później poznaliśmy nazwiska rannych i zabitych. To był bardzo ciężki dzień, straciliśmy osiemnaścioro naszych bliskich, wśród nich dzieci. Niech spoczywają w pokoju. Było też wielu innych rannych.

(Tutaj Reem wymienia nazwiska zabitych krewnych).

Następnego dnia na dziedzińcu kościoła odbył się pogrzeb i byliśmy zszokowani tą przeraźliwie okropną sceną. Budynek, w którym chroniło się około 90 osób, był kupą gruzu, opierał się o ścianę kościoła, co zapobiegło jego całkowitemu zawaleniu i dalszym ofiarom. Nie potrafię opisać, jak się czułam, widząc martwe ciała zawinięte w białe całuny, leżące na ziemi, pomiędzy księżmi odprawiającymi modlitwy. To była rozdzierająca serce scena, nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam w tym spokojnym kościele. Niech Bóg zmiłuje się nad męczennikami i czuwa nad nami wszystkimi.

Hasna

Hasna Abu Hasna, czterdziestodwuletnia kobieta z Dżabaliji w północnej Gazie, matka sześciorga dzieci, opowiedziała o tym, jak została ranna2.

W grudniu czołgi najechały naszą ulicę. To było przerażające, prawie nie wychodziliśmy z domu. Myśleliśmy, że w każdej chwili możemy umrzeć. W budynku była nas setka – dalsza rodzina i sąsiedzi. Bombardowania i ostrzał bardzo się do nas zbliżyły, a na dachach byli snajperzy. Na ulicach leżały ciała. Byliśmy bardzo głodni, na ogniu piekliśmy chleb z resztki mąki i jęczmienia.

Pewnego dnia pod koniec grudnia przestaliśmy słyszeć bomby. Wtedy już głodowaliśmy, więc moja pięćdziesięcioletnia siostra Mahasen i ja pomimo niebezpieczeństwa postanowiłyśmy wyjść i poszukać mąki. Myślałyśmy, że armia się wycofała z naszej okolicy. Poza tym miałyśmy nadzieję, że nie zrobią nam krzywdy, bo jesteśmy kobietami.

Wyszłyśmy z domu i przeszły około 100 m. Natknęłyśmy się na jakiegoś mężczyznę i zapytałyśmy go, jak wygląda sytuacja, a on powiedział, że jest spokojnie. Ale jak tylko się ruszyłyśmy, nie zrobiłyśmy nawet dwóch kroków, kiedy z dachu budynku naprzeciwko padły w naszym kierunku strzały. Mahasen i tamten człowiek uciekli, a ja upadłam na ziemię. Mahasen zaczęła krzyczeć. Słyszałam, jak on jej mówił, że nie żyję, ale ona podbiegła do mnie, chociaż ciągle do nas strzelali. Powiedziałam jej, żeby wracała do domu, bo czułam, że zaraz umrę. Prosiłam, żeby się nie zbliżała, bo nie chciałam, żeby coś jej się stało, ale ona się uparła. Położyła się na mnie. Powtarzałam jej, że zaraz umrę.

Zobaczyli nas sąsiedzi i wołali do Mahasen, żeby wróciła, ale ona nie chciała mnie zostawić. Próbowała mnie odciągnąć w bezpieczne miejsce, ale nie dała rady, a ja nie mogłam się ruszyć. Byłam sparaliżowana. Później dowiedziałam się, że jedna kula trafiła mnie w szyję, a druga w plecy. Mahasen cały czas próbowała mnie odciągnąć. Po pół godzinie zjawiła się moja córka Malak z białą flagą. Ona też starała się osłaniać mnie własnym ciałem. Potem przyszła Fatima, moja kuzynka. Też niosła białą flagę. Wtedy straciłam przytomność. Kiedy się ocknęłam, byłam w domu. Moja bratowa, która kiedyś przeszła kurs pierwszej pomocy, ciasno zabandażowała ranę na moich plecach, żeby przestała krwawić. Nie było żadnej łączności ani karetek. To była najstraszniejsza noc w naszym życiu. Bardzo się bałam, a ból był ogromny. Wszyscy byli przy mnie, mój mąż, dzieci i krewni. Spędziliśmy tę noc razem, wszyscy w jednym pokoju.

Następnego dnia postanowiliśmy spróbować dostać się do szpitala. Mahasen wyszła z białą flagą poszukać jakiegoś transportu, wozu z koniem albo osiołkiem. Wróciła z furmanką, posadzili mnie na niej i pojechaliśmy do szpitala Al-Awda w obozie dla uchodźców Dżabalija. W szpitalu zrobili mi prześwietlenie i lekarz powiedział, że jestem sparaliżowana.

Hasna opowiedziała o swoich przeżyciach 14 kwietnia 2024. Udało jej się wydostać z Gazy na leczenie w Egipcie, w chwili, gdy składała to świadectwo, czekała na operację, mając nadzieję, że dzięki niej odzyska sprawność.

