Wygnanie na Synaj

Historia projektów wypchnięcia Palestyńczyków z Gazy nie zaczęła się od „planu Trumpa”.
„Plan odbudowy Gazy” ogłoszony przez Donalda Trumpa 4 lutego br. wywołał burzę zasłużonej krytyki, którą wkrótce spotęgowała publikacja przez amerykańskiego prezydenta skandalicznego materiału wideo. Stworzona narzędziami sztucznej inteligencji kiczowata wizualizacja odbudowanej Gazy wyglądała jak skrzyżowanie Dubaju z Las Vegas, gdzie Trump i Netanjahu piją piwo na plaży, po której hasają półnagie tancerki, co najmniej jedna z nich nawet z brodą. „Plan Trumpa” zakłada, że Palestyńczycy „wyjadą” z Gazy – która już i tak nie nadaje się przecież do życia – w jakieś bezpieczne miejsca w przyjaznych krajach trzecich (najlepiej do Egiptu i Jordanii, bo leżą tuż obok), żeby zrobić miejsce dla tej „odbudowy”.
Trump i Biden: różnica i powtórzenie
Jest to, oczywiście, projekt czystki etnicznej i przymusowego przesiedlenia dwóch milionów ludzi, wielokrotnie już przepędzonych z miejsca w miejsce. „Plan Trumpa” jest więc krytykowany, bo jest przebranym w język real estate bezczelnym projektem przeprowadzenia kolejnych kolosalnych zbrodni.
Współczesne media funkcjonują w sposób, który natychmiast odsuwa w niepamięć, niczym w odległą przeszłość, nawet niedawne wydarzenia. Odmawiają rysowania związków między wydarzeniami rozgrywającymi się dzisiaj a procesami, które do nich doprowadziły lub je poprzedzały. Większość mainstreamowych krytyk „planu Trumpa” wydała się zupełnie zapominać, że administracja Joe Bidena nie fantazjowała może o Dubaj-Vegas na wybrzeżu Morza Śródziemnego, ale do wypchnięcia Palestyńczyków na Synaj dążyła jak najbardziej poważnie.
Gdyby takiego planu nie próbowano na Egipcie forsować, prezydent Sisi nie wypaliłby nagle z wyrazami obawy, jakim zagrożeniem dla Egiptu byłoby przesiedlenie Palestyńczyków ze Strefy Gazy na należący do Egiptu Synaj: Izrael mógłby wkrótce ogłosić, że jego „prawo do obrony” obejmuje teraz także prawo do ataków na terytorium Egiptu, bo tam się z Gazy przeniósł Hamas. (A Izrael już kiedyś okupował także półwysep Synaj).
Tak więc Donald Trump przedstawił na głos i w kuriozalnej formie coś, o czym administracja Bidena rozmawiała po cichu i w zaciszu gabinetów, na pewno „w lepszym stylu”. Ale to wciąż nie był prawdziwy początek podobnych planów.
Narodziny Strefy Gazy
Gaza jako miasto istniała oczywiście od czterech tysiącleci. Przed powstaniem Izraela miasto było stolicą jednego z dystryktów administracyjnych mandatowej Palestyny. Był on większy i miał bardziej naturalnie kręte granice, a niektóre fragmenty dzisiejszej Strefy Gazy podchodziły pod dystrykt Berszeby.
Strefę jako jednostkę geograficzną i polityczną – radykalnie wykrojony bez mała prostokąt dociśnięty do Morza Śródziemnego, nienaturalny w swojej kanciastości, jaki mógł powstać jedynie gestem brutalnej kolonialnej przemocy – stworzyło w 1948 r., powstanie Izraela i brutalne wypędzenie większości arabskiej populacji zajętego przezeń terytorium poza granice nowego państwa. Palestyńczycy nazywają te wydarzenia Nakbą. Zarys tego niemal prostokąta utrwaliło zawieszenie broni między Izraelem a Egiptem, podpisane w 1949 r. Na niecałe dwie dekady umieściło ono Gazę, okoliczne miejscowości i obozy wypełnione uchodźcami z południa Palestyny, pod administracją Egiptu. Powstała jednostka terytorialna o niewielkiej powierzchni, a dużej na swoje rozmiary populacji i właściwie od początku zbyt dużej na swoje ekonomiczne możliwości, bo Izrael zagrabił większość żyznej ziemi uprawnej dystryktów Gazy i Berszeby.
