Zbrodnię zbrodnią


Artykuły publikowane w dziale OPINIE wyrażają poglądy ich autorów i nie muszą odzwierciedlać stanowiska redakcji.


W edytorialu marcowo-kwietniowego wydania „Le Monde Diplomatique – edycja polska” redaktor naczelny Przemysław Wielgosz pisze o zamordowaniu przez izraelską armię, w nocy z 1 na 2 kwietnia, siedmiu pracowników organizacji charytatywnej World Central Kitchen, w tym Polaka Damiana Sobóla:

„Izraelska zbrodnia przeszłaby pewnie niezauważona, gdyby wśród jej ofiar nie było takiego nagromadzenia białych, w tym obywatela Polski. Po 7 października ubiegłego roku armia izraelska zamordowała przecież niemal 180 pracowników i pracownic organizacji humanitarnych i nikogo to zbytnio nie obeszło, bo byli oni Palestyńczykami. Więcej, wystarczyło, że aparat propagandowy Izraela postanowił napluć na swoje ofiary z ONZ-owskiej agencji UNRWA, oskarżając mordowanych o związki z Hamasem, by co bardziej „pryncypialne” rządy Zachodu z Waszyngtonem na czele wycofały się z jej finansowania.” (Nasze priorytety, s. 3)

Oczywiście, jak najbardziej słuszna i potrzebna jest krytyka wyjątkowo selektywnej „ekonomii oburzenia” obowiązującej w bloku państw zachodnich, w tym w Polsce. Wielgosz ma więc całkowitą rację, gdy poddaje krytyce oburzenie, które potrafi wywołać dopiero śmierć kilku obywateli państw zachodnich, a wymordowanie kilkunastu tysięcy palestyńskich dzieci – jakoś nie.

Co jednak, jeśli – chyba nie tyko on – myli się jednak gdzie indziej? Milcząco zakładając, że Izrael z tymi pracownikami WCK to się niejako rozpędził, popełnił błąd niedoszacowania reakcji, jaką wywoła akurat ta zbrodnia. Że się – jak gdyby – zagapił, zanim się zorientował, że tym razem morduje Europejczyków, Kanadyjczyków, Australijczyków i to już tak łatwo nie przejdzie. Co, jeśli prawda jest jeszcze gorsza, a charakteryzujący postępowanie Państwa Izrael cynizm jest jeszcze bardziej amoralny?

WCK a UNRWA

Zróbmy na chwilę krok w tył. Przypomnijmy, że Cahal (izraelska armia) doskonale wiedział, do jakiej organizacji należą te samochody, ponieważ WCK komunikowała mu swoje dane i koordynaty. Podobnie jak inne organizacje humanitarne, komunikowała je, ponieważ liczyła na to, że zapewni to ochronę personelowi w tych pojazdach, jak przykazuje prawo międzynarodowe. Jednak wygląda bardziej na to, że niezamierzenie wskazała je Cahalowi jako cel.

A teraz zróbmy krok w bok, do UNRWA (United Nations Relief and Works Agency), agencji Organizacji Narodów Zjednoczonych powołanej do świadczenia humanitarnej pomocy uchodźcom palestyńskim. Izrael pragnie doprowadzić do likwidacji UNRWA, gdyż jej istnienie powiązane jest nierozerwalnie z obietnicą składaną od 1948 r. przez tzw. społeczność międzynarodową zbiegłym przed przemocą Izraela Palestyńczykom. Obietnicą, że mają niezbywalne prawo do powrotu tam, skąd Izrael wypędził ich w wydarzeniach, które przeszły do historii jako Nakba. UNRWA miała być rozwiązaniem „pomostowym”: istnieć, dopóki nie powrócą oni do siebie, kiedy nie będzie już więcej potrzebna. Dla Izraela likwidacja UNRWA ma być zniszczeniem tego pomostu, na drugim końcu którego leżałaby realizacja prawa Palestyńczyków do powrotu. Izrael liczy na to, że zmusiłoby ich to do ostatecznego porzucenia marzeń o tym powrocie kiedykolwiek.

