O pewnej masakrze

43 lata temu libańscy falangiści – przedstawiciele chrześcijańskiej skrajnej prawicy – dokonali, pod nadzorem izraelskiego wojska, masakry wielu setek palestyńskich i libańskich cywilów w obozie dla uchodźców Szatila oraz w przylegającym do niego osiedlu Sabra. Zgromadzenie Ogólne ONZ uznało to zdarzenie za akt ludobójstwa.
Hussain prowadzi mnie powoli między grobami. Są inne niż te, które znam z domu. W Libanie, można spotkać groby z niewielkim otworem lub zagłębieniem, w którym sadzi się małą roślinę albo wkłada świeże gałązki. To nie jest wymóg religijny zapisany w Koranie, ale raczej zwyczaj, wyciągnięty z tradycji hadisów.
„Jeśli roślina jest zielona i żyje to zmarłym jest lżej” – tłumaczy mi mój przewodnik. Przed wejściem stoi zawsze grupa ludzi, sprzedających świeże sadzonki. Najczęściej, jak później sprawdziłem, sadzi się na grobach bazylię, rozmaryn czy miętę.
Hussein wskazuje na kilka grobów. Jesteśmy na cmentarzu męczenników islamskich niedaleko Hourch, na którym wspólnie leżą Shia i Sunni, ale i część ofiar masakry sprzed ponad 40 lat.
„To nie wszystkie ofiary” – kontynuuje Hussain. Po krótkim spacerze dochodzimy do kolejnego cmentarza, nad którym powiewają flagi Fatahu. Atmosfera jest tu zdecydowanie bardziej napięta. Cmentarz Uchodźców Palestyńskich to nie jest miejsce, gdzie często widuje się obcych. Pokazanie listu polecającego z jednej z redakcji otwiera mi drzwi. Hussein wskazuje mi kolejne groby. I kolejne…
… i kolejne.
Blizna, która nie znika
Oprócz cmentarzy, odwiedzamy jeszcze kilka kolejnych miejsc upamiętniających lub kryjących szczątki ofiar masakry: masowy grób, będący jedynym zielonym miejscem w obozie i sale pamięci z grobowcami w sercu obozu, z wypisanymi nazwiskami ofiar.
Z resztą, leżą tu nie tylko ofiary masakry z 1982 (szacowane na od 1 300 do 3 500 zabitych), ale też bratobójczej walki z Wojny Obozów z lat 1985-1986 czy walk frakcji palestyńskich w 1988 r. Na murach ciągle – a przynajmniej tak utrzymują moi rozmówcy – widać ślady po kulach z tamtych czasów.
Szatila jest miejscem ciągle naznaczonym pamięcią masakr i wojen, które równocześnie buzuje życiem. To jeden z najgęściej zaludnionych – a wręcz przeludnionych – obszarów Bejrutu. Jednocześnie wydarzenia z okresu wojny domowej – w szczególności Masakra – do dzisiaj kładzie się cieniem na mieszkających tu Palestyńczykach. Kilka miesięcy temu opisywałem Mahmouda Hashema, prowadzącego klub dla dzieci w Szatilii – on i jego mama byli ocaleńcami z pogromu, który odcisnął piętno na całej reszcie ich życia. Wielu mieszkańców Szatilli to dzieci ocalałych, którzy codziennie stawiają czoła traumie swoich rodziców. Psychologowie zauważają, że trauma pokoleniowa jest głęboko zakorzeniona w społeczności obozu, a jej przejawy można dostrzec w codziennym życiu – od problemów ze zdrowiem psychicznym, po trudności w relacjach międzyludzkich.
Rys historyczny
Masakra w bejruckich obozach Sabra i Szatila we wrześniu 1982 r. była punktem kulminacyjnym wieloletniego konfliktu, w którym nakładały się na siebie wątki wojny domowej w Libanie, palestyńsko-izraelskiego „konfliktu” trwającego od Nakby oraz napięć między Syrią a Libanem. Aby zrozumieć, dlaczego doszło do tej zbrodni, trzeba cofnąć się o kilka lat i prześledzić procesy, które stopniowo doprowadziły do wybuchu przemocy.
Po wojnie sześciodniowej z 1967 r. wielu bojowników Organizacji Wyzwolenia Palestyny (OWP) znalazło schronienie w Jordanii. Ich zbrojna działalność przeciwko Izraelowi i rosnące wpływy polityczne wywołały jednak napięcia z jordańskimi władzami, które w 1970 r. – w wydarzeniach znanych jako „Czarny Wrzesień” – brutalnie rozprawiły się z palestyńską grupą. W rezultacie tysiące bojowników OWP przeniosło się do Libanu, zwłaszcza na jego południe i do obozów uchodźców w stolicy. Liban, kraj o niezwykle złożonej strukturze wyznaniowej i kruchej równowadze między muzułmanami, chrześcijanami a druzami, stał się areną nowego napięcia: obecność palestyńskich formacji zbrojnych i ich ataki na Izrael narażały państwo libańskie na odwet, a jednocześnie wciągały w spór lokalne społeczności. Część libańskiego narodu (głównie szyici) popierało palestyńską walkę narodowowyzwoleńczą, z kolei chrześcijańscy maronici traktowali Palestyńczyków jako zagrożenie dla swojej pozycji w systemie oraz powód, który ściąga na Liban izraelskie bombardowania.