Pierwsze plany wysiedlenia z Gazy
W latach 1949-1956 tysiące palestyńskich uchodźców próbowało zrealizować swoje prawo do powrotu na swoją ziemię; wielu ze Strefy Gazy przekraczało linię demarkacyjną. Izrael zwalczał te podejścia przemocą, obstawiając tamten odcinek granicy specjalną policją graniczną i osiedlami, a także brutalnymi atakami odwetowymi. W 1953 r. młody oficer Ariel Szaron, później premier Izraela, poprowadził atak na obóz uchodźców Burejdż, w którym zginęło co najmniej pięćdziesięciu Palestyńczyków. W kolejnych latach takie napaści na różne miejsca w Gazie stały się częstsze.
W tej sytuacji społeczność międzynarodowa, współodpowiedzialna za problem (Izrael był pierwszym państwem powołanym do życia rezolucją ONZ, choć miał się według tej rezolucji zadowolić węższymi granicami), zaczęła po raz pierwszy rozważać – jako rozwiązanie – pomysły przesiedlenia Palestyńczyków z gęsto zaludnionej Gazy w jakieś „lepsze” miejsce. Doskonale rymowało się to z projektem syjonistycznym, który nazywał tę fantazję „transferem” arabskiej populacji.
Jeszcze przed obaleniem przez Egipcjan monarchii w 1952 r., UNRWA (powołana do życia w 1949 r. agencja ONZ ds. uchodźców palestyńskich) rozpoczęła wraz z rządem w Kairze prace nad pomiarami i badaniem ziemi pod potencjalne stworzenie tam stref rolnictwa i zabudowy – dla uchodźców z Gazy. Po upadku króla nowy rząd rozwinął pomysł z zamiarem umieszczenia na uprawnych ziemiach, na północnym wschodzie Synaju 60 tyś. uchodźców ze Strefy Gazy. Działo się to w synchronizacji z tajnym projektem brytyjsko-amerykańskim znanym jako Plan Alfa, w którym chodziło o doprowadzenie do ugody między Izraelem a państwami arabskimi, lecz kosztem przekierowania gdzieś Palestyńczyków i „wygaszenia” w ten sposób kwestii palestyńskiej.
Podczas gdy stolice na świecie głowiły się, jak i dokąd Palestyńczyków przesiedlić, Izrael robił wszystko, by Gazę im uprzykrzyć, intensyfikując zbrojne napaści. 28 lutego w operacji Czarna Strzała oddziały Cahalu zabiły trzydziestu żołnierzy egipskich stacjonujących w Gazie. W tym samym czasie komunista i poeta Muin Bseiso wszedł w posiadanie dokumentów rysujących plany przesiedlenia na Synaj całego obozu Dżabalia. Komuniści plany te przedrukowali i kolportowali także wśród członków innych organizacji. Wspólnymi siłami komunistów, Bractwa Muzułmańskiego, związku zawodowego nauczycieli i innych ugrupowań wybuchło dwudniowe powstanie zwane czasem „Intifadą Marcową”. Palestyńczycy na ulicach Gazy skandowali, że nie zgadzają się na żadne przesiedlenie jeszcze dalej od swoich prawdziwych domów.
Egipski gubernator wojskowy Gazy przyjął żądania protestujących: anulowanie planu przesiedlenia, uzbrojenie i przeszkolenie w zakresie samoobrony uchodźców atakowanych przez wojsko izraelskie, prawa do zgromadzeń i drukowania własnych publikacji. Przywódcy Intifady Marcowej zostali aresztowani (Bseiso przesiedział w egipskim więzieniu dwa lata), ale pierwsze plany „rozwiązania problemu” metodą wywiezienia Palestyńczyków na Synaj na jakiś czas się posypały.
Gaza pod okupacją Izraela: Plan Allona
W 1967 r. w ciągu zaledwie sześciu czerwcowych dni Izrael najechał i pokonał trzy sąsiednie państwa, Jordanię, Syrię i Egipt. Gaza znalazła się pod okupacją izraelską.