Said

Said Abed Al-Rahman Maruf ma 57 lat. Jest ojcem pięciorga dzieci i lekarzem pediatrą. Mieszkał w Bejt Lahji w północnej Strefie Gazy i pracował w Szpitalu Kamala Adwana. W czasie izraelskiego ataku pracował również w szpitalu Al-Ahli. Swoje świadectwo złożył 14 lutego 20243.

W szpitalu anglikańskim Al-Ahli leczyłem wiele dzieci z infekcjami układu pokarmowego, zaparciami, zapaleniem płuc, zapaleniem opon mózgowo-rdzeniowych i chorobami krwi.

Pewnego dnia mieliśmy bardzo trudny i skomplikowany przypadek, kobietę w siódmym miesiącu ciąży, przywiezioną przez męża, z raną postrzałową głowy. Wezwano mnie na oddział ratunkowy razem z neurologiem i ginekologiem, żeby się nią zająć. Byliśmy oszołomieni, nie wiedzieliśmy, jak mamy ją leczyć. Zasugerowałem zrobienie cięcia cesarskiego, żeby ratować dziecko. Niestety neurolog nie mógł uratować życia matki, rana głowy okazała się krytyczna. Potem wziąłem niemowlę, to była dziewczynka, na salę operacyjną. Złamałem procedury, lekarze właśnie przeprowadzali tam operację ortopedyczną rannego. Zrobiłem to, bo sala operacyjna była wyposażona w respiratory, monitory pracy serca i inną aparaturę pozwalającą mi na zajęcie się dzieckiem. Po dwóch godzinach stan dziewczynki był stabilny, a ponieważ nie mieliśmy w szpitalu oddziału intensywnej terapii noworodków, musieliśmy oddać ją ojcu. Na szczęście jest w dobrym stanie.

Podczas mojej pracy w tym szpitalu mieliśmy bardzo dużą liczbę rannych i lekarze musieli dawać pierwszeństwo pacjentom, którzy mieli szansę na przeżycie, zostawiając wielu z ciężkimi obrażeniami lub zajmując się nimi w drugiej kolejności.

Said został aresztowany w Szpitalu Al-Ahli 18 grudnia 2023, razem ze swoim synem, z którym poźniej został rozdzielony. Był wywieziony do Izraela, więziony, przesłuchiwany i torturowany.

W sekcji IV [więzienia], spędziłem sześć najgorszych dni swojego życia. Żołnierze skuli nasze stopy metalowymi kajdanami i zmusili nas do klęczenia na żwirowej podłodze, nie pozwalając nam spać ani się położyć, i poddając nas działaniu dużego hałasu. Nie mogliśmy ze sobą zamienić nawet kilku słów ani dokonać obmycia przed modlitwą. Żołnierze nie zapewniali żadnej opieki medycznej chorym więźniom. Pewnego dnia widziałem jednego z rannych więźniów, jak kilka razy walił się na ziemię. Podszedłem do niego, chociaż wiedziałem, że mogą mnie ukarać, a on powiedział mi, że został ranny w ramię na początku wojny i w Gazie przeszedł operację, ale po zatrzymaniu i torturach, i przy braku koniecznej opieki medycznej w ośrodku detencyjnym, jego stan się pogorszył. Później rozmawiałem z lekarzem, który pojawił się po jakimś czasie i powiedziałem mu, że człowiek ten wymaga leczenia. Więzień został potem przeniesiony z tej sekcji do nieznanego mi miejsca. Nie wiem, co się z nim stało później.

Po 45 dniach uwięzienia Said został zwolniony. Okazało się, że jego syn został zwolniony następnego dnia po aresztowaniu i odnalazł go w Rafah.

Hadil

Hadil Jusef Isa Al-Dahduh, dwudziestoczteroletnia matka z Al-Zajtun w Gazie, została rozdzielona przez izraelskich żołnierzy z dwójką swoich małych dzieci, w tym z karmionym piersią niemowlęciem. O gehennie, którą potem przeszła, opowiedziała 10 marca 20244.

Bolały mnie piersi, bo nie mogłam karmić mojego synka, myślałam o tym, jak bardzo musi być głodny. Niedawno miałam cesarskie cięcie, które jeszcze się całkiem nie zagoiło, bolały mnie też związane ręce. Poprosiłam mojego teścia, [który dobrze mówił po hebrajsku], żeby uprosił żołnierzy, żeby pozwolili mi wrócić i nakarmić moje dziecko, ale się nie zgodzili. Potem jeden z nich bił mnie kolbą swojego karabinu po plecach, rękach i udach. Prosiłam, żeby poluzował mi więzy, ale odmówił i zacisnął je jeszcze bardziej.

Było mi bardzo zimno. Poprosiłam żołnierza, żeby poluzował mi opaskę na oczach, ale zawiązał ją ciaśniej, aż rzęsy wbiły mi się w oczy i myślałam, że oślepnę, Płakałam z bólu, a moje oczy zaczęły krwawić. Za każdym razem, kiedy mój teść prosił, żeby poluzowali mi opaskę na oczach, żołnierze bili jego i mnie, i zaciskali ją jeszcze mocniej.