W 1975 r, w Libanie wybuchła pełnoskalowa wojna domowa. Chrześcijańskie milicje, w tym falangiści (Kataeb), muzułmańskie ugrupowania lewicowe, druzyjskie formacje oraz palestyńscy bojownicy toczyli walkę o kontrolę nad krajem. OWP stała się jednym z głównych aktorów, sojusznikiem lewicowych i muzułmańskich frakcji. Po stronie chrześcijańskiej szczególnie wpływowa była właśnie Falanga – maronicka partia o silnie nacjonalistycznym obliczu. Konflikt ten, dodatkowo podsycany przez Syrię, wciągał stopniowo także Izrael, który chciał skorzystać z chaosu, aby zniszczyć palestyńskie bojówki i ukrócić ataki na swoje terytorium.
Inwazja Izraela i zamach
W czerwcu 1982 r. Izrael rozpoczął operację „Pokój dla Galilei”. Pretekstem była próba zamachu na izraelskiego ambasadora w Londynie, za którą Izrael obarczył OWP. Faktycznie jednak zamach przeprowadziła Organizacja Abu Nidala, inna palestyńska frakcja, wroga wobec OWP, ale również działająca w Libanie. Celem izraelskiej operacji była likwidacja palestyńskich baz w południowym Libanie i osłabienie wpływów OWP. Wojska izraelskie szybko posunęły się na północ, aż do Bejrutu Zachodniego, gdzie znajdowały się główne ośrodki palestyńskie. Po tygodniach oblężenia, pod naciskiem mediacji międzynarodowych, OWP zgodziła się na ewakuację swych oddziałów do innych krajów arabskich. Wyjazd palestyńskich bojowników miał zapewnić bezpieczeństwo cywilnych mieszkańców obozów Sabra i Szatila. Palestyńczycy otrzymali gwarancję. Rolę ochronną wobec pozostałej ludności miały sprawować międzynarodowe siły pokojowe, ale na przełomie sierpnia i września 1982 r. kontyngenty te zaczęły się wycofywać.
W tym samym czasie doszło do dramatycznego wydarzenia: 14 września 1982 r. w zamachu bombowym zginął Baszir Dżemajel, nowo wybrany prezydent Libanu i przywódca libańskich Falangistów, sojusznik Izraela. Dżemajel, mimo współodpowiedzialności za kilka masakr muzułumanów i zbrodni wojennych, był bardzo popularny, zarówno w kraju jak i za granicą. Młody, przystojny i charyzmatyczny prezydent miał – zdaniem chrześcijan i części polityków zachodnich – być gwarantem ustabilizowania sytuacji. Wybuch w centrali falangistów w Bejrucie pogrzebał szanse na pokój, a fakt, że doszło do niego podczas zawieszenia broni, dodatkowo wzbudził oburzenie. W atmosferze chaosu szybko pojawiły się oskarżenia pod adresem Palestyńczyków. Dla falangistów była to chwila gniewu i pragnienia odwetu. Dopiero później okazało się, że był on zorganizowany przez środowiska prosyryjskie, a zamachowiec sam był chrześcijaninem.
Masakra
Izrael, który kontrolował zachodnią część Bejrutu, miał obawiać się, że po ewakuacji OWP w obozach Sabra i Szatila wciąż mogą kryć się uzbrojeni bojownicy. Izraelskie dowództwo – z ministrem obrony Arielem Szaronem i szefem sztabu Rafaelem Eitanem – podjęło decyzję, by zezwolić falangistom na wejście do obozów w celu „oczyszczenia” ich z rzekomych resztek sił palestyńskich. 16 września 1982 r., przy izraelskiej blokadzie okolicznych dzielnic i oświetlaniu terenu rakietami, do obozów weszły oddziały chrześcijańskich milicji. Izrael miał też szkolić Falangistów i poddawać ich indoktrynacji w tygodniach poprzedzających masakrę. Niektóre świadectwa wskazują na ich bezpośrednie zaangażowanie w walki – młodzi palestyńscy obrońcy, którzy próbowali się sprzeciwić otoczeniu obozu, potwierdzili izraelski ostrzał czołgowy, niektóre doniesienia wskazują na udział izraelskich komandosów w falangistycznych mundurach.
Przez następne około czterdzieści godzin doszło do systematycznej masakry ludności cywilnej – mężczyzn, kobiet, dzieci i starców. Liczbę ofiar szacuje się różnie: od ponad tysiąca do kilku tysięcy. Świadkowie relacjonowali brutalne egzekucje, gwałty i grabieże. Doszło do kilku masakr szpitali i medyków, w tym personelu międzynarodowego.