Niemal od razu ówczesny premier Izraela Menachem Begin oraz jego wicepremier Jigal Allon rysowali kolejne projekty „wyszczuplania” populacji z Gazy. Izrael okupował po tej wojnie także Synaj, dlatego tzw. Plan Allona, rozwijany i modyfikowany w latach 1967-1970, rysował na mapach wielką grę przesuwania populacji i przebiegów granic. Miało dojść do redukcji palestyńskiej populacji w Gazie do rozmiarów, którymi łatwiej będzie Izraelowi zarządzać, co miało mu następnie ułatwić bezpośrednią aneksję Strefy. Palestyńczycy stawiali jednak spektakularny opór. Zadanie ich pacyfikacji powierzono znowu Arielowi Szaronowi. W latach 1971-1972 jego żołnierze pozabijali i uwięzili setki bojowników, aż w końcu złamali opór, mordując przywódcę marksistowskiego Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny Mohameda al-Aswada.
Tysiące cywilów zostały wypędzone ze swoich domów, żeby zrobić miejsce dla nielegalnych w rozumieniu prawa międzynarodowego izraelskich osiedli pobudowanych wewnątrz Strefy Gazy. Izraelskie buldożery zrównały z ziemią całe obozy uchodźców, bo ich ulice były za wąskie dla czołgów (Izrael chciał, żeby jego wojska mogły się w każdej chwili łatwo poruszać po okupowanych miastach). 12 tysięcy cywilów – krewnych osób, które Izrael uważał za członków ruchu oporu – zostało deportowanych do obozów internowania na pustyni na Synaju. W 1972 r. część ponownie przesiedlonych rodzin umieszczono na nowym osiedlu zbudowanym dla nich po egipskiej stronie granicy Strefy Gazy, nazwanym Obóz Kanada, po kanadyjskim kontyngencie pokojowym, który tam wcześniej stacjonował.
W połowie lat 70. Plan Allona został porzucony – ale nie marzenia o izraelskiej ekspansji i wypychaniu Palestyńczyków w nim wyrażone.
Porozumienia z Camp David zakładały, że rodziny z Obozu Kanada będą mogły wrócić – do Gazy, nie tam, skąd je wypędzono w 1948 r. Ponieważ Izrael zawsze kłamie, jego rząd chwytał się każdej wymówki, która pozwalała na odkładanie realizacji tego zobowiązania – przez bite dwadzieścia lat. Ludzie ci trafili ostatecznie do Tal al-Sultan, nowej dzielnicy Rafah. Zbudowano ją tak, żeby izraelskie czołgi mogły się zmieścić na jej ulicach, ale Izrael i tak w znacznym stopniu wyburzył ją niewiele później, w 2004 r.
XXI wiek: Plan Eilanda
Generał Giora Eiland był członkiem izraelskiej Narodowej Rady Bezpieczeństwa w latach 2004-2006. Był to moment dziejowy, w którym Ariel Szaron – wówczas już premier – stanął na stanowisku, że najlepszym sposobem na neutralizację Strefy Gazy będzie „wycofanie się” Izraela stamtąd. Miało ono doprowadzić do jej izolacji, a Izrael i tak miał kontrolować wszystko z zewnątrz (z lądu, morza i powietrza), jednocześnie zdejmując z siebie ogromne koszty generowane przez obecność wojska w gęsto zaludnionej enklawie. Uwolnione w ten sposób siły miały być przekierowane na ekspansję na Zachodnim Brzegu, postrzeganym jako ważniejszy na ówczesnym etapie projektu izraelskiej ekspansji.
