Netanjahu i plan „pełnej militarnej okupacji” Gazy

Świat oraz aktorzy wewnątrz Izraela reagują na zapowiedzi premiera Binjamina Netanjahu, że Izrael przystąpi wkrótce do operacji przejęcia kontroli nad miastem Gaza i jego „pełnej militarnej okupacji”. Co z tego wyniknie?


Artykuły publikowane w dziale OPINIE wyrażają poglądy ich autorów i nie muszą odzwierciedlać stanowiska redakcji.


8 sierpnia 2025 r. premier Izraela Binjamin Netanjahu ogłosił, że izraelskie siły lądowe wkrótce wkroczą do miasta Gaza i przejmą nad nim całkowitą militarną kontrolę, żeby raz na zawsze wyeliminować stamtąd bojówki Hamasu. Biuro Netanjahu zapowiedziało przy tym, że Izrael będzie „świadczyć jednocześnie pomoc humanitarną poza strefami walk”.

Czy Gaza nie jest i tak okupowana?

W nieszczególnie zawoalowany sposób wskazuje to na intencję wypchnięcia cywilów z miasta Gaza (szacuje się, że przebywa ich tam ok. miliona) na południe strefy, bliżej ośrodków wydawania „pomocy humanitarnej” prowadzonych przez niesławną Gaza Humanitarian Foundation. A także bliżej terenu, na którym Izrael nosi się z zamiarem postawienia tymczasowego „miasta humanitarnego”, czyli w tłumaczeniu z izraelskiego na ludzki – dosłownego obozu koncentracyjnego o historycznie bezprecedensowych rozmiarach.

Ale na początek wyprostujmy pewne zamieszanie. Z punktu widzenia prawa międzynarodowego Gaza – miasto i cała otaczająca je tzw. Strefa Gazy – cały czas znajduje się pod izraelską okupacją, nieprzerwanie od 1967 r. Wycofanie wojsk lądowych i osadników przez rząd Ariela Szarona dwie dekady temu nie zmieniło tej sytuacji, gdyż Izrael zachował pełną kontrolę nad strefą z morza, powietrza i lądu (zza otaczającej ją „linii demarkacyjnej”). Izrael nigdy nie stracił kontroli nad tym, co i kto może tam wjeżdżać i stamtąd wyjeżdżać; nad systemem monetarnym i bankowym; nad komunikacją, dostawami elektryczności, itd. Na dodatek ONZ zwraca uwagę, że obecnie już 87% terytorium miasta znajduje się faktycznie pod kontrolą militarną Izraela (choć nie w postaci butów szeregowców piechoty na jej gruncie) lub jest objęte izraelskimi nakazami ewakuacji.

Kiedy więc Netanjahu mówi o militarnej okupacji miasta Gaza jako o czymś, co dopiero zapowiada na niedaleką przyszłość, należy przez to rozumieć „okupację do kwadratu”, tzn. intensyfikację wojskowej kontroli nad powierzchnią Gazy poprzez dodanie do istniejących już form kontroli znaczących liczebnie sił lądowych bezpośrednio na tym, co zostało ze zburzonego miasta.

Głosy protestu: NGO-sy

W reakcji na te deklaracje wypowiedzieli się przedstawiciele organizacji humanitarnych. Jedna z największych, brytyjski Oxfam, wydała oświadczenie, w którym mówi:

„Decyzja o przejęciu bezpośredniej kontroli wojskowej nad Gazą stanowi niebezpieczną eskalację trwającej nielegalnej okupacji terytorium palestyńskiego; jest to bezczelny akt wymazywania, dokonany na oczach całego świata, który jasno sygnalizuje zamiar utrwalenia izraelskiej kontroli nad Gazą, a nie zakończenia wojny.

Doniesienia o planach przymusowego usunięcia miliona osób wciąż mieszkających w Gazie i umieszczenia cywilów w ściśle kontrolowanych obozach budzą głębokie zaniepokojenie, przywołując obrazy jednych z najciemniejszych rozdziałów najnowszej historii. Ewakuacja miasta miałaby katastrofalne skutki dla naszego personelu – jego większość tam właśnie mieszka – oraz dla naszej zdolności do dostarczania pomocy humanitarnej.

Czas pustych słów potępienia minął. Rząd Wielkiej Brytanii musi pójść o krok dalej niż Niemcy, wreszcie zakończyć swoją współodpowiedzialność i wstrzymać wszelką sprzedaż broni do Izraela. Musi również zaprzestać wszelkiej pomocy wojskowej udzielanej Izraelowi, w tym niemal codziennych lotów zwiadowczych nad Gazą. […]

Historia nie oceni łaskawie tych, którzy wybrali bierność wobec zagłady Gazy”.