Wiele znalezionych ciał było ciężko okaleczonych. Młodzi mężczyźni zostali kastrowani, niektórzy oskalpowani, a niektórzy mieli wyryty nożem na ciele krzyż. Ogrom okrucieństwa – nagromadzonego przez 7 lat wojny domowej i obustronnych masakr – znalazł ujście w najstraszniejszych torturach, jakim poddawano ludność cywilną Szatili. Korespondenci zagraniczni z całego świata byli oburzeni tym, co zobaczyli.
Janet Lee Stevens, amerykańska dziennikarka, później napisała do swojego męża:
„Widziałam martwe kobiety w ich domach, z podniesionymi spódnicami do pasa i rozłożonymi nogami; dziesiątki młodych mężczyzn postrzelonych po ustawieniu ich wzdłuż ściany wąskiej uliczki; dzieci z rozciętymi gardłami, ciężarną kobietę z rozprutym brzuchem, jej oczy wciąż szeroko otwarte, a twarz milcząco krzyczała z przerażenia; niezliczone niemowlęta i małe dzieci, które zostały dźgnięte nożem lub rozerwane, a następnie wrzucone na stosy śmieci.”
Reakcja świata
Izraelska armia, choć oficjalnie bezpośrednio nie uczestniczyła w zabijaniu, odpowiadała za otoczenie terenu, uniemożliwiając ucieczkę i wiedziała o trwającej zbrodni. Po ujawnieniu skali tragedii wybuchło międzynarodowe oburzenie. W samym Izraelu powołano komisję dochodzeniową pod przewodnictwem sędziego Kahana, która stwierdziła pośrednią odpowiedzialność władz izraelskich i uznała Ariela Szarona za politycznie odpowiedzialnego za dopuszczenie do masakry. Cała sprawa odbiła się też na wizerunku i „kondycji moralnej” Izraela. Niektórzy autorzy tacy jak m.in. Piotr Zychowicz w rozmowie z Igorem Janke, wskazują, że od Inwazji w Libanie i Masakry zaczął się okres upadku izraelskiego wojska. Faktycznie – od wojny libańskiej w 1982 r. izraelskie wojsko praktycznie nie walczyło z regularnymi armiami jak w przeszłości, ścierając się raczej z milicjami, organizacjami partyzanckimi i jednostkami nieregularnymi. W efekcie, liczba zbrodni wojennych i zbrodni wobec ludności cywilnej, których dokonywał IDF zaczęła zwiększać się z roku na rok.
Organizacje takie jak Human Rights Watch i Amnesty International potępiły masakrę jako „zbrodnię wojenną” i „zbrodnię przeciwko ludzkości”. Podkreśliły one odpowiedzialność Izraela za brak ochrony cywilów i współpracę z libańskimi milicjami, które dopuściły się tego czynu. W późniejszych latach organizacje te wzywały do pociągnięcia do odpowiedzialności sprawców i zapewnienia sprawiedliwości ofiarom. Rada Bezpieczeństwa ONZ jednogłośnie potępiła „zbrodniczą masakrę palestyńskich cywilów” i wezwała do międzynarodowego ścigania sprawców. Trzy miesiące później, 16 grudnia 1982 r., Zgromadzenie Ogólne ONZ uznało wydarzenie za „akt ludobójstwa” w rezolucji 37/123.
Czy to znaczy, że ludobójstwo trwa od 43 lat?
Nie do końca.
Różnica między „aktem ludobójstwa” a „ludobójstwem” jest subtelna i wynika głównie z kontekstu prawnego i językowego. Ludobójstwo to systematyczny proces, wymierzony przeciwko grupie narodowej, etnicznej, rasowej lub religijnej. Zdefiniowane w Konwencji ONZ z 1948 r. obejmuje m.in. zabójstwa członków grupy, poważne uszkodzenia ciała lub psychiki, tworzenie warunków życia prowadzących do jej zniszczenia, działania mające na celu zapobieganie narodzinom czy przymusowe porywanie dzieci. Termin ten opisuje więc całościowy proces niszczenia grupy.
Akt ludobójstwa natomiast odnosi się do konkretnego czynu lub serii czynów, które wypełniają definicję ludobójstwa – np. masowe egzekucje, deportacje, przymusowe sterylizacje czy niszczenie wiosek. Można mówić o aktach ludobójstwa popełnianych w ramach szerszego procesu, jakim jest ludobójstwo.
Masakra w Sabra i Shatila może być opisywana jako akt ludobójstwa wobec Palestyńczyków, podczas gdy to, co widzimy w Gazie, jest już pełnoprawnym, wypełniającym definicję legalną ludobójstwem. Jednak fakt, że inspirowane przez Izrael akty ludobójstwa wobec Palestyńczyków zdarzały się już 43 lata temu powinien zostać zapamiętany, jako kolejny dowód na to, że obecna sytuacja nie zaczęła się 7 października 2023 r.