Eiland proponował inne podejście. Jeden z doradców George’a W. Busha, Elliot Abrams, twierdził, że Eiland już w 2004 r. postulował, by Egipt odstąpił terytorium znacznie większe od Gazy, by wchłonęło ono dużą część Palestyńczyków ze Strefy. Plan taki, być może w kolejnych modyfikacjach, zaczęto z czasem nazywać także „Planem Wielkiej Gazy” (z ang. Greater Gaza Plan). „Nowa większa Gaza” na Synaju, w zależności od różnych relacji, a więc pewnie w różnych wersjach planu, miała albo pomieścić Palestyńczyków wysiedlonych z Gazy, albo w połączeniu ze Strefą Gazy stanowić namiastkowe niby-państewko palestyńskie, do którego trafiłaby jak największa część Palestyńczyków także z Zachodniego Brzegu, przeznaczonego do ostatecznej aneksji przez Izrael, raz na zawsze wykluczonego z jakichkolwiek perspektyw na palestyńską suwerenność.
W 2014 r. wydawany w Londynie arabski dziennik „Asharq Al-Awsat” ujawnił, że w 2007 r. Amerykanie naciskali na ówczesnego prezydenta Egiptu Husniego Mubaraka na przyjęcie którejś z wersji planu Eilanda. Znaczy to, że Amerykanie już wtedy nie tylko znali, ale uznali i wspierali projekt skupionych na Gazie nowych wielkich czystek etnicznych w Palestynie. W zamian proponowali Mubarakowi, że Egipt otrzyma pas ziemi na południowym wschodzie Izraela, umożliwiający budowę tunelu samochodowego łączącego kraj z Jordanią. Mubarak miał kategorycznie odrzucić wszelkie koncepcje oddawania suwerenności nad jakąkolwiek częścią terytorium Egiptu, żeby robić miejsce dla ekspansji Izraela. Już po utracie władzy Mubarak sugerował przy innych okazjach, że podobne „propozycje” otrzymywał od Izraela i USA kilka razy. Według „Asharq Al-Awsat”, po upadku Mubaraka takie same naciski wywierano na następnego prezydenta, Muhammada Mursiego z Bractwa Muzułmańskiego. Zachodnie media zupełnie ten temat wówczas przemilczały. Do szlachetnych wyjątków należał brytyjski dziennikarz Jonathan Cook, który donosił o tym na łamach wydawanego w Wielkiej Brytanii poświęconego tematyce Bliskiego Wschodu niewielkiego serwisu internetowego Middle East Eye.
W pierwszej dekadzie XXI w. tej propozycji Eilanda nie udawało się zrealizować – w przeciwieństwo do innej koncepcji również jego autorstwa, znanej dzisiaj jako „doktryna Dahija”. Dahija to jedna z dzielnic stolicy Libanu Bejrutu. Stanowiła „twierdzę” Hezbollahu, która została bezlitośnie zbombardowana przez Izrael w czasie wojny 2006 r. W doktrynie Dahija chodzi o pokonanie przeciwnika poprzez tak ciężką destrukcję wszelkiej cywilnej infrastruktury w jego otoczeniu, żeby doprowadzić do paraliżu jego możliwości funkcjonowania oraz zachwiania poparciem, jakie ma wśród ludności cywilnej.
Planu Eilanda dotyczącego wysiedlenia Palestyńczyków na Synaj długo nie dało się przepchnąć, niemniej jednak przepychać próbowano go najpewniej cały czas. W czasie swojej pierwszej prezydentury Trump chciał narzucić Egiptowi przesiedlenie Palestyńczyków na Synaj jako część swojego „dealu stulecia” dla Bliskiego Wschodu.
Kiedy nie przechodziły projekty tak radykalne jak wykrawanie terytorium Synaju, żeby Izrael miał dokąd przepędzać Palestyńczyków, próbowano realizować inne, bardziej „dyskretne”, o charakterze ekonomicznym. Np. projekty inwestycyjne w Egipcie, do pracy, na których zamierzano zaprosić Palestyńczyków z Gazy w nadziei, że przynajmniej część z nich zostanie już tam, gdzie ma pracę i dach nad głową. Takie cele miały według niektórych przyświecać inwestycjom w port i lotnisko w Al-Arisz na śródziemnomorskim wybrzeżu Synaju. O tym, że projekt wysiedlenia musiał cały czas powracać w komunikatach wysyłanych przez USA i Izrael do Egiptu, świadczy pośrednio, że już 9 października 2023 r., a więc nazajutrz po rozpoczęciu przez Izrael odwetu za 7 października, pojawiły się pierwsze doniesienia o osiedlach namiotowych planowanych dla uciekających Palestyńczyków na Synaju. Egipt musiał się więc spodziewać – i mieć powody, żeby się spodziewać – na co się zanosi. Nawet jeżeli oficjalnie odrzucał wspólnictwo w zamierzonych przez Izrael czystkach etnicznych.