Organizacja Narodów Zjednoczonych

Plan Netanjahu niemal natychmiast potępił pełniący urząd Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka Volker Türk, co wyraził w następujących słowach:

„Plan rządu Izraela zakładający całkowite militarne przejęcie okupowanej Strefy Gazy musi zostać natychmiast wstrzymany. Jest on sprzeczny z orzeczeniem Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, według którego Izrael musi jak najszybciej zakończyć swoją okupację, z realizacją rozwiązania dwupaństwowego oraz z prawem Palestyńczyków do samostanowienia. […]

Zamiast intensyfikować tę wojnę, rząd Izraela powinien ukierunkować wszystkie wysiłki na ratowanie życia cywilów w Gazie poprzez umożliwienie pełnego, nieograniczonego napływu pomocy humanitarnej. Zakładnicy muszą zostać natychmiast i bezwarunkowo uwolnieni przez palestyńskie grupy zbrojne. Palestyńczycy arbitralnie przetrzymywani przez Izrael również muszą zostać natychmiast i bezwarunkowo uwolnieni”.

Plan potępili też przedstawiciele wielu państw na nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ 10 sierpnia 2025 r.

Mocarstwa Zachodnie

Każdą krytykę swoich poczynań ze strony ONZ Izrael rutynowo kwituje, oskarżając organizację – a więc de facto społeczność międzynarodową, czyli, nie bójmy się tego słowa, ludzkość jako taką – o antysemityzm. Tym razem jednak zaniepokojone wypowiedzi płyną także ze strony tradycyjnych sojuszników Izraela.

Ministrowie spraw zagranicznych Australii, Niemiec, Nowej Zelandii, Wielkiej Brytanii i Włoch „stanowczo odrzucili” ten plan i wezwali Izrael do opamiętania. Ostrzegają, że taka operacja, ich zdaniem, „pogorszy jeszcze katastrofalną sytuację humanitarną, postawi zakładników w niebezpieczeństwie i pociągnie za sobą ryzyko dalszych przesiedleń ludności cywilnej”. Rząd Australii z rozpędu zapowiedział nawet, że na wrześniowej sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych uzna suwerenną państwowość Palestyny.

Oczywiście takie wypowiedzi zachodnich rządów to wciąż przede wszystkim teatr cieni. To wszystko, przed czym ostrzegają, to przecież cele Izraela, a nie skutki uboczne, które dopiero „grożą”, jeśli coś pójdzie nie tak. Izraelowi chodzi właśnie o zepchnięcie mieszkańców miasta na południe. Chodzi mu o takie pogorszenie sytuacji humanitarnej, żeby Palestyńczycy, jak już zostaną zepchnięci do obozu koncentracyjnego bliżej granicy z Egiptem, sami – „z własnej woli” – zaczęli prosić o otwarcie drogi ucieczki dokądkolwiek.

Zachodnie rządy mogłyby nałożyć na Izrael bezwzględne sankcje, a przede wszystkim przerwać udzielanie mu wsparcia. Australia, pomimo dość pustych – w sytuacji rozgrywającej się zagłady Gazy – deklaracji o „uznaniu państwowości”, nie przerwała niczego.

Póki co, zatrzymanie pomocy militarnej zapowiedziały tylko Niemcy. Rzecz faktycznie dość zaskakująca, gdyż do tej pory bezwarunkową lojalność wobec Izraela Bundesrepublika traktowała jak własną rację stanu i nawet mówiła o tym otwarcie. Dlatego nie wstrzymujmy może jeszcze oddechu – poczekamy, zobaczymy. Zabrzmi to okrutnie, ale nie można wykluczyć, że dziwny zwrot w wykonaniu Berlina ma jakieś bardziej materialne podstawy, np. Niemcy nie nadążają z produkcją i uzupełnianiem magazynów.  

Deklaracje zachodnich rządów wobec zapowiedzi kolejnej ofensywy na miasto Gaza (bez takiej, i to wzmożonej, do żadnej „okupacji do kwadratu” dojść przecież nie może) to jak dotąd, podobnie jak zapowiedzi „uznania państwowości Palestyny” (ale dopiero we wrześniu i w ogóle „to zależy” od tego i owego), przede wszystkim próby zapanowania nad nastrojami wewnętrznymi, nad gniewem własnych społeczeństw sfrustrowanych postawami rządzących.

W Izraelu

Ale plan Netanjahu wywołał też protesty w samym Izraelu. Uczestnicy jednego z protestów wdarli się na wizję nagrywanego na żywo odcinka izraelskiego „Big Brothera”. Na tamtejsze protesty oddolne trzeba jednak zawsze brać kluczową poprawkę: zdecydowana większość z nich ma gdzieś los Palestyńczyków w Gazie i skupia się jedynie na losie izraelskich zakładników w rękach Hamasu, a czasem też na konsekwencjach ( w tym ekonomicznych) wojny ponoszonych przez samych Izraelczyków.