Teraz zróbmy krok z powrotem w stronę WCK. Wiele wskazuje, że Izrael poniekąd faworyzował organizację, bo inaczej niż np. (znacznie większe) Oxfam czy Lekarze Bez Granic, ograniczała się do bardzo konkretnych i punktowych działań praktycznych (dostarczania pożywienia), unikając wygłaszania ogólniejszych stanowisk politycznych (jej założyciel i prezes José Andrés do dnia zamordowania tych siedmiorga osób ponoć nigdy nie wypowiedział się krytycznie o Izraelu). Na łamach „The New Humanitarian” i serwisu Electronic Intifada publikowano analizy, które wskazują, że faworyzowanie World Central Kitchen miało związek z dążeniem do likwidacji UNRWA.

Najważniejsza dla Izraela różnica między UNRWA a WCK jest taka, że ta pierwsza jest instytucją ogromną (kilkadziesiąt tysięcy osób personelu) i posiadającą nieporównanie większą ekspertyzę w dostarczaniu systemowej, wieloaspektowej pomocy Palestyńczykom (od dystrybucji żywności, przez edukację, po opiekę medyczną). WCK jest bez porównania mniejszą organizacją wyspecjalizowaną punktowo jedynie w dostarczaniu żywności w sytuacjach kryzysowych. Dostarczyła jak dotąd gazańczykom miliony posiłków. To oczywiście ogrom wykonanej pracy tych ludzi, ale zaledwie kropla w morzu potrzeb, bo przy 2,3 miliona mieszkańców i założeniu, że człowiek potrzebuje trzech posiłków dziennie – to tyle, ile Strefie Gazy potrzeba na kilka dni. Tyle, ile gazańczykom naprawdę i wszystkim potrzeba, byłaby w stanie dostarczyć jedynie UNRWA. Jej drugi w oczach Izraela grzech, po tym, że podtrzymuje przy życiu złożone Palestyńczykom obietnice: jest naprawdę skuteczna.

Żeby było jasne. Nie są to zarzuty pod adresem bohaterskich szeregowych pracowników WCK, którzy pomagając głodującym gazańczykom pozostać kolejny dzień przy życiu (tylu z nich, ilu są w stanie), najdosłowniej ryzykowali życiem własnym, i kilkoro z nich tę najwyższą cenę zapłaciło. Każde z nich mogło mieć własne zdanie na poszczególne tematy (możemy sobie łatwo wyobrazić, że ktoś mógł być ze szkoły „Hamas i Izrael to takie samo zło”). Jednocześnie nikt z nich nie ponosi odpowiedzialności za to, że Izrael rozgrywał obecność organizacji w Strefie Gazy propagandowo i politycznie. Nic tu też nie oznacza, że ich poświęcenie i heroizm nie były szczere, ani że tym ludziom, których nakarmili, nie udzielili autentycznie bezcennej pomocy.

W warunkach intensywnej wojny, także ideologicznej, Izrael używał jednak WCK do swoich celów: do dyskredytacji UNRWA. Do stworzenia w oczach świata wrażenia opozycji między dobrą pomocą humanitarną (charytatywna drobnica w rodzaju WCK) i „szemraną” pomocą humanitarną (rzekomo „powiązana z Hamasem” UNRWA). Do prób wykazywania, że nie blokuje pomocy humanitarnej jako takiej, a jedynie tę „szemraną”. Wreszcie: do zastąpienia dostawcy skutecznego – bo systemowego i doświadczonego – dostawcami małymi i przez to bez porównania mniej skutecznymi, którzy nie będą stanowili podobnej przeszkody na drodze do wymazania Palestyńczyków z powierzchni Ziemi. Ergo, z WCK było Izraelowi po drodze, a jej założyciela być może postrzegał jako przysłowiowego „pożytecznego idiotę”. A i tak postanowił wymordować personel konwoju WCK.