Lina Attalah z egipskiego portalu Mada Masr trafnie sugeruje, że na naszych oczach w Gazie doszło ostatecznie do fuzji obydwu propozycji Eilanda w jedną połączoną wizję „rozwiązania kwestii Palestyńskiej”. Całkowite zniszczenie infrastruktury plus maksimum cierpienia zadawanego ludności cywilnej, żeby pokonać ruch oporu i pozbawić go oparcia w populacji (czyli doktryna Dahija), a także uczynić życie cywilów najzwyczajniej niemożliwym i zmusić ich do opuszczenia ich kraju. Eiland pisuje teraz w izraelskich mediach opinie, że należy wytworzyć w Gazie taką katastrofę, żeby wypchnęła ona stamtąd Palestyńczyków (jeżeli się uda, to wszystkich) na Synaj. Pod wizją tą podpisują się otwarcie kolejni izraelscy stratedzy i politycy, obserwujemy też rozszerzanie tej strategii na Zachodni Brzeg, gdzie z domów wypędzono już dziesiątki tysięcy ludzi.
Po 7 października
O próbach przekonania Egiptu do przyjęcia umykających przed amerykańskimi bombardowaniami uchodźców z Gazy agencja Reutera informowała już 11 października 20023 r.
Pierwszy wewnętrzny dokument gabinetu Netanjahu z planami wypchnięcia populacji Gazy na Synaj wyciekł już 24 października 2023 r. 2,3 mln Palestyńczyków miało według tamtego planu znaleźć tymczasowe schronienie w miasteczkach namiotowych na Synaju, podczas gdy budowano by im osiedla i miasta do pozostania już na stałe po egipskiej stronie granicy. Szeroka na kilka kilometrów strefa zmilitaryzowana zapewniałaby, że żaden powrót do Gazy nie będzie już nigdy dla nich możliwy. Żeby Egipt nie został sam z problemem, Izrael zamierzał zachęcać inne kraje – Kanadę, Grecję, Hiszpanię i państwa Afryki Północnej, by absorbowały część ponownie wypędzonej populacji. Według brytyjskiego dziennika „The Financial Times”, m. in. dyplomacje Czech i Austrii zapaliły się do przepychania w Kairze tego pomysłu i „wywierania presji” na Kair, żeby się na to zgodził. Egipt, którego problemy gospodarcze są dziś powszechnie znane, próbowano przekupić czy to perspektywą anulowania części zadłużenia, czy bezpośredniego wsparcia ekonomicznego.
Jeżeli więc przedstawiony przez Trumpa w lutym 2025 r. był rzeczywiście szokujący, to nie całkiem dlatego, że proponował coś, czego przed nim nie proponowano. Projekty wypędzenia Palestyńczyków z Gazy (a czasem także z Zachodniego Brzegu), m. in. na Synaj, są co najmniej tak stare, jak Państwo Izrael – albo jak projekt syjonistyczny w ogóle. Marzenie o wypędzeniu Palestyńczyków z Gazy wpisuje się bowiem w większe, do niedawna wstydliwie ukrywane przed światem, marzenie ruchu syjonistycznego: o dalszej rozpasanej ekspansji, o „Wielkim Izraelu”.
Półtora roku transmitowanego na żywo w mediach społecznościowych ludobójstwa wciąż jednak nie wypchnęło Palestyńczyków z Gazy. Poddanie Gazy bezprecedensowym zniszczeniom okazało się nie wystarczyć, żeby złamać opór Palestyńczyków i rzeczywistości. Najnowszy raport izraelskiego dziennikarza Merona Rapoporta z portalu +972 Magazine sugeruje, że Izrael szykuje się więc do zastąpienia tego planu skoncentrowaniem pozostających jeszcze przy życiu Palestyńczyków na niewielkim skrawku Strefy Gazy obróconym w ogrodzony i odizolowany obóz koncentracyjny.