Wśród zakładników są już wyłącznie żołnierze, porwani, gdy byli na służbie, można więc z czystym sumieniem nazywać ich jeńcami wojennymi. Wiadomo, że jeśli faktycznie dojdzie do lądowej ofensywy na miasto Gaza, to Hamas będzie ich zabijał, gdy żołnierze Cahalu znajdą się zbyt blisko miejsc, w których są ukrywani, byle tylko uniemożliwić ich odbicie żołnierzom Cahalu. Plan ten oznacza więc ostateczne skazanie ich przez Netanjahu na śmierć.

Ale głosy sprzeciwu i otwartej krytyki wybrzmiały także ze strony generałów izraelskiej armii i dowódców służb bezpieczeństwa (aktywnych i byłych) przerażonych militarną nierozwagą kolejnej tak wielkiej eskalacji, grożącej wojną bez końca. Generał Ejal Zamir publicznie potępił plan jako irracjonalny. Znakomicie zorientowany komentator Richard Silverstein podkreśla, że jeszcze nigdy wysoki dowódca izraelskiej armii nie wypowiedział się w taki sposób i tak stanowczo przeciwko rozkazom płynącym od politycznego przywództwa kraju.

List byłych dowódców izraelskiej armii i służb bezpieczeństwa do prezydenta Donalda Trumpa z 1 sierpnia 2025 r. (źródło: blog Richarda Silversteina)

Nakłada się to na starszy o niewiele ponad tydzień list byłych dowódców armii, policji i służb bezpieczeństwa, występujących wspólnie jako „Commanders for Israel’s Security” („Dowódcy na rzecz Bezpieczeństwa Izraela”), poparty następnie przez aż 600 nazwisk z tego klucza. 1 sierpnia 2025 r. wystosowali go do samego prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa. „Drogi Panie Prezydencie” – napisali w nim – „Niech Pan zatrzyma wojnę w Gazie! […] Zrobił to Pan w Libanie. Teraz czas to zrobić również w Gazie”.

Ucieczka do przodu

Decyzja Netanjahu nosi więc wszelkie znamiona przysłowiowej „ucieczki do przodu”. Netanjahu nie może dopuścić, by opadła temperatura kampanii przemocy rozpętywanych od dwóch lat we wszystkich kierunkach przez Izrael. Od niej zależy jego pozostawanie u władzy i w bezpiecznej odległości od szponów prokuratury. Ale nie tylko to.

Ciągłe eskalowanie jest też jego metodą wymuszania wsparcia ze strony Stanów Zjednoczonych i reszty bloku zachodniego. Netanjahu liczy na to, że pomimo dyplomatycznych pojękiwań, jeżeli tylko utrzyma zawrotne tempo wydarzeń, to Zachód nie będzie miał innego wyjścia ani nawet czasu, żeby się zastanawiać nad jakąkolwiek realną zmianą podejścia, skazany na dalsze odruchowe działanie na autopilocie. A okupowani Palestyńczycy i sąsiedzi Izraela pozostaną w stanie permanentnego, wszechogarniającego szoku, który nie da im nawet chwili na pozbieranie się, złapanie oddechu, wylizanie ran czy przegrupowanie.

Jak zawsze jednak, pamiętajmy też, by nie dać się zwieść krytykom i nieprzyjaciołom Netanjahu w samym Izraelu. Póki co, ludzie ci pozostają niemal bez wyjątku syjonistami, w najlepszym razie liberalnego szczepu. Są lojalni wobec Izraela – i tylko Izraela. Jeżeli po tym wszystkim, co dla niego odsłużyli (większość ze współudziałem w jakichś jego starszych zbrodniach na koncie), krytykują obecnego premiera, to dlatego, że boją się, że ze swoim brakiem umiaru i zdolności mierzenia sił na zamiary, stał się on zagrożeniem dla długofalowego bezpieczeństwa samego Izraela. Nie martwi ich bezpieczeństwo czy przetrwanie Palestyńczyków – martwi ich przetrwanie Izraela.

Udostępnij:
Jarosław Pietrzak
Jarosław Pietrzak

Autor książek Smutki tropików: Współczesne kino latynoamerykańskie jako kino polityczne (2016) i Nirvaan (2022). Z wykształcenia kulturoznawca, z doświadczenia eseista kulturalny, publicysta polityczny, autor tekstów pomieszczonych w książkowych pracach zbiorowych poświęconych kinu polskiemu, kinu indyjskiemu, a także Brazylii.

Artykuły: 46
Przejdź do treści