I tutaj wracamy już całkiem do głównego wątku. Armia Izraela wiedziała dokładnie, kto jedzie (personel organizacji, której używał do własnych rozgrywek; która mu była do czegoś potrzebna i po drodze z tym, co robiła) i gdzie dokładnie się znajduje. A i tak ich powystrzelała. Jest to poziom cynizmu, któremu trudno znaleźć precedensy. Skoro tak, to możemy rozsądnie zakładać, że zostało to zrobione celowo i z rozmysłem. Rozmysł ten mógł uwzględniać nawet okoliczność, że ta zbrodnia – właśnie ta zbrodnia – zwróci większą uwagę Zachodu. I że właśnie dlatego ją popełniono.

Piętrzenie zbrodni

Od początku obecnej ludobójczej kampanii Izrael stosuje doprawdy bezprecedensową metodę ukrywania swoich zbrodni: przykrywa zbrodnię zbrodnią. Przesłania jedne zbrodnie kolejnymi. Sprawia, że nie nadążamy, bo je na sobie w niesłychanym tempie piętrzy. Odwraca uwagę od jednej, popełniając kolejne. Zbrodnię zbrodnią osłania, usuwa z pola widzenia, odsuwa w niepamięć.

Pytany o kolejne zbrodnicze ataki na szpitale, Izrael mówi, że dostarczy wyjaśnień, jak przeprowadzi dochodzenie. Nie, że międzynarodowe, niezależne dochodzenie, tylko Izrael sobie przeprowadzi, na temat własnych zbrodni. Ale nawet tego nie robi, nawet takich wyjaśnień nie dostarcza, a zamiast tego popełnia kolejne, podobne albo jeszcze większe zbrodnie. „Opinia międzynarodowa” gubi wątki, bo zbrodnie następują po sobie kaskadami. Centrala Hamasu w tunelach pod szpitalem Al-Szifa? Kto jeszcze pamięta, że nie przedstawiono dowodów? Masowe gwałty popełniane na rozkaz dowództwa przez bojowników Hamasu 7 października? Kto jeszcze pamięta, że nigdy nie przedstawiono dowodów? I tak dalej.

W dowództwie Cahalu wcale nie przegapiono kluczowej okoliczności, że w tych trzech samochodach tym razem jadą zachodni pracownicy humanitarni, i że z niej właśnie wynika, że tym razem zachodnie media i rządy wyrażą jednak oburzenie. Było wręcz przeciwnie. Były to okoliczności, które wzięto w rachubę, i które być może ostatecznie zadecydowały o ostrzelaniu tych trzech pojazdów i wymordowaniu wszystkich osób na ich pokładach. Tych siedem odważnych osób zamordowano po to właśnie, żeby świat się skupił na tej jednej zbrodni, a nie zwracał uwagi na zbrodnie jeszcze większe, popełniane przez Izrael gdzie indziej w dokładnie tym samym czasie.

W tym samym bowiem czasie Izrael ponowił militarne ofensywy na kluczowe gazańskie szpitale – Al-Szifa i szpital Nassera. Nie skończyło się na ostrzeliwaniu z zewnątrz czy z powietrza. Po wejściu do środka żołnierze Cahalu dokonywali zbiorowych egzekucji – lekarzy i innego personelu medycznego, cywilnych pacjentów, nawet dzieci. W ostatnich dniach kwietnia, po wycofaniu się z tych szpitali izraelskiej armii, gazańska służba cywilna odsłoniła masowe mogiły, z których wydobyto już setki ciał, w tym niektóre ze spętanymi rękami – w oczywisty sposób spętanymi w celu wykonania egzekucji. Nawet ciała ludzi, którzy – jak sugerowały oględziny zwłok na miejscu – skonali dopiero w mogile, zakopani żywcem.

Globalizacja doktryny Izraela

Autorzy tacy jak antropolog Jeff Halper (War Against the People, 2015) czy dziennikarz Antony Loewenstein (The Palestine Laboratory, 2023) dowodzą, że rola Izraela w panującym systemie globalnej dominacji polega na testowaniu nowych narzędzi, technologii i całych „filozofii” przemocy wobec populacji poddanych brutalnej kontroli. Sam też o tym pisałem prawie dziesięć lat temu. Rozwiązania przetestowane i sprawdzone na Palestyńczykach sprzedawane są następnie na świecie jako narzędzia i technologie, którymi również nasi władcy będą się wkrótce mogli bronić także przed naszym gniewem. Gniewu tego się spodziewają, bo co najmniej od kryzysu finansowego w 2008 r. co chwilę obserwują, jak im się cały ten system rozpada w rękach, co rok-dwa wstrząsany kolejnym kryzysem o globalnych konsekwencjach. Izrael wyspecjalizował swoją gospodarkę w specyficznej niszy: został dostawcą rozwiązań, jak miażdżyć masy zrozpaczonych, bezsilnych ludzi, którym odmawia się coraz więcej praw.