Następnego dnia zabrali nas pieszo do innego domu, gdzie trzymali wszystkich aresztowanych w tej okolicy. Wszyscy byli rozebrani do bielizny. Byłam jedyną kobietą. Żołnierze postawili mnie przed mężczyznami i cały czas mnie bili. Piersi bolały mnie jeszcze bardziej i cały czas miałam związane ręce. Ból był nie do wytrzymania, płakałam i błagałam ich, żeby pozwolili mi iść nakarmić dziecko, ale oni tylko mnie kopali.

Hadil opisuje tortury, jakim następnego dnia żołnierze poddali Palestyńczyków, udając, że pogrzebią ich żywcem. Umieścili zatrzymanych w „dużej dziurze” otoczonej przez żołnierzy. Zdjęli Hadil hidżab i zmusili ją, żeby usiadła na ziemi. Buldożer zaczął zsypywać piach na zatrzymanych mężczyzn. Jeden z żołnierzy powiedział jej, że zastrzelił jej męża.

Krzyczałam i płakałam. Zabrali mi hidżab, a mój mąż został zabity. Pytałam żołnierza, co z nami zrobicie? A on odpowiedział: zamierzam was zasypać i spuścić na was psy, żeby zjadły was żywcem. Błagałam, żeby się ulitował i nas zastrzelił. Płakałam i odmawiałam szahadę. Trzymali nas tak przez około pół godziny, strasząc, że pogrzebią nas żywcem.

Potem żołnierze zapakowali Hadil na ciężarówkę razem z nagimi mężczyznami. „Robili nam zdjęcia i śmiali się z nas, kiedy mężczyźni płakali z powodu tego, co Izraelczycy mi zrobili”. Wszyscy zostali wywiezieni do Izraela.

Hadil opowiada, że trafiła do więzienia Antut, gdzie ją przeszukiwano, przesłuchiwano i poddawano brutalnemu traktowaniu. Opisy podobnego traktowania powtarzają się w relacjach byłych więźniów. Następnie przewieziono ją do Beer Szewy.

Uderzyli mnie mocno kolbą w plecy i kopali po brzuchu. Zawyłam z bólu, a kiedy im powiedziałam, że niedawno miałam cesarkę, bili mnie jeszcze bardziej. Po pobiciu moja rana po cesarskim cięciu się otworzyła i zakaziła. Zaczęła z niej cieknąć ropa i czułam ogromny ból.

W więzieniu Damon Hadil znowu była przeszukiwana i przesłuchiwana.

Zadawali mi ciągle te same pytania: gdzie byłaś o siódmej 7 października? Co robiłaś? Gdzie są tunele? Gdzie są zakładnicy? Płakałam i mówiłam, że chcę wrócić do dzieci, na co żołnierz odpowiedział: kiedy nasi zakładnicy wrócą z Gazy, ty wrócisz do dzieci. Zapytałam o mojego męża, a on powiedział: twój mąż, twoja rodzina, twoje dzieci, wszyscy nie żyją”. […] Spędziłam w tym więzieniu 49 dni, byłam przesłuchiwana 5 razy, a śledczy zadawali mi ciągle te same pytania. Tam jednak nie było już przeszukań i rozbierania, bicia ani tortur.

Wreszcie 26 stycznia Hadil została zwolniona w grupie 70 mężczyzn i 19 kobiet. Udało jej się skontaktować z mężem. Nie został zabity.

Zadzwoniłam do męża, nie mogłam uwierzyć, że to on, dopóki nie usłyszałam jego głosu. Mąż przyjechał zabrać mnie z przejścia Kerem Szalom. Prawie go nie poznałam. Ściskaliśmy się i płakaliśmy, a potem mąż zabrał mnie do Szpitala Kuwejckiego, gdzie lekarze opatrzyli moją ranę po cesarce, moje ręce i stopy, w których nie mam czucia po miesiącach związania.


O torturach, którym poddawani są więźniowie uprowadzeni z Gazy, pisałam więcej tutaj.

Świadectwa mieszkańców Strefy Gazy zaczerpnęłam ze stron internetowych Palestinian Centre for Human Rights i B’Tselem, zamieszczam je we własnym tłumaczeniu z języka angielskiego. Imiona i nazwiska przedstawiam w spolszczonej pisowni.


  1. Źródło: pchrgaza.org ↩︎
  2. Źródło: www.btselem.org ↩︎
  3. Źródło: pchrgaza.org ↩︎
  4. Źródło: pchrgaza.org ↩︎
Kropla drąży skałę! Twoje zaangażowanie ma znaczenie. Pomóż w promocji tego portalu. Udostępnij proszę:
Natalia Pitala
Natalia Pitala

doktor ekologii, edukuje w kwestii palestyńskiej w mediach społecznościowych. Prowadzi blog "Smutna pomarańcza" i konto na Instagramie @smutna.pomarancza poświęcone literaturze i kinematografii palestyńskiej. Aktualnie pracuje nad książką o ekologicznych aspektach kolonizacji i okupacji Palestyny.

Artykuły: 33
Skip to content