To nie tylko najbardziej zaawansowane rodzaje materialnego uzbrojenia (samosterujące się pociski, roboty bojowe, drony; mówi się też o rozwijanych technologiach „nano-broni”), ale także znany także w Polsce software szpiegujący oraz narzędzia „sztucznej inteligencji”, które „myślą” za stronę w ich posiadaniu i pomagają jej podejmować „najlepsze” decyzje. Ekspertyza, jakiej władcom świata dostarcza dziś Izrael, rozciąga się również na praktyki, metodologię i „filozofię” sprawowania brutalnej władzy nad coraz bardziej bezsilnymi. Od początku XXI w. także zachodnie policje (najpilniej anglosaskie) uczą się sposobów panowania nad nieposłusznymi tłumami od izraelskiego reżimu okupacyjnego.

Od kilkunastu dni amerykańska policja przy użyciu brutalnej przemocy, często na wezwania władz uniwersytetów i oficerów finansowych zarządzających portfoliami ich endowments, rozbija pokojowe propalestyńskie demonstracje pączkujące na dziesiątkach i dziesiątkach kampusów w całym kraju, dokonując masowych aresztowań ludzi protestujących pokojowo i w zgodzie z przysługującymi im na podstawie amerykańskiej konstytucji prawami (zatrzymano już ponad 2 tys. osób). Rażące pogwałcenia praw amerykańskich obywateli, szeroko relacjonowane w mediach, stanowią być może pierwsze przeszczepienie na amerykański grunt także tego trendu z Izraela. Dokonywane przez władze nie pomimo tego, że wywoła to oburzenie amerykańskiej opinii publicznej, a po to, żeby takie oburzenie wywołało. Żeby naruszenia praw obywateli amerykańskich przez instytucje ich własnego państwa skupiły na sobie gniew Amerykanów i odwróciły ich uwagę od zbrodni bez porównania większej: przygotowywanej pełnoskalowej inwazji izraelskiego wojska na Rafah.

Rafah to ostatnie niezrównane jeszcze z ziemią miasto w Strefie Gazy, leżące na jej najbardziej południowym końcu; uciekła tam połowa populacji całej enklawy. Izrael już atakuje tę miejscowość – wojsko odcięło dostęp do przejścia granicznego z Egiptem – ale ciągle jeszcze nie jest to inwazja pełnoskalowa. Taką jednak Tel Awiw otwarcie zapowiada, a w czasie odsuwa ją kuluarowe przeciąganie liny z Waszyngtonem.

Idę o zakład, że inwazji tej Biały Dom dał nieoficjalne zielone światło, bo wciąż dostarcza Izraelowi materialnego wsparcia. Tyle że jednocześnie boi się, że prezydent Joe Biden zapłaci za to w nadchodzących wyborach. Stąd jego pogróżki, że przestanie Izraelowi dosyłać uzbrojenie, czego jednocześnie nie zaprzestaje. Inwazja ta może doprowadzić do rzezi tak potwornej, że amerykańska klasa polityczna woli, by rodzima publiczność telewizyjna gniewała się na Bidena za jakieś tam krajowe naruszenia praw z tej czy innej poprawki do konstytucji, niż żeby była w pełni świadoma, jak monstrualnych zbrodni jego administracja de facto pozwoliła dokonać obłąkanemu reżimowi Binjamina Netanjahu.

Kropla drąży skałę! Twoje zaangażowanie ma znaczenie. Pomóż w promocji tego portalu. Udostępnij proszę:
Jarosław Pietrzak
Jarosław Pietrzak
Artykuły: 15
Skip to content